Cienie Sałtykowa-Szczedrina
"Nie mogę się nadziwić głupocie cenzorów, którzy przepuszczają utwory podobne do tego, gdzie udowadnia się konieczność zgilotynowania wszystkich bogaczy i dostojników..." pisał carski urzędnik po ukazaniu się "Zawikłanej sprawy", jednego z pierwszych utworów Michała Jewgrafowicza Sałtykowa (Michał Szczedrin) to pseudonim literacki, który przybrał Sałtykow w 10 lat później wydając swoje "Szkice gubernialne".
Słowa te doskonale charakteryzują pasję twórczą Sałtykowa - nieugiętego demaskatora podłości i niesprawiedliwości ustroju feudalno-pańszczyźnianego carskiej Rosji. Jego satyra, operująca nierzadko niezwykle śmiałymi przejaskrawieniami i - zdawałoby się nieprawdopodobnymi sytuacjami, pozostała mimo to w pełni realistyczna, uderzała celnie w najbardziej charakterystyczne i typowe symptomy życia Rosji carskiej, ukazywała prawdę z taką siłą uogólnień, że nie tylko piętnowała fałsz i zło w określonym okresie historii, lecz będzie zawsze trafiała tam, gdzie zło i fałsz jeszcze egzystują.
Realizm Sałtykowa - to nie tylko realizm krytyczny. Szczedrin nie ograniczał się jedynie do potępiania otaczającego go świata; znał i wskazywał drogę wiodącą do wyzwolenia od krzywdy i niesprawiedliwości. Już w młodzieńczych latach, przebywając w liceum w Carskim Siole, gdzie głęboko tkwiły tradycje myśli Puszkina, dekabrysty Kuechelbeckera i Pietraszewskiego, zetknął się Sałtykow z twórczością Bielińskiego, a współpracując z Czernyszewskim i Dobrolubowem w redagowaniu "Sowremiennika", poznał ideologię rewolucyjnych demokratów, której pozostał wierny do końca życia. Na równi ze wstecznictwem brzydził się deklaratywną rewolucyjnością nie mającą pokrycia w czynach, nienawidził oportunizmu i liberalizmu.
O sile i aktualności satyry Szczedrina świadczy najlepiej fakt, że wiele jego powiedzeń, określeń i charakterystyk postaci weszło na stałe do języka rosyjskiego. Słowa Sałtykowa przytaczał Lenin, Stalin piętnował nimi oportunistów i zdrajców rewolucji, a Malenkow zwracając się do dramatopisarzy z trybuny XIX Zjazdu KPZR, nawoływał do kontynuowania tradycji Gogola i Szczedrina.
W bogatym dorobku twórczym Sałtykowa utwory przeznaczone na scenę stanowiły skromny ilościowo udział. Szerzej znana była komedia "Śmierć Pazuchina", drugi zaś utwór sceniczny - satyra dramatyczna "Cienie" doczekała się dopiero w ostatnich dwóch latach realizacji, które od razu przyniosły tej sztuce ogromne powodzenie.
Szczedrin napisał "Cienie" w okresie następującym bezpośrednio po "reformie wiejskiej" 1861 roku, która nie przyniosła spodziewanej ulgi masom ludowym. Chłopi burzyli się, raz po raz zrywały się zbrojne bunty. Rząd przerażony sytuacją wewnętrzną i powstaniem styczniowym w Polsce, które wśród postępowego odłamu społeczeństwa rosyjskiego znajdowało bardzo licznych zwolenników, zaostrzył czujność wobec wszelkich przejawów swobody myśli i poglądów. Cenzura szalała.
Nie było mowy, aby "Cienie", w których Sałtykow rozprawiał się w bezwzględny sposób ze zgnilizną biurokracji i najwyższych czynników rządzących, oraz wskazywał na nowe siły, mogące zmieść stary ład społeczny, mogły zostać wydane, a - tym bardziej - wystawione na scenie. Dopiero w 25 rocznicę śmierci autora, w r. 1914, ogłoszono drukiem fragmenty sztuki i wystawiono ją w Teatrze Mariańskim. "Cienie", ukazane wówczas jako komedia obyczajowa i pozbawione ostrza satyry nie zdobyły uznania i zostały zdjęte z afisza po jednym przedstawieniu. Z zapomnienia wydobył je dopiero znakomity reżyser N. P. Akimow, dając odkrywczy spektakl w leningradzkim Teatrze Nowym. Podobnym sukcesem, sztuki Szczedrina stała się jej realizacja w Teatrze im. Puszkina w Moskwie.
Po raz czwarty ujrzały "Cienie" światła rampy na scenie kameralnej Państwowych Teatrów Dramatycznych we Wrocławiu w reżyserii Romana Sykały. Wybór sztuki świadczy o dużych ambicjach tego młodego reżysera. "Cienie" to sztuka niełatwa do realizacji, obfitująca w długie monologi i pełne finezji dialogi, w których bohaterowie utworu kłamią nie tylko wobec swych partnerów, ale i wobec samych siebie. "Cienie" posiadają też dwa nurty: jeden zarysowany z jaskrawą ostrością i drugi - o wiele ważniejszy - ukryty w kwestiach rzucanych mimochodem, w niedomówieniach i między wierszami; od trafnego odczytania i wydobycia tego drugiego zależy społeczny i artystyczny sens realizacji.
Bohaterami "Cieni" są urzędnicy, arystokracja i dzierżawcy dochodów puhlicznych, ludzie podli i przebiegli, lub tak zduszeni trybami reżimu biurokracji, że nawet gdy czasem zdobędą się na odruch buntu - przestraszeni swą śmiałością, brną czym prędzej z powrotem w jeszcze głębsze bagno upodlenia.
Szczedrin ukazuje całą galerię carskich urzędników. Jest w "Cieniach" Piotr Sergiejewicz Kławierow, karierowicz w wielkim stylu, nie przebierający w środkach wiodących w górę drabiny urzędniczej kariery, drapujący się, gdy potrzeba, w togę liberała, a przyparty do muru - popisujący się "ryzykancką elastycznością zasad i przekonań". Jest Paweł Mikołajewicz Nabojkin - przewrotny, żerujący na sukcesach swego zwierzchnika i wraz z nim grający rolę strzegącego zasad liberała, i Iwan Michajłowicz Swistikow - drobny urzędniczyna, całkowicie stłamszony przez biurokratyczną machinę, trzymający się kurczowo na powierzchni życia przez podlizywanie się zwierzchnikom. Każdy z nich drży o swoje stanowisko, boi się wyrazić jakikolwiek osobisty pogląd, aby się komu nie narazić. To cienie, a nie ludzie. Cienie, których czynami i myślami kieruje rządowa klika arystokratów i nowa arystokracja pieniądza, chwytająca w swe ręce władzę.
Ale cieniami są nie tylko słudzy rządzącej kliki. Tamci, ważni, stojący u władzy dzięki urodzeniu, czy pieniądzom, są też cieniami na drodze walczącego o sprawiedliwość społeczeństwa, bo rodzą się już nowe siły, które ich zmiotą z powierzchni ziemi. Wie o tym i Kławierow i książę Tarakanow - obaj starają się przed sobą ukryć strach przed nadchodzącym "nowym", obaj udają, że bagatelizują niebezpieczeństwo, ale nie mogą się powstrzymać, aby w swych rozważaniach nie nawracać raz po raz do dręczących ich niepokojów.
Szczedrin nie mógł, wobec coraz bardziej zaostrzającej się cenzury, otwarcie ukazać rewolucyjnych sił zagrażających petersburskim "cieniom". W sztuce mówi się o bliżej nieokreślonej "grupie Szalimowa", budzącej sumienie społeczeństwa; mówi się mimochodem i półsłówkami, ale między wierszami odczytać rnożna bez omyłki, o jakim to odłamie społeczeństwa mówi Szczedrin i jaka jest jego siła.
Mówiłem na wstępie o aktualności uogólnień Szczedrina. W "Cieniach" aktualność jego satyry jest wprost uderzająca - bo czyż stosunki ukazane w tej sztuce nie nasuwają nam natychmiast na myśl stosunków panujących w państwach bloku atlantyckiego? Czyż cieniami nie są owi znani nam dostojnicy, korzący się przed kierującą władzą kapitału? A czyż strach przed rodzącym się "nowym" nie jest również udziałem i tych najmożniejszych w państwach rządzonych przemocą pieniądza i pięści?
Na tym jednak nie kończy się aktualność satyry Sałtykowa. Bo spójrzmy wokół siebie; czyż nie znajdziemy w naszym społeczeństwie takich "Kławierowów" - wytwornych, szermujących pięknymi frazesami karierowiczów, którzy pnąc się bez pardonu po szczeblach kariery, odcinają się od życia i interesów narodu? Ohyda kławierowszczyzny - haniebnej pozostałości z czasów "królestwa cieni", groźnej narośli na organizmie naszego społeczeństwa, znajduje w satyrze Szczedrina odpowiednią odprawę i oświetlenie.
I tu należą się słowa uznania dla reżysera wrocławskiego przedstawienia, Romana Sykały, który nie tylko ukazał ów pierwszoplanowy nurt sztuki, ową atmosferę rozkładu panującą wśród carskiej biurokracji i sposoby rządzenia kliki książąt Tarakanowych i dorobkiewiczów Narukawnikowych, lecz także potrafił, nawet w momentach największego triumfu petersburskich cieni, ukazać ich strach i niepewność przed nadchodzącym "nowym", wskazać na siły, które obalą świat podłości i przemocy.
Bez wykraczania poza styl epoki, trzymając się ściśle tekstu autorskiego, reżyser oddał szeroki oddech uogólnień i aktualność satyry Szczedrina przez uwypuklenie naczelnych idei sztuki i twórcze rozbudowanie sytuacji. Jest to naprawdę interesująca i inteligentna robota reżyserska.
Należy natomiast dyskutować nad koncepcją formy artystycznej spektaklu, a raczej nad rozdwojeniem tej koncepcji. Sykała rozpoczyna sztukę wyraźnym chwytem satyrycznym, stojącym na granicy groteski: na panoramę Petersburga rzuca dwa groteskowe cienie dżentelmenów z cylindrami; za sceną muzyczka gra stylową melodyjkę. Melodyjka ta będzie się jeszcze powtarzać kilkakrotnie, towarzysząc sukcesom Kławierowa, umowna, nierealistyczna, płynąca "z nikąd". Muzyka ta kłóci się z realizmem tekstu i sytuacji, a wstępny chwyt z cieniami nie ma w dalszej akcji jakiegoś odpowiednika, który by usprawiedliwiał jego zastosowanie i ujmował sztukę w jednolite ramy. Podobnie i kilka drugoplanowych postaci reżyser ustawił na pograniczu groteski traktując przy tym główne postacie sztuki w pełni realistycznie. I cóż z tego, że pomysły z cieniami i muzyczką są dowcipne, że postacie księcia Tara-kanowa (Jerzy Adamczak), Aprianina (Cyryl Przybył), Kamarżincewa (Zenon Burzyński), czy Narukawnikowa (Ryszard Michalak) są zarysowane z bezbłędną ostrością karykatury i konsekwentnie zagrane przez wykonawców, kiedy wykraczają poza realistyczne ramy całości. A niekiedy nawet rozdwojenie koncepcji reżyserskiej przebiegło przez charaktery niektórych postaci, jak to obserwujemy u Swistikowa (Józef Pieracki) i Nabojkina (Igor Przegrodzki).
Wydaje się, jak gdyby Sykała chciał początkowo ująć cały spektakl w krzywe zwierciadło satyrycznej karykatury, a następnie zawahał się i cofnął z pierwotnie obranej drogi.
Jest niewątpliwie rzeczą dyskusji, czy należało "Cienie" traktować jako satyrę doprowadzoną aż do groteski, czy też poprowadzić spektakl po jednolitej linii realistycznej. W każdym razie należało się zdecydować na jedną z tych koncepcji. Co do mnie, przychylałbym się raczej do drugiej koncepcji, gdyż uważam, iż satyra Szczedrina w "Cieniach" posiada taką ostrość i pełnię realizmu, że dla wydobycia problemów zawartych w tej sztuce niepotrzebne są karykaturalne przejaskrawienia, a spektakl i tak bardzo interesujący ze względu na wartości tekstu, odkrywcze spojrzenie reżysera i grę aktorów - nie straciłby nic ze swej atrakcyjności.
Gdy analizujemy grę aktorów w "Cieniach" na pierwszy plan wysuwa się precyzja i sugestywność, z jaką podawali swe trudne i niejednokrotnie bardzo długie monologi, trzymając słuchacza w nieustannym napięciu Ignacy Machowski i Artur Młodnicki.
Monolog Bobyriewa w wykonaniu Machowskiego wstrząsał tragedią człowieka oplatanego w sidła cudzej podłości i własnej, zaledwie uzmysłowionej żądzy kariery. Ale sukcesem Machowskiego jest nie tylko samo znakomite wygłoszenie monologu, lecz naprawdę konsekwentne odczytanie postaci, ukazanie charakteru człowieka i miotających nim sprzeczności, które tłumaczą jego bunt i następującą po nim kapitulację.
Kławierow Artura Młodnickiego - zimny i wyrachowany karierowicz, podlec i szuja, osobistym czarem zjednujący sobie całe otoczenie (co czyni go tym niebezpieczniejszym), jest postacią sceniczną, której prędko się nie zapomina. Również i Małgorzata Lorentowicz bardzo interesująco przeprowadziła proces, przeobrażania się Zofii Bobyriewowej od dbającej o pozory rozpieszczonej prowincjonalnej piękności, poprzez rozhukaną, królowę petersburskich hulanek Kławierowa i jego świty, do dojrzałej kobiety, która ujrzawszy całą prawdę otaczającego ją świata, decyduje się, mimo wstrętu, płynąć z falą ohydnego życia.
Do sukcesu przedstawienia przyczyniła się niemało świetna oprawa sceniczna Jadwigi Przeradzkiej, która wszystkie, najprecyzyjniej obmyślane szczegóły dekoracji, kostiumów i rekwizytów, podporządkowała malarskiej koncepcji całości i atmosferze sztuki.