Artykuły

Z czego tu się cieszyć?

JERZY BROSZKIEWICZ napisał farsę "NIEPOKÓJ PRZED PO­DROŻĄ". Wziął kilka ogranych motywów teatralnych: udawanie nieboszczyka, łowienie posagów, starcze zaloty, perypetie spadko­we. Do tego dodał trochę realiów współczesnych: tęsknoty za bogatym wujaszkiem na Wyspach Bo­żego Narodzenia, który to wujaszek okazuje się nędzarzem łasym na rodzinne dostatki w kraju; nieczy­ste interesy finansowe i przestęp­stwa gospodarcze; kociak nie­winny i kociak intelektual­ny; dwóch młodych głuptasów i dwóch starych drani; mieszczań­ska rodzinka i mieszczańska mo­ralność. Farsa jak farsa. Niewiele tu dowcipu, więcej humoru me­chanicznego i sytuacyjnego. Tej farsy Broszkiewicz nie zaliczy do swych najlepszych utworów. Wia­domo - pisze ich dużo i szybko, co mu się chwali. Ten napisał w dodatku trochę na kolanie, co mu się mniej chwali. Ale "Niepokój przed podróżą" zagrany w ostry,

farsowy sposób z zachowaniem konkretnego tła życiowego mógł­by być dla widza zabawą - bła­hą i dość pustą, ale jednak za­bawą.

Sztukę Broszkiewicza wystawił Teatr Rozmaitości. Jak wystawił? Oto wyobraźmy sobie... Nie, tego nie można sobie wyobrazić. To trzeba (lub raczej nie trzeba) zo­baczyć. Wątlutką farsę potrakto­wano jak misterium. To tak jak­by - dajmy na to - z "Wicka i Wacka" zrobiono "Dziady" na sce­nie. A więc grano z namaszcze­niem; światła tajemniczo migały, zapadały się w mrok, to znów padały krwawym reflektorem; przygrywała muzyczka o tonach infernalnych; ludzie ukazywali się jak zjawy; wszystko działo się w bunkrze ze ścianami bardzo brzydko posmarowanymi przez JÓZEFA SZAJNĘ; z tego bunkra otwierały się tajne okienka, w których pojawiały się różne po­stacie, a dwa razy wyciągnęła się gigantyczna ręka i wyręczając

posłańca przynosiła kwiaty kobie­tom; dla rozładowania ponurej atmosfery od czasu do czasu wplatano humorystyczne wstawki oparte głównie na głośnym śmie­chu na scenie oraz na zgrywa­niu się aktorów; jedna z tych sce­nek została rozegrana pod otwar­tymi parasolami żeby było groź­niej, bo parasole były czarne jak i rękawiczki dwóch młodych amantów. W sumie - o rety! Ogarniał śmiech pusty, a raczej litość i trwoga. Każdy akt sztuki Broszkiewicza kończy się powie­dzeniem: "I z czego tu się cie­szyć!" Rzeczywiście.

Co można powiedzieć o akto­rach? Ze JADWIGA CHOJNACKA męczyła się w roli nie dla niej. Ze nawet aktor o tak dużej sile komicznej Jak TADEUSZ CHMIELEWSKI był ponury. Ze ZY­GMUNT KĘSTOWICZ nie wie­dział kogo ma grać. Ze BOŻENA KUROWSKA i HALINA SEROCZYŃSKA były nader urodziwe. Że inni też niedobrze grali.

Broszkiewicza nie było na pre­mierze prasowej. Pewnie nie chciał patrzeć jak jego farsa schodziła na dziady.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji