Artykuły

Taniec w stanie czystym

"Obsesje" w reż. Krzysztofa Pastora z Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie, gościnnie w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Rozpocząć tę relację można by od dowolnie wybranego, jednego z trzech baletowych obrazów, jakie składają się na widowisko "Obsesje" Polskiego Baletu Narodowego, pokazane w miniony piątek i sobotę w Operze Bałtyckiej. Te trzy ogniwa, dzieło dwóch choreografów, są autonomiczne i tylko luźno ze sobą powiązane.

Rozpocząć relację można zatem od środka, czyli od "Powracających fal", choreografii Emila Wesołowskiego do muzyki Mieczysława Karłowicza. W ciągu kilkunastu minut dwoje tancerzy odegrało przed widzami niemal wszystko, co rozegrać się może w miłosnym związku kobiety i mężczyzny. "Niemal", ponieważ nie doczekamy się tu harmonii, początkowego albo końcowego ładu. Opowieść nie zaczyna się w raju, tylko od kłótni w relacji, kapitalnie, z dużą znajomością rzeczy, przedstawionej przez Wesołowskiego. Ta wzajemna gra urazów i wybaczeń, która długo nie może się zsynchronizować ze sobą, więc gdy jedno wybacza, drugie akurat chowa w sercu urazę, a potem na odwrót...

Tych mikrourazów nigdy nie udaje się do końca naprawić i zaleczyć. Drobne pęknięcia sumują się w stopniowo narastające oddalenie, przedzielane coraz krótszymi momentami bliskości. Mężczyzna na coraz dłużej znika w kulisach, kobieta coraz rozpaczliwiej próbuje go przy sobie zatrzymać. Ten balet ludzkich namiętności rozgrywa się wokół stołu i krzeseł, jedynego, obok zwisających z góry lamp z blaszanymi kloszami, elementu scenografii. Stół jest tradycyjnym symbolem domu, pokoju, ciepła. Tu staje się symbolem uwięzienia w coraz bardziej niszczącej relacji. Kobieta konstruuje z niego nawet rodzaj wielkiej pułapki na myszy, ale sprawia tyle, że mężczyzna wyrywa się na wolność i już ostatecznie, na zawsze, znika za kulisami. Lampy z blaszanymi kloszami opuszczają się tuż nad scenę, tak jakby nad samotną kobietą zamknął się niewidzialny sufit. Gaśnie światło, rozpacz i opuszczenie pozostawione są już domyślności widza.

Ta piękna w swojej prawdziwości, zarazem delikatna i bolesna, choreografia Wesołowskiego, świetnie zespolona z opadającą i wzbierającą falami muzyką Karłowicza, na wieczorze baletowym została oprawiona dwiema choreografiami Krzysztofa Pastora, kierującego od 2009 r. Polskim Baletem Narodowym.

Wieczór otworzyło jego "Adagio & Scherzo" do środkowych części Kwintetu smyczkowego C-Dur Franciszka Schuberta, na koniec zaś, po "Powracających falach", obejrzeliśmy jeszcze "Moving rooms" [na zdjęciu], do muzyki Alfreda Schnittkego i Henryka Marii Góreckiego. Pastor wprowadza widzów w inny baletowy świat, niż ten, do jakiego zaprosił Emil Wesołowski. Oba baletowe obrazy Pastora to przykłady widowiska, które nie sięga po jakąś, dającą się streścić, fabułę. To taniec w stanie czystym, w którym ciała tancerzy i ruch są abstrakcyjnymi, co wcale nie znaczy: mało czytelnymi, znakami emocji. W obu też choreografiach, zwłaszcza w "Adagio & Scherzo", Pastor odwołuje się do możliwości ekspresji, jakie daje balet w swojej neoklasycznej wersji. I udowadnia, że wszelkie twierdzenia o anachroniczności tego języka, który ponoć nie współbrzmi ze współczesną wrażliwością, można między bajki włożyć.

Dawno nie było mi dane tak intensywne doświadczenie sceny i teatru, jak w tych dwóch baletowych obrazach Krzysztofa Pastora. Zdumiewało też, jak odmienny jest świat emocji każdego z tych dwóch przedstawień. W "Adagio & Scherzo" Pastor wykorzystał melancholijną muzykę Schuberta do stworzenia urzekających swoją delikatnością choreograficznych układów. Na początku, na finał oraz w trakcie tej baletowej miniatury tancerze zastygali w nieruchomym żywym obrazie, tak jakby choreograf, w ślad za kompozytorem, uważał, że piękno da się uchwycić i zatrzymać.

"Moving rooms" z kolei to obraz niebywale dynamiczny, zwarty, perfekcyjnie ułożony z układów, w których ruch dokonywał się pod dyktando zmieniających się na scenie, ruchliwych, rozświetlonych prostokątów. To piękno radykalnie innej natury, niż to, które urzekało w "Adagio & Scherzo". Piękno siły, motoryki - równie niezwykłe.

To nie pierwsza sposobność, by na scenie Opery Bałtyckiej spotykać się z wybitnymi choreografami i świetnym zespołami. Współpracują oni z Bałtyckim Teatrem Tańca- albo przywożą własne produkcje. Opera Bałtycka stała się rodzajem baletowej wszechnicy. Oby zajęcia odbywały się w niej jak najczęściej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji