Owacji nie było... Młodości, ty nad poziomy...
"COLLEGE No 84" - piąta realizacja Teatru Ekspresji okazuje się jedną ze słabszych jeśli nie wręcz najmniej udaną pozycją, w dorobku zespołu. Tej opinii nie podziela zapewne część młodzieżowej publiczności, jak zawsze żywo, niemal entuzjastycznie przyjmującej spektakle tego teatru. Młodzi wyrazili swe uznanie długimi brawami po piątkowej premierze, która odbyła się na scenie Teatru Muzycznego. Owacji jednak nie było...
"College No 24" - kolejne autorskie przedstawienie szefa TE Wojciecha Misiury prezentuje to do czego artysta zdążył nas już przyzwyczaić. Nie zaskakuje niczym nowym w stylu, formule, kształcie widowiska. Jest to jak zwykle u Misiury - afabularna "opowieść" wyrażana ruchem, odwołująca się do symboli. Nie jest zarzutem ani mankamentem fakt, iż Misiuro i jego zespół wierni są pewnemu stylowi i obranej konwencji, bo to ona przecież określa charakter Teatru Ekspresji. W tym przedstawieniu jednak zbyt wiele rzeczy drażni: kroki, kroczki, skoki i marsze od kulisy do kulisy, nadużywanie powtórzeń osłabiających dynamikę widowiska; monotonia wkradająca się zwłaszcza do pierwszej części spektaklu. Ma on wprawdzie kilka scen bardzo udanych i pięknych plastycznie, ma też efektowny, zabawny finał, a w sumie gorzką puentę. Bo jest to artystyczna obrazowo ukazana wizja młodości, która mija, tracąc wśród buntu piękne ideały i marzenia, wyparte przez konwenans, formę, brutalność i pozory wszechobecne w dojrzałym życiu. Szkoda, że tej myśli i przesłania nie udało się na scenie pokazać ciekawiej. Doskonałe fragmenty tudzież precyzja samego wykonania nie wystarczą, kiedy efekt paru co najmniej rozwiązań psuje się ich przywoływaniem w nieskończoność aż do znudzenia. Wtóruje temu monotonia muzyki Marcina Krzyżanowskiego, mocnej i drażniącej. W drugiej - pod każdym względem lepszej części i kompozytor sprawia nam parę niespodzianek, ale całości obronić się nie da.