Artykuły

Spektakl o Polsce, której nie ma

- Wciąż jesteśmy postrzegani jako teatr estetyzujący, zakopany w intymnościach, zanurzony w problemach egzystencjalnych człowieka. Dlatego w tym przypadku ruszamy na bój z naszą wypracowaną estetyką i myśleniem o naszym teatrze. W "Intro" jesteśmy dużo bardziej bezpośredni. To, co pokażemy, to w pewnym sensie dziwny kabaret - mówi Leszek Bzdyl przed premierą spektaklu Teatru Dada von Bzdülöw.

Z Leszkiem Bzdylem, choreografem, jednym z twórców przedstawienia "Intro" [na zdjęciu], nowej premiery Teatru Dada von Bzdülöw.

Przy okazji najnowszej premiery nastąpiła okolicznościowa zmiana nazwy teatru na Narodowy Teatr Dada. Będziecie tańczyć kujawiaka? Mazura?

- Słowa "naród" i "narodowy" są ostatnio boleśnie nadużywane, od lewa do prawa, w każdym niejako kontekście... Zatem i my pozwalamy sobie na to nadużycie. A ten nasz nowy przydomek niekoniecznie oznacza, że będziemy na scenie wodzić poloneza. Dziś każdy, kto publicznie zabiera głos, musi wrzucić do swego expose słowo "naród" lub "narodowy", bo to niejako potwierdza racje tego, o czym mówi. W "Intro" proklamujemy Narodowy Teatr Dada, ale i temat, który poruszamy, dotyka tego, co nas otacza. Naszymi bohaterami są Chorwatka, Żyd, Iranka i Czeczen.

Co z nimi?

- Chcą do Polski. Tutaj chcą żyć. Chcą wzmacniać ten kraj, stwarzać go, kreować. To jest dla nich ziemia obiecana. Są bardziej polscy niż Polacy, więc to oni niejako stwarzają ten narodowy teatr.

Dość zawikłane...

- Mnie też trudno to pojąć, choć za chwilę premiera (śmiech). Ale mam alibi - kiedy próbuję spokojnie i bez chwilowych emocji spojrzeć na to, co dzieje się w naszym życiu publicznym, to jeszcze mniej rozumiem... Rok temu podjęliśmy decyzję o temacie i jego, nazwijmy to, komponentach scenicznych. W ostatnich tygodniach dookreśliliśmy rzeczywistość, w której nasze postaci funkcjonują. Przyznaję jednak, że z niepokojem podchodzę do tej premiery. Obawiam się nerwowej reakcji na to, o czym opowiadamy i jak opowiadamy. Kiedy zdecydowaliśmy się zrobić ten spektakl, zupełnie nie myśleliśmy o tym, czy ktoś będzie, czy nie będzie oburzony. Chcieliśmy zmierzyć się z tą specyficzną narodową psychozą. Z drugiej strony sam już nie wiem, co tak naprawdę jest teraz oburzające. Być może już nikogo nic nie obchodzi, a tylko media generują to, czy coś jest obrazoburcze, czy nie. Najważniejsza i tak będzie w naszym przypadku konfrontacja z widownią, to ona zdecyduje. Wtedy dowiemy się, na ile to, o czym opowiadamy, rezonuje, a na ile jest to tylko nasze wyobrażenie o absurdzie świata, który nas otacza. Wciąż jesteśmy postrzegani jako teatr estetyzujący, zakopany w intymnościach, zanurzony w problemach egzystencjalnych człowieka. Dlatego w tym przypadku ruszamy na bój z naszą wypracowaną estetyką i myśleniem o naszym teatrze. To nie jest oczywiście w historii teatru Dada nowość. Mamy za sobą kilka przedstawień, ostatni "Le sacre" z 2010 roku, gdzie już próbowaliśmy rozmawiać na temat ofiary, której żąda naród od jednostki. Mówiliśmy o wolności, o manipulowaniu religią, ideologią, o władzy, która steruje społeczeństwem. W "Intro" jesteśmy dużo bardziej bezpośredni. To, co pokażemy, to w pewnym sensie dziwny kabaret.

Dziwny?

- W moim odczuciu jest to kabaret, może w przekonaniu innych z kabaretem nie będzie to miało nic wspólnego. Uważam, że jest to ukłon w stronę kabaretu dadaistycznego z minionego wieku, choć w żaden sposób nie cytujemy niczego z tamtych realizacji. Ale ta kabaretowość jest w nagromadzeniu dość specyficznych składowych: postaci, muzyki zespołu Nagrobki...

No właśnie... Nagrobki.

- Już sam nie pamiętam, czy zespół Nagrobki wywołał temat, czy temat zaprosił do udziału zespół Nagrobki. To dojrzali artyści, którzy igrają z muzyką punkową dokładając do niej teksty o śmierci i nazywając całą swoją sztukę nekropolo. Mamy więc nekropolo, mamy Narodowy Teatr Dada, mamy postaci o odmiennej tożsamości i podlewamy to wszystko sosem musicalowym.

Mieszanka iście wybuchowa. Specyficznie piekielny musical. Przypomina mi się historia, jak to bodaj Aleksander Zelwerowicz zaprosił na jakiś spektakl robotników. Po przedstawieniu poprosił ich o opinię. A oni mu odpowiedzieli: "Niczego nie zrozumieliśmy, ale nam się podobało". Pana usatysfakcjonowałaby taka recenzja?

- Raczej nie. (śmiech) Nie wiem, czy ten nasz spektakl nie jest jedynie efektem moich rozdygotanych nerwów, czy naszego dadaistycznego i ironicznego oglądu tego, co nas otacza. Ale mam nadzieję, że ostatecznie uda nam się postawić na scenie jakieś lustro, w którym widownia zobaczy swoją własną twarz. Bo to spektakl o Polsce, której nie ma. Nie ma, bo ona się stwarza każdego dnia. Przedstawienie jest wariacją na temat, mniej lub bardziej poetyckim lub prozaicznym podejściem do tematu. Ciekawi nas, co tak naprawdę wybrzmi z tego spektaklu. Czy będzie mądrzejszy od nas? Czy razem z nim dowiemy się czegoś jeszcze?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji