Artykuły

BROUART I PORZĄDEK

"Czy trzeba streszczać Bro­uarta? Ci, którzy go znają i w związku z nim mówią o tragikomedii i "czarnym hu­morze", twierdzą, że trzeba go oglądać bez wstępnych wyja­śnień, aby poprzez dziwaczny temat i dość groźną akcję mo­gły spontanicznie podziałać liczne bodźce do śmiechu. Nikt nie napotka tutaj na jakieś trudności: mimo panującej obecnie mody Brouart ma po­czątek, środek i koniec. Współ­czesny teatr pozwala sobie na nie wiadomo co. Otóż na to nie wiadomo co. ja nie chcia­łem sobie pozwolić. (...) Chcia­łem, aby przemówiła moja pa­sja sprowadzania dowodów do absurdu, zwłaszcza, że chodzi o dowiedzenie absurdu". Oto credo autorskie, jakie Claude Aveline zamieścił w progra­mie warszawskiej premiery swego "Brouarta i nieporząd­ku".

A więc Brouart ma być przykładem teatru absurdu, idzie w nim przecież "o do­wiedzenie absurdu". Ma być też buntowniczą prowokacją, obroną nieporządku panujące­go w głębi pozornie uładzonego świata. Z drugiej strony jednak jest także obroną po­rządku - konwencji teatral­nej, przeciwko której wystę­pują współcześni dramatur­dzy. Aveline przeciwstawia igraszkom antyteatru - ład i umiar ("początek, środek i ko­niec"), ale przeciwko upo­rządkowaniu mieszczańskiego światka posługuje się tą sa­mą bronią, co np. Ionesco - metoda reductio ad absurdum. Jaki wiec w końcu teatr re­prezentuje Aveline i jego Brouart? Obawiam się, że zawieszony w próżni, po trosze nijaki,niezupełnie w swoich zamierzeniach i dokonaniach określony. Nie ma w jego sztuce filozoficznych głębi, które uspra­wiedliwiałyby wątłość i sztu­czność fabuły. Nie ma przede wszystkim dramaturgicznej odwagi, która pozwoliłaby jej autorowi rozsadzić ramy kon­wencji teatralnych w celu stworzenia nowych jakości. (Jak to robi Ionesco czy Beckett i nie tylko dla "płytkiej zabawv".) W Brouarcie i nie­porządku nie ma płytkiej za­bawy, ale zamiast obiecywa­nych prób dotarcia do głębi są tylko aluzje, pozory istotniej­szej filozoficznej problematy­ki. W gruncie rzeczy cała sztuka wyraża chyba wew­nętrzną rozterkę autora, który wciąż waha się, czy bardziej lubi porządek czy też niepo­rządek. Ostatecznie ta próba "dowodu absurdu", dokony­wana przy pomocy środków dość tradycyjnych, nie trafiła do przekonania. Choć budzi newne skojarzenia - z Mroż­kiem.

O Mrożku słusznie powie­dział Erwin Axer, że ten mistrz absurdalnej groteski uwielbia ład i spokój, (po prostu porzą­dek, niemal jak Brouart); ale przyszło mu żyć w dziwnym XX stuleciu, kiedy coraz to jakiś porządek wywraca się dn góry nogami. Dlatego też Mrożek, opisując sytuacje re­alne ale pozbawione ustalone­go ładu, doprowadza je do krańcowego spotęgowania - do absurdu. Mrożek tworzy teatr absurdu w imie porząd­ku, Aveline - w imię niepo­rządku. A w końcu obu im chodzi o to samo, obaj mają uczucie wstrętu do "ludzi, któ­rzy grasują w świecie, a któ­rych ich pewność siebie, pre­tensje, pseudokultura i pseudo humanizm czynią zarazem śmiesznymi i godnymi pogar­dy". Ale przecież Mrożek w "Tangu" potrafił także skompro­mitować swoje zamiłowanie do porządku. Aveline nie zdobył się na coś podobnego. No cóż, "Tango" zostało napisane sporo lat później niż Brouart i jest też chyba starsze i dojrzal­sze o całą epokę. Za to Bro­uart został wystawiony w Warszawie w rok po "Tangu", a więc chyba trochę za póź­no...

Jeśli pozostaniemy dalej przy porównywaniu Aveline'a z Mrożkiem, to musimy w jednym przynajmniej przy­znać mu wyższość. Aveline umie pisać role. Jego Brouart to naprawdę świetna postać i prawdziwe pole do popisu dla aktora. Zbigniew Zapasiewicz zagrał go bardzo interesująco. Pokazał, że jest nie tylko utalentowanym, ale rzeczywi­ście sprawnym aktorem. Po­starzony o kilkadziesiąt lat, z przyklejona łysiną i su­miastym wąsem, gra te role tak, jakby dotychczas nie był prawie wyłącznie "amantem z zadatkami na charaktery­stycznego". Nie ma w jego Brouarcie żadnych nachal­nych aluzji do np. faszystow­skiego wodzostwa, bo nie ma ich w tekście sztuki. Zapasie­wicz niczego tu nie dodaje. Gra po prostu pyszałkowatego urzędnika, strażnika Pra­wa, francuskiego mieszczu­cha, który nie znosi, aby co­kolwiek przestawiło się w świecie jego pojęć. W świe­cie, który uważa za "najlep­szy z możliwych" i w którego obronie gotów jest nawet popełnić zbrodnie Antyteza Brouarta to jego podwładny - Chabri. Brouart, jest, i uważa siebie za uosobienie porządku - Chabri mu służy. Jest jeszcze głupszy od swo­jego "Szefa" ,ale jest też o wiele bardziej ludzki. Tak też gra go Zygmunt Kęstowicz, jako poczciwego strażnika więziennego, który ma do­mowe kłopoty, katar i poczu­cie obowiązku, jednoznaczne z uwielbieniem i podziwem dla Brouarta. Z przedstawienia w Teatrze Dramatycznym zapamiętuje się przede wszystkim ten duet aktorski dwóch strażników pielęgnujących skazanego na śmierć. Z zamierzonych głębi i dowodów absurdu dociera tu przecież tak niewiele. Ale to sprawa tekstu. Szczepkowski słusznie nie starał się prowadzić spektaklu w kierunku sztucznego "pogłębiania" sztuki. Za to naprawdę dobrze poprowadził aktorów, z których, poza wymienionym już duetem Brouarta i Chabri, warto wymienić Bornińskiego, grającego trudna i niewdzięczną rolę jurodiwego Pouzina. Dobrze jest też oddana atmosfera zapełniającego całą scenę więzienia. Więzienia, które Sieciński zbudował takim, jakim jest ono naprawdę - pełnym brzydoty i funkcjonalnego porządku określonego regulaminem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji