Artykuły

Ustawieni tyłem do Niemena

"Niemen" w reż. Grzegorza Mrówczyńskiego w Teatrze Rampa w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Druga rocznica śmierci Czesława Niemena miała być okazją do przypomnienia dzieł artysty i pokazania ich w nowych aranżacjach. Spektakl Grzegorza Mrówczyńskiego stał się jednak sentymentalną laurką.

Co pozostało z legendy Czesława Niemena w dwa lata od śmierci? Nic poza taśmą, kiepskimi zdjęciami i zapisem nutowym? Takie przekonanie musiało niestety przyświecać twórcom spektaklu w Teatrze Rampa. Zmarłego mistrza zapamiętali przede wszystkim jako największego piosenkarza ubiegłego stulecia. Dla artysty taka opinia to raczej niebezpieczeństwo niż wyróżnienie. Niemen był idolem, ale nigdy nie chciał zostać klasykiem. Przeciwnie - stale odświeżał swój warsztat, eksperymentował, sprowadzał nieznane instrumenty. Oprócz przebojów tworzył muzykę trudną, ambitną, wymagającą. Żadnej z tych cech nie zobaczymy w przedstawieniu powstałym przy współpracy Mazowieckiego Centrum Kultury i Sztuki oraz Kieleckiego Teatru Tańca. Żywe, porywające niegdyś utwory stały się bladym tłem dla tanecznych popisów, partyturą dla chóru muzyki klasycznej Pro Forma, wreszcie "dziełami", które w jazzowej aranżacji odegrał kielecki pianista Artur Dutkiewicz. Pomysł, by rozbić Niemena na obraz (ogromne, czarno-białe portrety), ruch do dźwięków z taśmy i chóralne mruczanki, mógł wprawić w osłupienie. Zwłaszcza te osoby, które na koncertach idola zdzierały gardła i marynarki. Utwory interpretowane a capella przez Pro Formę przypominały starodawne dumki, cerkiewne pieśni, lekkie melodyjki w stylu Comedian Harmonists - pierwszego boysbandu z lat 30. Co podniosłe - stało się patetyczne, co poetyckie - zmieniło się w sentymentalne. Najgorsze, że zbici w nieruchomą grupkę śpiewacy kilkakrotnie próbowali swój występ ubarwić, wymachując dzidą ("Jagody szaleju"), udając zabawy na śniegu ("Śnieżna elegia"), prezentując pasiaste krawaty określonej partii. Pomysłów na ruch zabrakło za to w nazbyt ilustracyjnych sekwencjach tanecznych. Kieleccy goście wirowali w strojach z liści ("Wspomnienie"), szaleli w góralskich spódnicach i kapotach ("Płonąca stodoła"), przeżywali miłosne uniesienia w ekspresyjnych duetach ("Nie wiem, czy to warto"). Pozy a la pomnik kołchoźnicy i komsomołca, dramatyzm na skraju kiczu. Zespół, który niegdyś towarzyszył artyście, wypadł mdło bez jego inspirującej obecności. Nie zawiedli się tylko koneserzy jazzowych wariacji. Siedzący tyłem do portretu Dutkiewicz zagrał je z pasją i dynamizmem. Całość pokazała jednak, że nie wystarczy odwrócić się tyłem do artysty. Aby być wiernym Niemenowi - buntownikowi, pionierowi, poecie - trzeba iść zawsze krok przed nim.

Na zdjęciu: scena z "Niemena" w Teatrze Rampa w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji