Artykuły

Opery chcemy ogromnej

Najżywiej ostatnio dyskutowanym spektaklem teatralnym w Polsce jest "Wozzeck" - opera Albana Berga, wyreżyserowana przez Krzysztofa Warlikowskiego w warszawskiej Operze Narodowej. Najgłośniejszym kulturalnym tematem Krakowa też jest opera, a dokładniej spory wokół jej funkcjonowania. Czekamy na moment, kiedy ucichną. Wydaje się, że taką chwilą może być przeprowadzka do nowego gmachu przy ulicy Lubicz - pisze Małgorzata Bordzio Olszewska w Gazecie Krakowskiej.

Da ona szansę i na poprawę warunków pracy zespołu, i na wzrost prestiżu krakowskiej opery, a przede wszystkim na podwyższenie poziomu artystycznego. Czy są nadzieje na spełnienie tych marzeń?

Królowa na tronie

Jan Kanty Pawluśkiewicz - kompozytor - ma prostą receptę na funkcjonowanie takiego teatru. - Opera jest królową sztuk, łączy najwyższej klasy literaturę i muzykę, ma siedzieć na tronie, otoczona oddanymi dworzanami - czyli wybitnymi artystami i znakomicie funkcjonującą administracją. Mówiąc zaś serio, nowoczesna opera powinna być sprawną agencją artystyczną. Istota przedstawienia to bowiem nie sama premiera, ale dziesiątki wcześniejszych działań. Władze opery nie mogą więc bać się awangardy, zatrudniania odkrywczych scenografów, reżyserów o skłonnościach do artystycznej perwersji, pełnych dynamiki burzenia.

Ewa Michnik, dyrygent i była dyrektor Opery Krakowskiej, od 11 lat zarządzająca Operą Dolnośląską we Wrocławiu, jest przekonana, że do stworzenia dobrego teatru trzeba wielu zgrabnie powiązanych z sobą elementów. - Najważniejsze jest prowadzenie teatru przez twórcę o ciekawej osobowości artystycznej, mającego własną wizję, którą konsekwentnie potem realizuje bez żadnych artystycznych kompromisów, starającego się zbudować teatr na bardzo wysokim poziomie, z interesującym repertuarem, z wybitnymi kreacjami artystycznymi - ocenia Ewa Michnik.

Rozmyty obraz

To wyobrażenia artystów. A czy podzielają je zarządzający Operą Krakowską? Wydaje się, że ich cele nie są jeszcze do końca sprecyzowane, choć do oddania budynku opery pozostał niecały rok!

Marszałek Janusz Sepioł chciałby mieć - jak sam mówi - gmach rozjarzony światłem. Jest na to szansa - nowy budynek mieszczący salę koncertową zostanie zaopatrzony w szklaną dźwiękoszczelną ścianę. Marszałek zaś ma prawo mieć marzenia, ponieważ to on finansuje funkcjonowanie opery. O ile za przebudowę i modernizację budynku płaci przede wszystkim Unia Europejska (75 proc.), o tyle potem role odwracają się. Na wyposażenie sceny i działalność pieniądze idą z budżetu województwa. - Docelowo chcemy mieć 180 przedstawień rocznie -mówi Sepioł. - Liczba widzów ma wzrosnąć o ok. 21 tys. rocznie, na jedno przedstawienie będzie mogło przyjść 750 osób. Pracę na nowych deskach rozpoczniemy "Królem Rogerem" Karola Szymanowskiego. Oczywiście, mając duże pieniądze, przyciągniemy też duże nazwiska. Prowadzimy teraz rozmowy z Łukaszem Kwietniem, artystą Metropolitan Opera.

Wizji działalności artystycznej marszałek jednak nie ma. I o tym, kto wyreżyseruje "Króla Rogera" nie wie tak naprawdę ani on, ani dyrekcja opery. Negocjacji z artystami nie można bowiem podjąć przed ustaleniem budżetu na 2007 rok, co nastąpi dopiero w ostatnim kwartale roku bieżącego. Zapytany o inne pozycje repertuaru, marszałek mówi jedynie, że spektakle muszą być inne niż obecnie, dostosowane do nowych warunków scenicznych i że trzeba wykorzystać możliwości, jakie daje nowa scena. Stawia na muzykę lżejszą i musicale, które przyciągną publiczność. Zapytany o konkrety - w tym o nazwiska ewentualnych reżyserów - odsyła do dyrektora artystycznego.

Profesor Ryszard Karczykowski, dyrektor artystyczny Opery Krakowskiej, jeszcze tydzień temu przebywał w Tokio. Zapytany mailowo o plany repertuarowe, stwierdził: - Repertuar nowego teatru powinien zawierać pozycje ze światowego kanonu opery (od baroku do współczesności), operetki, baletu oraz musicalu. Wspomina również, że z okazji otwarcia nowej sceny chciałby rozpisać konkurs dla młodych polskich kompozytorów na operę kameralną.

Gospodarze kontra goście

Zapytany o artystów, dyrektor Karczykowski podkreślał możliwości obecnego zespołu: - Nasza orkiestra jest bardzo dobra i wszechstronna, czego dowodem są wspaniałe recenzje (zwłaszcza zagraniczne). Zespół chóru jest równie wartościowy i stale odnawiany. Zespół baletu powiększa się, co daje możliwość samodzielnych spektakli. Mamy też wśród nas znakomitych solistów, którzy goszczą na innych ważnych scenach, np. Teatru Wielkiego w Warszawie. Dodał jednak, że chciałby sprowadzać też solistów na gościnne występy. - Staram się zapraszać śpiewaków, którzy mają klasę europejską i są skłonni zaakceptować nasze bardzo skromne honoraria. Chciałbym po otwarciu naszej własnej opery zaprosić wybitnych polskich śpiewaków, występujących na wielkich scenach światowych: Małgorzatę Walewską, znaną choćby z Opery Narodowej w Warszawie, czy Opery Tokijskiej, Aleksandrę Kurzak po debiucie w Metropolitan Opera, Piotra Beczałę, który niedługo zaśpiewa w Covent Garden.

Aby spektakle utrzymały wysoki poziom, należy też dbać o dobre inscenizacje i dyrygentów. Dyrektor Karczykowski zapowiedział kontynuację dotychczasowej drogi i współpracę z reżyserami, takimi jak Marek Weiss-Grzesiński, Henryk Baranowski, Janusz Józefowicz, a także z dyrygentami: Jackiem Kasprzykiem, Tadeuszem Kozłowskim, Uwe Theimerem, Aurelio Canonicim. Dodał, że w obecnym zespole opery także pracuje dwóch zdolnych dyrygentów: Tomasz Tokarczyk i Piotr Sułkowski.

Artystyczna wizja pozostaje jednak w konflikcie z rzeczywistością, czego dyrektor jest świadomy. Wielcy artyści planują swój kalendarz na trzy lata naprzód. - Niestety - powiedział Karczykowski - zbyt późne ustalanie wysokości budżetu oraz brak własnej siedziby uniemożliwia nam zaplanowanie repertuaru premier i podpisanie umów z wyprzedzeniem choćby na dwa lata.

Ostatnie dni dopisały komentarz do tej rozmowy. Dyrektor Karczykowski 16 stycznia wrócił do Krakowa, a dzień później - we wtorek - ogłosił, że podaje się do dymisji. Jako przyczynę wymienił niemożliwość realizowania planów artystycznych z powodu braku odpowiedniego zaplecza finansowego oraz sporów z artystami. Ci ostatni zatrudniani są według przestarzałego systemu etatowego i chronieni przez związki zawodowe, co wyklucza zdrową konkurencję i uniemożliwia zwalnianie słabszych wokalistów.

Kto za to zapłaci

Dyrektor naczelny Opery Krakowskiej Piotr Rozkrut o przyszłym budżecie i umowach z artystami mówi niewiele. Wiadomo wprawdzie ile będą kosztować roboty budowlane i instalacyjne, nie udało się natomiast uzyskać konkretnych informacji na temat środków przeznaczonych na działalność artystyczną (czyli m.in. na honoraria, opłaty dla ZAiKS-u, nuty).

- Chciałbym, aby realizację przedstawień finansowały wpływy z biletów. Pieniędzy wystarczy, jeśli na jeden spektakl przyjdzie 700 widzów - mówi Piotr Rozkrut. Dodaje jednak, że nie jest to część planu marketingowego, ale jedynie cel, do którego dąży.

Dyrektor Rozkrut nie mówi też nic o przyszłych spektaklach, choć - jak już wiemy - negocjacje z artystami trzeba rozpocząć z kilkuletnim wyprzedzeniem. Zadowala się repertuarem bieżącym: - Plany repertuarowe ustalane są na dwanaście miesięcy. Teraz wiemy, co zagramy do końca roku 2006, a program spektakli w nowym gmachu będzie znany w październiku 2007 roku.

Pytany o występujących gościnnie artystów, dyrektor Rozkrut zapowiada sprowadzenie wykonawców z Wilna i Lwowa - artystów niewątpliwie uzdolnionych, ale mało znanych. Nazwisk ewentualnych reżyserów dyrektor nie podaje: negocjacje trwają, a przed ich zakończeniem takich informacji nie udziela się.

Logo rządzi

Tymczasem znany solista i reżyser o znanym nazwisku mogliby zapewnić Operze Krakowskiej rozgłos medialny. A promocja jest niezbędna dla funkcjonowania tak prestiżowego przedsięwzięcia. - Dobry menedżer to połowa sukcesu. Informacja o spektaklu musi dotrzeć do każdego potencjalnego widza - mówi Ewa Michnik.

O ile więc billboardy zachęcające do obejrzenia wystawianej przez Operę Wrocławską tetralogii Wagnera "Pierścień Nibelungów" można zobaczyć na ulicach większych miast - w tym Krakowa, o tyle strategia promocyjna naszej opery nie jest nawet ustalona. Marszałek Sepioł na marketing przeznacza na razie 1 proc. budżetu - i jednocześnie ma świadomość, że to za mało. Jest jednak przekonany, że "dobry spektakl obroni się sam". Podobną opinię wygłasza dyrektor Karczykowski.

Dyrektor Rozkrut natomiast zapewnia: - Współpracujemy z biurami informacji turystycznej i izbami turystyki. Nasz repertuar można znaleźć na stronie internetowej. Prowadzimy rezerwacje na bilety do końca sezonu. Istotnym elementem kampanii promocyjnej są też informacje o postępach budowy opery, które przekazujemy w biuletynach i na naszej stronie www.

Jako jeden z chwytów marketingowych wymienia też zmianę logo - obecnie nawiązuje ono do kształtu powstającego budynku przy ulicy Lubicz. Ponoć znane jest od Chicago po Arabię Saudyjską. Oby jednak logo nie okazało się złowróżbne, kiedy melomani istotnie ujrzą tylko kształtny budynek - bo władzom brakuje pomysłów na to, co może dziać się wewnątrz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji