Artykuły

Opowieść o czekaniu

Tekst wystawiony na Sali Prób war­szawskiego Teatru Dramatycznego jest bardzo piękny. Fragmenty po­wieści Tomasza Manna "Józef i je­go bracia" zostały przez Wincentynę Wodzinowska-Stopkowa powiązane w opo­wieść o Jakubie i Racheli. Całość się na­zywa: "O długim czekaniu!... Narracja jest prowadzona przez Halinę Mikołaj­ską naturalnie, lekko i z humorem. Ta świetna aktorka cieniuje i "podry­wa" tekst, znakomicie podaje słowo, stara się ukazać jego możliwe znacze­nia, przez co powstaje wrażenie dziw­nej migotliwości stylu, rozedrganego zna­czenia. Przy wielkiej oszczędności uży­tych środków wyrazu aktorka potrafi nagłym, jednym gestem czy intonacyj­nym zaśpiewem podnieść nagle do naj­wyższej rangi rzeczy drobne, rzeczy co­dzienne; "pod nimi" właśnie ukrywa się historia o długim czekaniu. Elementarna ludzka sytuacja zyskuje rangę dopiero w kontraście z codziennością. Dopiero wtedy jest prawdziwa, bliska, wielka. Halina Mikołajska znakomicie oddają ukryta retorykę utworu; potrafi wydo­być utajony patos tej historii, nie za­tracając przy tym prawdziwości. Widać tu wielki kunszt liryczny delikatnej sty­lizacji, którego szczytowym osiągnięciem były "Listy panny de Lespinasse" w Warszawskim STS-ie.

Celem tamtego przedstawienia było stworzenie postaci (była to znakomita kreacja); tu nie jest to już potrzebne. Mikołajska w kostiumie i na tle deko­racji (skądinąd pięknej; scenografia jest dziełem Andrzeja Stopki). Mikołajska przede wszystkim grająca, a nie recytu­jąca - wysuwa tym samym na plan pierwszy postać narratora. Mądrego, dow­cipnego, znającego sens i smak ludzkich uczuć, świetnego stylistę, itd. Wylicza­nie cech nie prowadzi tu daleko, bo nie tworzą one postaci interesującej drama­tycznie. W tekście tym nie ma mate­riału na kreację. Jest to tekst wyraźnie o charakterze rapsodycznym, i tylko jako taki będzie się tłumaczył na scenie. (Dziś, by posłuchać recytacji, trzeba iść do teatru, w którym widzowie pogrąże­ni w ciemności siedzą na krzesłach ustawionych w rzędy i patrzą w jednym kie­runku: na scenę, gdzie stoi aktor speł­niający funkcję dawnego rapsoda. Dawniej wędrowni bardowie śpiewali swe legendy przy kominku, czy w kręgu, wśród innych.) Wydaje się, że głównym błędem tego spektaklu było to, że Halina Mikołaj­ska ubrała się w kostium i stanęła na tle dekoracji, od pierwszego gestu od­dzielając się wyraźnie od widowni. Póź­niejsze mówienie wprost wyglądało jak sztuczne wychylanie sie z innej rzeczy­wistości. Był to ni teatr, ni estrada. Problem jest chyba głębszy: Mikołajska jest tak bardzo aktorką, że niejako bez­wiednie wysuwa na plan pierwszy sie­bie, tworzy postać, na która nie ma wy­starczającego materiału w tekście, gra - zamiast recytować. A wydaje się, że dużo właściwsza byłaby tu funkcja rapsoda właśnie, która polega m.in. na podawa­niu tekstu ze schowaniem - przynaj­mniej pozornym - siebie.

W sumie powstał spektakl niekonsekwentny stylistycznie. I mimo piękna tekstu i kunsztu aktorki, słyszałem jak padały w kuluarach pytania w rodzaju: "Po co to właściwie zostało wystawione?".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji