Artykuły

"Don Kichote", czyli szkolna etiuda

Czy można się nie podniecać radośnie zapowiedzią wystawienia w teatrze "Don Kichota"? Zobaczyć na renomowanej scenie arcydzieło obrosłe w legendę i w bibliotekę, spotkać Rycerza Smętnego Oblicza... I od razu powstają pytania: Po co ta teatralna operacja z epopeją Cervantesa? Co z niej pokazać i jak? Czym przemówić do współczesnego widza? Bogactwo materiału literackiego oszałamiające. Możliwości koncepcji inscenizacyjnych jest wiele.

Na scenie Kameralnej Starego Teatru Wielkiego w Krakowie marny spektakl o Błędnym Rycerzu. Marek Fiedor, autor adaptacji i reżyser, wykroił, co chciał, z gigantycznej powieści i pokazał Rycerza z La Manczy w towarzystwie Sanczo Pansy, siostrzenicy Antonii, Gospodyni, Plebana. Balwierza, Samsona Carrasco oraz grupy postaci baśniowych. Tyle - z rojowiska barwnych postaci.

Cała skomplikowana sprawa dzieje się w zgrabnie umownej i funkcjonalnej scenografii autorstwa Małgorzaty Szczęśniak (dwoje drzwi po obu stronach sceny, ławy, stół, stylizowane łóżko, ołtarzyk z figurką Matki Boskiej w gęstym otoczeniu cieniutkich świeczek, w tle łagodne, rdzawe zbocze, zwiastujące szeroki świat do przewędrowania) oraz w strumieniach pięknie brzmiącej muzyki Zygmunta Koniecznego. Tę fascynującą sprawę grają świetni i lubiani aktorzy: Jerzy Święch (Don Kichote), Bolesław Brzozowski, Iwona Budner, Ewa Kolasińska, Zygmunt Józefczak, Jacek Romanowski, Szymon Kuśmider, Edward Linde-Lubaszenko, Katarzyna Gniewkowska, Beata Rybotycka, Rafał Jędzejczyk, Paweł Kruszelnicki.

Cóż, się dzieje na scenie? Zapowiada się bardzo obiecująco: zawiązanie dramatycznego problemu, kwestie zazębiają się i otwierają na głębokie perspektywy, rzetelna, czysta gra aktorów. Rysująca się w dobrym tempie akcja, ostrość dialogu i wyrazistość postaci - w drugiej części rozpływają się w mgłach pląsających scen bukolicznych i wizyjnych, pretensjonalnych, trwających zbyt długo, mało czytelnych, nudnych. Co się tam gra i po co? Żeby myśl utopić w snach i zjawach? Żeby pokazać talent inscenizacyjny młodego reżysera?

Spektakl, będąc dla oka miły, momentami zabawny, nie mówi prawie nic ani o ideale, ani względności spraw tego świata. Nie mówi o dramacie człowieka. Jest letni, nijaki. Pozbawiony ościenia. Wypruty z siły wstrząsu, z napięć i niepokoju refleksji filozoficznej. Niefrasobliwie rozpierzchnięty w operetkowych podrygiwaniach. Grany z irytującą lekkością, z każąca się podziwiać techniczną sprawnością. Wielki problem Don Kichota - i nasz - przemyka, niby wdzięczny obłoczek, przez scenę, nie pozostawiając dręczącej smugi pytań egzystencjalnych. Humor, ironia? Owszem, niech będzie, są tu takie ładne zagrywki. Lecz w epopei Cervantesa ironia ani trochę nie tłumi tragizmu i tragicznej powagi. Nawet wtedy, kiedy emblematycznie uformowany kawałek lśniącej blachy raz jest miską balwierza, a raz - hełmem bojowym. Tym bardziej wtedy, kiedy na każdej prawie stronicy czytelnika porywają głębokie wiry paradoksu. Z przedstawienia uleciała poezja, filozofia i tragedia. Została szkolna etiuda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji