Artykuły

Zbyszek i Bogey (Okno na podwórze)

Nasze media odnotowały rocznicę śmierci dwóch sławnych aktorów filmowych: Zbigniewa Cybulskiego i Humphreya Bogarta. Obu ich łączy to, iż nie byli twórcami wybitnymi z punktu widzenia warsztatu i umiejętności wcielania się w rozmaite postacie, natomiast stworzyli bardzo wyraźne typy ludzkie. Obaj utrafili tymi postaciami w społeczne nastroje, dzięki czemu stali się częścią zbiorowej mitologii tamtych lat. W czasach Cybulskiego występowali w polskim kinie lepsi od niego aktorzy z tego samego pokolenia, ale albo nie czuli oni kina (jak Tadeusz Łomnicki), albo nie potrafili porwać publiczności (jak Tadeusz Janczar). Podobnie w kinie amerykańskim istnieli aktorzy od Humphreya Bogarta lepsi, jak Spencer Tracy, ale nie wykreowali wyrazistego typu osobowości, który stałby się częścią zbiorowej mitologii. a niekiedy przewyższający go popularnością. Cybulski swoją pozycję zdobył dzięki "Popiołowi i diamentowi" Wajdy, i już nigdy nie udało mu się tej roli przebić. Bogart grał od pewnego momentu jedną tylko rolę, choć postać zmieniała nazwiska, miejsce zamieszkania i epokę.

Przyznam się, że jakkolwiek wysoko ceniłem obu aktorów, to nigdy nie zajmowali oni u mnie miejsca najwyższego. Moim ulubionym aktorem starego kina amerykańskiego nie był Humphrey Bogart, lecz Gary Cooper. Mitu Cybulskiego nie czułem prawdopodobnie dlatego, że urodziłem się za późno. Postać Maćka Chełmickiego z "Popiołu i diamentu" zrobiła tak wielkie wrażenie nie dlatego, że mówiła coś o losach ludzkich okresu powojennego, ale dlatego, że wyrażała nastroje pokolenia październikowego. Cybulski po prostu przeniósł do opowieści z czasów utrwalania władzy ludowej wrażliwość pokolenia 56.

Sama idea filmu "Popiół i diament", a także innych podobnych utworów była dość podejrzana. Wpisywała się ona w polemikę z tzw. bohaterszczyzną. Pokazywano, iż kierowanie się bohaterskim zrywem jest bezsensowne, że bohaterstwo oglądane z bliska jest brzydkie i nieskuteczne. Walka z tradycją heroiczną była z jednej strony na rękę władzom komunistycznym, bo wynikał z niej bezsens buntu, a z drugiej musiała być dla niej podejrzana, gdyż rodziła nastroje pogardy wobec każdej władzy i każdego ustroju. Cybulski-Chełmicki stał się idolem swojego pokolenia, bo był bodaj pierwszą postacią filmową, która wyrażała autentyczne doświadczenia. Po trudnych czasach królowania ideologii i kolektywizmu, po czasach "Jasnych łanów" i Pamiątki z Celulozy", pojawił się wreszcie człowiek który mówił własnym głosem. Właściwie nie powinien się podobać, bo był zgorzkniały, przegrany, pozbawiony szans, nieszczęśliwy; uwikłany w rzeczy, które go przerastały. Ponieważ jednak były to pierwsze uczucia, jakie zabrzmiały prawdziwie z polskiego ekranu, poruszyły one wyobraźnię setek tysięcy młodych ludzi. Doszło w ten sposób do paradoksu: postać, która miała wyrażać bezsens postawy heroicznej, sama wpisała się w mitologię heroiczną. Przegrany bohater w ciemnych okularach pokazywał, iż wbrew krytykom bohaterszczyzny, porażka może być fascynująca.

Bogart też był zgorzkniały, przegrany i nieszczęśliwy, tyle że w innej rzeczywistości i w innym kontekście historycznym. Kult wokół niego zbudowali przede wszystkim intelektualiści, także europejscy, którzy dostrzegli w jego rolach tragizm i pesymizm, a więc wątki tak nietypowe dla ówczesnego kina amerykańskiego. "Kochaliśmy w nim to, co było - oznaka naszych słabości", napisał o nim francuski krytyk Andre Bazin. Bogart miał być prekursorem wielkiego nurtu demitologizacyjnego, jaki pojawił się w latach sześćdziesiątych i trwa do tej pory Ale - podobnie jak w przypadku Cybulskiego - doszło do paradoksu. Detektyw Bogarta - bliski gangsterom, posługujący się środkami wątpliwymi, pijący whisky na śniadanie, obiad i kolację, nie żywiący złudzeń co do natury ludzkiej i systemu sprawiedliwości - detektyw; który miał kompromitować amerykańską mitologię heroicznych samotników, sam stał się przedmiotem kultu. W smutnym świecie czarnych kryminałów zmęczona twarz Bogarta reprezentowała cień optymizmu. Wierzyliśmy, że pod maską cynizmu kryje się przyzwoitość i uczciwość.

Cybulski i Bogart trafili w czas. Tworzyli w epoce powstającej fascynacji antybohaterami, ale mieli szczęście korzystania z dobrodziejstw dawnego kultu heroizmu. Po ich odejściu nie było już w filmach prawdziwych bohaterów, którzy odzwierciedlaliby jakieś głębsze społeczne doświadczenie. Przez ostatnie dziesięciolecia mamy albo całkowitych antybohaterów drwiących sobie z tradycji heroicznej, albo postaci komiksowych supermanów, których nikt poza dziećmi i zdziecinniałymi krytykami nie traktuje poważnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji