Artykuły

Kolacja dla wymarzonych aktorów

Reżyser KRZYSZTOF JASIŃSKI o "Kolacji na cztery ręce", która wraca na afisz Teatru STU po przeszło ćwierćwieczu. "Chciałem mieć wyjątkową obsadę, z aktorami idealnie pasującymi do tych ról. Tacy są Lubaszenko i Kamiński, taki też jest kamerdyner Haendla".

Co sprawiło, że po 27 latach powróciłeś do sztuki Paula Barza "Kolacja na cztery ręce?"

- Od dłuższego czasu chciał zagrać Bacha Olaf Lubaszenko. "Znajdź Haendla" - mówiłem. No i Olaf przedstawił mi listę, z której wybrałem Emiliana Kamińskiego. Mając tę znakomitą dwójkę można było już myśleć o spektaklu.

W Twej pierwszej inscenizacji w STU z roku 1988 grali Jerzy Bińczycki i Jan Nowicki, z kolei Kazimierz Kutz obsadził w tej sztuce w Teatrze Telewizji Janusza Gajosa i Romana Wilhelmiego.

- Ja tekst sztuki Barza dostałem właśnie od Kutza, po którym przejąłem stanowisko szefa TVP Kraków. I od Kutza usłyszałem: "Powinieneś to wystawić". Tak też zrobiłem. A później on, widząc, jak sztuka świetnie broni się na scenie, zrealizował wersję telewizyjną. Dlatego i tym razem chciałem mieć wyjątkową obsadę, z aktorami idealnie pasującymi do tych ról. Tacy są Lubaszenko i Kamiński, taki też jest kamerdyner Haendla. 27 lat temu grał go Jan Peszek, teraz znakomicie wciela się w tę postać Maciej Miecznikowski, wokalista, obdarzony znakomitym talentem aktorskim.

Wyjaśnimy, że Barz spotkanie dwóch muzycznych geniuszy wymyślił. Oto skromny, zakompleksiony kantor lipski Jan Sebastian Bach odwiedza pewnego siebie, bogatego Georga Friedricha Haendla...

- Po czym w trakcie kolacji okaże się, że zżerają ich te same lęki, kompleksy i że nawzajem siebie podziwiają. Świetny, mądry i dowcipny tekst.

Coś pozmieniałeś w tej inscenizacji?

- Zasada inscenizacyjna pozostała ta sama, zmiany wiążą się z odmiennymi indywidualnościami aktorskimi. Jestem bardzo zadowolony z tej wersji.

Scenografię pierwszej "Kolacji..." przygotowała znakomita krakowska scenografka Zofia de Inez-Lewczuk. A kto tym razem?

- A teraz kostiumy i scenografia są autorstwa jej syna, Andrzeja Lewczuka.

Warszawska premiera "Kolacji na cztery ręce" już się odbyła u współproducenta spektaklu, w Teatrze Kamienica. Jego twórcą jest Emilian Kamiński.

- Wcześniej pokazaliśmy ją w Międzyzdrojach, podczas Festiwalu Gwiazd, którego dyrektorem jest Olaf Lubaszenko. I teatr Emiliana, i mój od lat goszczą na tym festiwalu. Poza tym Emilian obchodzi jubileusz 40-lecia pracy artystycznej, na co, niestety, nałożyły się kłopoty z "Kamienicą". I o tym też jest to przedstawienie.

Gdy wystawiłeś "Kolację" u schyłku PRL-u, wystawne jadło na scenie szokowało.

- Teraz, mam nadzieję, już nie bufety będą grały główną rolę. Wtedy karczochy, ostrygi, ślimaki były w Polsce czymś niedostępnym. Widownia nie bardzo wiedziała, co oni jedzą.

W lutym półwiecze Teatru STU. Co jeszcze do tego czasu?

- Premierą "Kolacji na cztery ręce", nawiązującą do jednego z ciekawszych spektakli z tych 50 lat, rozpoczynamy jubileuszowy sezon, po czym w grudniu zaprosimy na 15-lecie "Hamleta" i na premierę "Małego Księcia" de Saint Exupery`ego, z muzyką Janusza Grzywacza, by po latach, jak ongiś na "Pana Twardowskiego", przyciągać i najmłodszego widza. W lutym, tuż przed 50-leciem, wystawimy Gogolowskiego "Rewizora", w nowym przekładzie, nazywamy go parafrazą, Tadeusza Nyczka. Zagrają m.in. najstarsi aktorzy STU, znani ze "Spadania", z "Sennika polskiego", "Exodusu"... A później to już zacznę przygotowywać się do stopniowego odchodzenia z teatru, któremu poświęciłem 50 lat życia...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji