Artykuły

Z życia rzecz

NOWA sztuka polskiego pisarza - nowe dzieło twórcy, który do tej pory nie parał się sceną, rozpoczynając karierę od prozy, zaś od paru lat poświęcając się głównie filmowi, gdzie pracuje jako scenarzysta i reżyser. Debiutancka proza umiejscowiała Aleksandara Ścibor-Rylskiego w kręgu twórców obserwujących intensywnie współczesny krajobraz polski: powieść "Węgiel" czy późniejszy "Styczeń". Film pierwszą charakterystykę w zasadzie potwierdzał, tyle, że modyfikował zakres tych twórczych obserwacji, głównego frontu życia (produkcja, wojna). Kierują się one ku sprawom bardziej kameralnym, intym­nym: scenariusz filmu ,,Cień" (w re­żyserii Kawalerowicza) czy filmy autorskie "Ich dzień powszedni", "Późne popołudnie". Ścibor-Rylski określił się w tych dziełach ja­ko uważny obserwator naszych dni i powszednich, notujący z życzli­wością i odrobiną ironii przemiany psychiczne, którym podlega współ­czesny człowiek zderzony ze świa­tem, ale przeżywający te zdarze­nia poza główną sceną społecz­nych działań. Zatem życie we­wnętrzne Polaków, kształtowane wielką rewolucją społeczną, prze­mysłową, obyczajową, ale podglą­dane przez pisarza w domowym ustroniu bohaterów. Gdyby rzecz rozgrywała się przed pół wiekiem, można by nazwać Ścibora-Rylskiego pisarzem alków i bawialń, dziś schemat M-3 przekreślił dawną nomenklaturę mieszkaniową, zmo­dyfikował również obyczajowość lu­dzi, którzy swe bawialniane życie musieli organizować sobie bez ba­wialń, a alkowiane sprawy załat­wiać bez alków. Czy pisarska pe­netracja tych rejonów jest zabie­giem ważkim? - bez wątpienia, gdyż i tam kształtuje się obyczajo­wość współczesnego Polaka, któ­rą przywykliśmy sprawdzać w chwili, gdy ów Polak staje przy warsztacie lub na zebraniowej mównicy.

Zatem rejon ważki, choć ubocz­ny, uboczny przecież, choć ważki. Swą świadomość co do obu tych cech własnego pisarstwa akcentu­je Ścibor-Rylski również przez wybór klasy społecznej, którą opi­suje. "Bliski nieznajomy" - no­wa sztuka Ścibora-Rylskiego nie zawiera w swym tekście żadnych właściwie odnośników do bar­dziej publicznych sfer życia swych bohaterów. Bohater jest pisarzem, nie bardzo przecież nawet wiemy, o czym pisuje; profesja bohaterki nie jest w ogóle ujawniona. Zatem krąg, można by nazwać "inteligen­cją pracującą", ale pasowałoby tu również nazwanie "mieszczań­stwo". Obie nazwy poza znacze­niem klasowym, mają także odcień moralny. I sztuka Ścibora-Rylskiego traktuje właśnie o tym moral­nym samookreślaniu się jej boha­terów. Gra toczy się o to, by być "inteligencją", nie "mieszczań­stwem", planem gry jest życie uczuciowe. Narodziny miłości i jej wyrodnienie, ideał małżeńskiego szczęścia i kłopoty małżeńskiego pożycia, wierność zasadom i pod­dawanie się sytuacjom. Powtórzmy pytanie: czy uznać można za ważki ten zakres spraw? I znów odpowiedź musi wypaść twierdzą­co. Kształtowanie się współczesnej obyczajowości stanowi teren obserwacji szczególnie interesują­cych nie tylko dla pisarza, ale i dla widza. Zaś uważnym widzem winien być w tym przypadku i so­cjolog i moralista i polityk.

"Bliski nieznajomy" jest kome­dią. Ten sceniczny gatunek wzbra­nia recenzentowi opisywania toku scenicznych perypetii: czytelnik recenzji jest przecież potencjal­nym widzem, nie wolno pozbawiać go przyjemności osobistego uczest­nictwa przy rozwikływaniu węz­łów teatralnej intrygi. Ścibor-Rylski splątał ów węzeł dość mister­nie, z godną odnotowania - jak na dramatopisarskiego debiutanta - umiejętnością różnicowania na­strojów i rozmieszczania point. Zawiodło go wyczucie tylko w fi­nale: zbyt wiele tam słów, które rozwadniają sytuację. Dwa zgrab­nie zbudowane zdania starczyłyby tu za całą istniejącą scenę. Echa tego pisarskiego gadulstwa odzy­wały się zresztą już wcześniej, po­trafiły je przecież zatrzeć pomysły interpretacyjne reżyserki Joanny Koenig oraz duetu aktorów: Jad­wigi Barańskiej i Henryka Boukołowskiego. Barańska z roli, któ­ra stawia przed wykonawcą wy­mogi niemal prestidigitatorskie, wywiązała się wzorowo. Tekst prowokował niejednokrotnie ku szarży, aktorka nie ulegała tej po­kusie. Boukołowskiemu autor zle­cił zadanie hardziej jednorodne, aktor obudował dialog wielu cienkościami, barwnością psychologicz­nych obserwacji, brawurowym tempem. A morał z tego wszyst­kiego: warto zajść do warszaw­skiego Teatru Kameralnego, by pośmiać się z samego siebie i nad sobą samym troszkę podumać. Rzecz jest bowiem "z życia"...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji