Artykuły

Godzina prawdy (małżeńskiej)

To, co oglądamy na scenie warszawskiego Teatru Ka­meralnego, jest niewątpli­wie w dużym stopniu rejestrac­ją zdarzeń powszednich, konfliktów codziennych dramatów, które stają się udziałem spo­rej części ludzi, zwłaszcza tych, którzy decydują się na tzw. wspólne życie pod wpływem chwili, przypadku, nie zdając sobie sprawy z wszystkich kon­sekwencji tego rodzaju związ­ków. A więc: wiarygodność obyczajowa, a nawet w jakimś stopniu - rzecz wyrosła z szer­szych doświadczeń społecznych, nie buduarowa groteska na tle tzw. nieporozumień małżeń­skich, ale próba przyjrzenia się niektórym przynajmniej przy­czynom niespójności mniej lub więcej przypadkowych stadeł, próba dojścia do źródeł konfliktów nie zawsze dostrzeganych i uświadamianych nawet przez dwie bezpośrednio zaintereso­wane osoby.

Już tylko to wystarcza, by wzbudzić sympatię i zaintereso­wanie dla debiutu dramatur­gicznego popularnego pisarza, scenarzysty i realizatora filmo­wego - Aleksandra Ścibor-Rylskiego. Tym debiutem jest sztuka "Bliski nieznajomy", która w reż Joanny Koenig we­szła na afisz Teatru Kameral­nego i pewno długo na nim pozostanie. Z tego, co napisałem na wstępie, wynikać może, że mamy do czynienia z kameral­nym dramatem psychologiczno-obyczajowym w rodzaju choć­by "Ich dnia powszedniego", któ­rym to filmem Ścibor-Rylski debiutował jako reżyser filmo­wy przed 6 laty. Oczywiście - pokrewieństwo jest dość bliskie: nie tylko tematyczne, ale i np. w sposobie potraktowania boha­tera, który i tam i tu jest czło­wiekiem słabym, podatnym na tzw. okazje, a szukającym usprawiedliwienia dla swoich głupstw i słabości poza sobą samym, a także szukającym dla nich akceptacji i usprawiedli­wienia za wszelką cenę, nawet za cenę kabotynizmu. Antoni z "Bliskiego nieznajomego" w ja­kimś stopniu przypomina nawet bohatera filmu "Szczęście" Agnes Varda - tak jak i on nie rozumie psychiki kobiet, ich po­trzeb, jest równie naiwny co i głupi, sądząc, że można uczucie dzielić bez szkody, bez konse­kwencji.

A przy tym wszystkim, przy traktowaniu bardzo serio tema­tu i idei utworu, "Bliski nie­znajomy" jest komedią. I to ko­medią z prawdziwego zdarzenia, napisana dobrym, realistycznym językiem, zwarta konstrukcyj­nie, bez miejsc pustych lub puszczonych komedią, w której poza usprawiedliwionym śmiechem jest także miejsce na chwilę refleksji i konfrontacji z każdemu lepiej lub gorzej znaną rzeczywistością życia mał­żeńskiego. Sądzę nawet, że taki stosunek do (odwiecznego prze­cież w literaturze, teatrze i fil­mie) tematu ogromnie pomógł "Bliskiemu nieznajomemu", pozbawiając już na wstępie sztukę elementów, które się widzowi przejadły: rzewności, sentymen­talizmu. Innym czynnikiem, który zdecydował o powodzeniu i utworu i spektaklu, jest zgrab­ny zabieg polegający na tym, że jako widzowie nie jesteśmy świadkami obiektywnych zda­rzeń, kolejnych etapów konflik­tu, ale czegoś co jest ich swoi­stą rekonstrukcją trochę hi­potetyczną, trochę subiektywną, a także - wynikającą z ana­logii i tzw. znajomości życia. Tego rodzaju konstrukcja owej "godziny prawdy" by się po­służyć terminem autora, owego rachunku sumienia Antoniego - jest oczywiście konstrukcja nie­co sztuczną. Ale, przyznajmy, zdającą egzamin sceniczny aż do końca, do momentu zaskakują­cej pointy. I to jest chyba istot­ne.

Oglądamy "Bliskiego niezna­jomego" z zainteresowaniem i uwagą również i z racji spraw­nej realizacji tego dwuosobowe­go spektaklu, w którym intencje autora, koncepcja reżysera zna­lazły świetnych sprzymierzeń­ców w aktorstwie Jadwigi Ba­rańskiej i Henryka Boukołowskiego. Oboje zagrali swoich bohaterów ogromnie przekony­wająco, a zarazem z niezbędnym dystansem, rzeczywiście komediowo tzn. realistycznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji