Kto uwierzy w ducha
"Ghost" Dave'a Stewarta i Glena Ballarda w reż. Tomasza Dutkiewicza w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.
Musical "Ghost", trzecia premiera gdyńskiego Teatru Muzycznego w tym sezonie, nie zadowoli wszystkich widzów. Ale miłośników talentu Marty Smuk, która brawurowo zagrała wróżkę-spirytystkę, usatysfakcjonuje na pewno.
Marta Smuk ma wszystko, czego potrzeba gwieździe sceny muzycznej: nieprawdopodobną siłę głosu, osobowość i charyzmę. Kiedy wchodzi na scenę, przyciąga uwagę jak nikt. Jej Smoczyca w "Shreku", Pani Jeziora w "Spamalocie" to role i numery, które pamięta się latami. Ale dopiero w "Ghost" w reżyserii Tomasza Dutkiewicza dostała zadanie na miarę jej możliwości i talentu.
Skrzyżowanie Bielickiej z szamanką
"Ghost" to musicalowa wersja kinowego przeboju sprzed 25 lat - filmu "Uwierz w ducha" z Patrickiem Swayze w roli Sama, Demi Moore jako Molly i Whoopi Goldberg jako spirytystka Oda. Z tych trzech postaci najciekawszym zadaniem aktorskim jest właśnie Oda Mae, za którą to rolę Whoopi Goldberg dostała Oscara. W Gdyni Odą Mae jest Marta Smuk, która podbiła serca publiczności i skradła całe przedstawienie, pozostałych bohaterów zostawiając daleko w tyle.
Bo też parę głównych postaci: młodą rzeźbiarkę Molly (znakomita wokalnie Maja Gadzińska) i Sama (Sebastian Wisłocki jako jej chłopak, który zostaje zabity i towarzyszy dziewczynie jako tytułowy duch), autor libretta potraktował po macoszemu. Molly głównie cierpi i płacze, a Sam dwoi się i troi, by uchronić ją przed niebezpieczeństwem, jakie jej grozi. Mało to wszystko skomplikowane, raczej jednowymiarowe i przewidywalne. W gdyńskim spektaklu wyraźnie brak reżyserskiego pomysłu na te postaci.
Co innego Oda Mae, która ma pomóc duchowi Sama skomunikować się z Molly - w niej jest spryt, rubaszność, cwaniactwo, nieokrzesanie i przede wszystkim potężna dawka humoru. Oda Marty Smuk jest wybuchową mieszanką Hanki Bielickiej z afrykańską szamanką. Nie sposób oderwać od niej oczu.
Czary mary w teatrze
By unaocznić widzowi świat bytów pozaziemskich (duchów w spektaklu jest znacznie więcej), realizatorzy zastosowali kilka trików opracowanych przez iluzjonistę Macieja Pola. Najciekawszy z nich to przeniknięcie ducha Sama przez drzwi jego mieszkania. Są też efektowne sceny pędzącego metra, jazdy windą i sporo wizualizacji Nowego Jorku, gdzie rozgrywa się akcja.
Po raz pierwszy na gdyńskiej scenie zobaczyliśmy jej nowy i kosztowny nabytek - potężne ekrany ledowe (ma je m.in. warszawski Teatr Roma i musicalowe sceny londyńskiego West Endu), które wyświetlają dynamiczny obraz. To znacznie ułatwia i uatrakcyjnia komponowanie wirtualnej scenografii. I choć nie wszystkie pomysły na wizualizacje były ciekawe, z pewnością nowy zakup przyda się jeszcze nie raz.
Choreograficznie "Ghost" wypada dość blado - efektownych scen zbiorowych, które są wielkim atutem i wizytówką gdyńskiej sceny, było niewiele. A te nieliczne nie dorównywały pomysłowością i rozmachem innym realizacjom Muzycznego. Mocną stroną "Ghost" jest natomiast muzyka skomponowana przez Dave'a Stewarta z duetu Eurythmics, znakomicie wykonana przez orkiestrę pod dyrekcją Dariusza Różankiewicza i aktorów gdyńskiej sceny.
"Ghost", choć nie pozbawiony wad i realizacyjnych potknięć, jest opowiedzianą w dobrym tempie romantyczną bajką o miłości silniejszej niż grób, która może się podobać.