Artykuły

Wielkie dzieło literatury rosyjskiej na warszawskiej scenie

Upłynęło już przeszło 15 lat od czasu, kiedy Bronisław Dą­browski wystawił na scenie Teatru Polskiego genialną sztukę Gribojedowa. Była to pierwsza premiera "Mądremu biada" w naszym kraju i każ­dy, kto widział wtedy to przed­stawienie zachował zapewne w pamięci jego kształt i wielkie-kreacje, jakie stworzyli wtedy aktorzy tej miary, co Jan Kurnakowicz, Jan Kreczmar, Maria Dulęba, Mieczysława Cwklińska, Elżbieta Barszczewska, Ju­styna Kreczmarowa i inni. Julian Tuwim dokonał wtedy dla Teatru Polskiego znakomi­tego przekładu sztuki, co samo przez się było już dużym wy­darzeniem literackim i kultu­ralnym.

Szedłem na premierę w Tea­trze Dramatycznym z niepoko­jem. Jak wytrzyma porównanie z tamtą, pamiętną in­scenizacją nowa polska wersja sceniczna? Wyniki przeszły oczekiwania. W nowej insceni­zacji Ludwika René otrzyma­liśmy utwór żywy i wciąż ak­tualny, przedstawienie, które trzymało przez cały czas w na­pięciu uwagę widzów i grane było w sposób, zasługujący na uznanie dla wykonawców głów­nych ról.

Przede wszystkim jednak sprawdziła się w tej insce­nizacji sztuka Gribojedowa dotarł do nas olśniewają­cy blask jego myśli, jego ironia i dowcip, tak bliski od­czuciom współczesnego czło­wieka. "Mądremu biada" moż­na zaliczyć do literatury ro­mantycznej. Ale osobliwością tej przedziwnej sztuki jest fakt, że łączy ona romantycz­ny żar i poryw z trzeźwością i jasnością myślenia pisarzy Oświecenia. Nie ma w niej mi­stycznych i metafizycznych mgieł, jest natomiast pochwała rozumu, zagrożonego przez wstecznictwo i głupotę, przez tępych stupajków i wpływo­wych obskurantów. Porówny­wano nieraz "Mądremu biada" z "Mizantropem", a Czackiego z Alcestem. Dla mnie jednak brzmiał zawsze w tej sztuce znacznie mocniej ton encyklo­pedystów. Słyszałem w niej odgłosy rosyjskiej Rewolucji Francuskiej i nie darmo Famusow, Skałozub i im podobni za­rzucają Czackiemu i jego przy­jaciołom wolterianizm, wietrzą zaś w ich poglądach idee jako­bińskie, które uśmierzyć ma byle feldfebel z pruskiej szkoły fryderycjańskiego drylu. Zasługą Ludwika René jest,że nie potraktował "Mądremu biada" muzealnie, choć wierny był całkowicie tekstowi i in­tencji autora. Położył szczegól­ny nacisk na wydobycie bun­towniczego sensu sztuki, ogra­niczając bardzo (w przeciwsta­wieniu do inscenizacji Dąbrow­skiego) jej walory widowisko­we. Przedstawienie z roku 1951 olśniewało swym rozmachem, wystawą, ruchem scenicznym, operowaniem tłumem gości. Jego kulminacyjną sceną był bal u Famusowa. Na tym tle za­rysowywał się konflikt Czackie­go z otaczającym go światem. U Renégo przedstawienie jest skromne, prawie ascetyczne. Całość rozgrywa się na tle bardzo ładnie pomyślanej, umownej scenografii Kosińskie­go, która zaledwie zaznacza miejsce akcji. Przyjęcie u Fa­musowa nie jest balem, lecz ra­czej wieczorem towarzyskim, co jest chyba bliższe intencjom autora. Tańce rozgrywają się zresztą na drugim planie, w głębi sceny. Na pierwszym pla­nie jest Czacki i jego żarliwe tyrady, wypowiadane na pro­scenium, wprost do publiczno­ści. Nadaje to przedstawieniu charakter nieledwie publicy­styczny. Efekt całości zależy w tych warunkach przede wszystkim od wykonawcy roli Czackiego, który jest przez cały prawie czas w centrum zainteresowa­nia widzów, w centrum przed­stawienia. Rolę tę gra w Tea­trze Dramatycznym Zbigniew Zapasiewicz i jest to nowy, wielki sukces tego bardzo uta­lentowanego aktora. Zapasie­wicz jest młodym, zbuntowa­nym człowiekiem, nonkonfor­mistą. Sympatyczny, auten­tycznie młodzieńczy i żarliwy, a zarazem myślący i sceptycz­ny. Wydaje mi się, że utrafił w roli Czackiego idealnie we współczesny styl grania ro­mantycznych bohaterów, zbli­żający ich bardzo do naszych czasów i naszych myśli, na­szych odczuć intelektualnych i estetycznych. Umie z całą siłą głębokiego przekonania prze­kazać romantyczny poryw, gniew i patos, jak i romantycz­ną, zjadliwą ironię, a także ro­mantyczną gorycz "straconego pokolenia". W jego ujęciu "Mą­dremu biada" jest głęboką tra­gikomedią. Brzmią w niej za­równo akcenty walki, jak i to­ny satyryczne, które stanowią samoobronę mądrych ludzi, gnę­bionych przez tępych durniów. Wraz ze zwycięstwem Zapasiewicza w roli Czackiego zwycię­ża całe przedstawienie "Mądre­mu biada". Ale inne role grane są dobrze. TADEUSZ BARTOSIK stwarza so­czystą i wyrazistą postać Famusowa choć może zanadto jest w niej mieszczański, za mało pański. Ale nie razi to tak bardzo w tym przed­stawieniu, którego ranga towarzy­ska i obyczajowa została trochę obniżona. Bardzo zabawnym Skałozubem jest WIESŁAW GOŁAS, ukrywający tępotę i brutalność car­skiego stupajki pod manierami do­brze ułożonego oficera. Może zabrakło mu tylko w tej roli owej groźnej siły, która powinna wszyst­kich przerażać i odrażać. MACIEJ DAMIĘCKI był lizusem i łajdaczyną bardzo małego wymiaru, Molczalinem do kwadratu. Aż trudno było uwierzyć, że mogła w nim za­kochać się Zofia (Magdalena Za­wadzka) ani pod względem fizycz­nym, ani intelektualnym, ani mo­ralnym nie było w nim nic cieka­wego. Ale może reżyser chciał wła­śnie w ten sposób zaostrzyć wymo­wę utworu, pokazując w sposób tak jaskrawy, jaką nicość wybrała Zofia, odrzucając Czackiego. MA­GDALENA ZAWADZKA wygląda na scenie bardzo ładnie ale brak jej jeszcze doświadczenia teatral­nego, a jej dykcja pozostawia też niejedno do życzenia, KATARZY­NA ŁANIEWSKA gra pokojówkę Lizę podkreślając przede wszyst­kim jej chłopskie pochodzenie, uczciwość i prostolinijność. Jest to w domu Famusowów jedyny prawdzi­wy człowiek. Ale zabrakło mi w jej ujęciu tej postaci trochę salono­wego obycia i zalotności, trochę owego wdzięku, który by uzasad­niał, że gonią za nią sam pan do­mu i jego sekretarz, który woli ją od Zofii, podobnie jak bohaterowie "Męża i żony" wolą Justysię od jej pani. ANDRZEJ SZCZEPKOWSKI po­wiedział bardzo dowcipnie wielki monolog Repetilowa. podając z właściwym mu poczuciem humoru bezbłędnie wszystkie jego puenty. RYSZARD PIETRUSKI był wia­rygodnym, sprytnym I wszędo­bylskim Zagorieckim. zaś ELŻBIE­TA OSTERWIANKA I BRONISŁA­WA GERSON-DOBROWOLSKA za grały wyraziście dwie starsze ary­stokratyczne damy z moskiewskie­go towarzystwa. Wśród gości na przyjęciu u Famusowów zaznaczyli ładnie swą obecność: BARBARA KLIMKIEWICZ, RYSZARD BA­RYCZ, STEFAN WRONCKI, TERE­SA MARECKA I ANNA WESO­ŁOWSKA.

To przedstawienie warto zo­baczyć. Jest zupełnie inne niż inscenizacja Dąbrowskiego z roku 1951. ale nie mniej waż­ne i udane. A ponadto warto posłuchać przekładu Tuwima, który raz jeszcze zdał trudny egzamin na scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji