Artykuły

Zwierzenia od niechcenia

"Przypadkowy człowiek" w reż. Anny Kękuś w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Wystawienie komediodramatu "Przypadkowy człowiek" Yasminy Rezy jest

zadaniem karkołomnym.

Rzecz dotyczy spotkania w pociągu znanego pisarza z wielbicielką jego twórczości. Autorka przez bitą godzinę każe nam słuchać głośno wypowiadanych myśli swoich bohaterów, zanim przemówią do siebie nawzajem. Ten chwyt formalny -bodaj najdłuższa ekspozycja, z jaką można mieć do czynienia w teatrze - nie zraził młodej inscenizatorki Anny Kękuś. Jednak nawet tak doświadczeni aktorzy jak Grażyna Barszczewska i Krzysztof Kołbasiuk nie umieli przełamać monotonii i nudy czterech pierwszych kwadransów przedstawienia. Prawdziwy, emocjonujący teatr zaczyna się później, od momentu, gdy bohaterowie wreszcie podejmują konwersację, co stanowi piąty, końcowy kwadrans widowiska.

Wcześniej słyszymy wypowiadane na głos banalne myśli bohaterów. Pisarz zastanawia się, dlaczego porzucił jedne pigułki regulujące pracę jelit na rzecz innych, o gorszej skuteczności. Daje wyraz zdziwieniu - nie da się ukryć, że interesownemu -iż jego towarzyszka podróży nic nie czyta, choć sam ani myśli być dla niej w tej mierze dobrym przykładem.

Kobieta w torebce ma jego ostatni bestseller - "Przypadkowego człowieka". A przez głowę przelatują jej tabuny myśli: czy nie speszy autora, czytając jego dzieło? Czy dać mu do zrozumienia, że go zna i uwielbia jego twórczość? Że o spotkaniu z nim marzyła od dawna?

Gdyby jednak słyszała, czym jej idol zaprząta sobie głowę, zapewne nie dałaby mu pretekstu do indagacji przez wyjęcie tomu z torebki. Ale stało się. Pisarz - przekonany, że wciąż zachowuje incognito - próbuje wysondować, co czytelniczka myśli o jego utworze. A co ja myślę o przedstawieniu? Że niepozbierane. Głównie z winy autorki, choć Anna Kękuś więcej uwagi powinna poświęcić słowom wypowiadanym przez aktorów niż ciągłemu przesuwaniu wykonawców w przestrzeni - niekiedy wraz z fotelami. Jednoaktówka ma de facto strukturę słuchowiska i żaden ruch nie jest w stanie jej ożywić. Jedyne, co z widowiska warto ocalić, to żar w oczach Grażyny Barszczewskiej, gdy zwierza się pisarzowi ze swego doń afektu. Rzec by się chciało: chwilo trwaj.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji