Duet małżeński
W tzw. Sali Prób warszawskiego Teatru Dramatycznego, czyli po prostu na kameralnej scenie tego teatru, już od kilku tygodni z niezmiennym powodzeniem grana jest "Kariera", sztuka Ewy Otwinowskiej, oparta na listach Heleny Modrzejewskiej i Karola Chłapowskiego. Kiedy przed niespełna trzema laty PIW udostępnił czytelnikom obszerny, dwutomowy wybór tej korespondencji (w opracowaniu Jerzego Gota i Józefa Szczublewskiego), miałem sposobność - na tych samych łamach - podkreślić, że z lektury tej wyłania się prawdziwy a nieco odmienny od utartych obiegowych pojęć portret wielkiej aktorki i wielkiej indywidualności - nie tylko artystycznej. Pisałem wówczas:
"Dowiadujemy się - i to jest niewątpliwie największą rewelacją, choć komuś wydać się może rewelacją brutalną - że ostatecznym celem Modrzejewskiej było w o wiele większym stopniu zyskanie sukcesu życiowego niż artystycznego. Co więcej, że wielkość zdobyta w sztuce miała dla niej - naturalnie nie wyłącznie, lecz może przede wszystkim - znaczenie pomostu, wiodącego ku wielkości życia, takiej, jaką ją sobie ta nieślubna córka ubogiej krakowskiej kawiarki i początkująca aktorka na pół amatorskich, prowincjonalnych zespołów, sama matka dwojga nieślubnych dzieci - wyobrażała.(...)
Dzięki swym rysom dramatycznym, rysom głęboko i prawdziwie ludzkim, nie tylko nie pomniejsza to naszych uczuć dla postaci Heleny Modrzejewskiej i naszego dla niej podziwu, lecz -odwrotnie - powiększa je jeszcze i na nowo ożywia".
Ów portret ożywiła teraz ponownie - a skuteczniej jeszcze i bardziej wyraziście, bo w światłach scenicznej rampy - Ewa Otwinowska. I bardzo słusznie rezultat jej pracy nazywa się na afiszu spektaklu "sztuką", nie zaś - powiedzmy - "montażem", Otwinowska bowiem istotnie stworzyła z bogatego i różnorodnego materiału epistolarnego samoistny konsekwentnie i precyzyjnie skonstruowany dramat, którego podstawowym konfliktem jest walka z tysięcznymi przeciwnościami o zdobycie sukcesu, właśnie o zrobienie kariery w jej najszerszym znaczeniu (stąd nader trafny tytuł sztuki), dramat jednolity i zwarty, mimo iż obejmuje on całe życie artystki - od pierwszych występów z Zimajerem aż do zgonu. W listach samej Modrzejewskiej było wystarczająco dużo materiału na monodram - gatunek tak dzisiaj modny i tak chętnie uprawiany przez mniej lub więcej wybitnych aktorów. Otwinowska nie uległa jednak tej pokusie, zbudowała swą sztukę także na materiale, zawartym w listach Karola Chłapowskiego, męża i dozgonnego wielbiciela artystki. Wbrew pozorom nie ułatwiła sobie przez to zadania - przeciwnie: utrudniła je, lecz za to dała utwór pogłębiony i bogatszy, a także tym wyraźniejszy: Karol Chłapowski był przecież w dużym stopniu (w większym chyba niż na ogół zwykło się sądzić) współtwórcą kariery swej żony. Pierwszym - i decydującym - krokiem do tej kariery był już w ogóle sam fakt zamążpójścia Modrzejewskiej za tego potomka starej i posiadającej arystokratyczne koneksje rodziny. Jego późniejsze całkowite poświęcenie się dla ubóstwianej "Helci", przy rezygnacji z wszelkich własnych ambicji i osobistych dążeń, jego miłość, nie osłabła w ciągu długiego i burzliwego życia - te cechy jego serca i charakteru nakazują oddać tej postaci należną jej sprawiedliwość. Na scenie Teatru Dramatycznego śledzimy zatem dosyć pasjonującą ąkcję, rozgrywaną przez duet małżeński: Modrzejewska - Chłapowski wobec swych zeszłowiecznych korespondentów. Przedstawieniu specjalnego wdzięku dodaje fakt, że postaci bohaterów owego "małżeńskiego duętu" odtwarza inny autentyczny duet małżeński: najsympatyczniejsze małżeństwo aktorskie Warszawy - Barbara Horawianka i Mieczysław Voit.
Uderza świeżość i lekkość, z jaką Horawianka i Voit interpretują tekst, nie pozbawiony "smaczków" staroświecczyzny, z jaką - subtelnie wydobywając owe "smaczki" - potrafią jednak równocześnie nadać swoim postaciom piętno jakiejś, nazwałbym to tak: uniwersalnej nowoczesności. Przybliżając nam przez to bohaterów sztuki, dokonują ponadto wobec nich, jeszcze jednego zabiegu. Oto ani na moment nie odbierając widzom przywileju przeżywania wraz z parą bohaterów ich skomplikowanych wzruszeń, zaznaczają przecież pewien do nich dystans, w którym chwilami dopatrzyć by się można nawet jakiejś niezwykle delikatnej ledwie dostrzegalnej ironii. Jest to wybitne osiągnięcie aktorskie, wspólne obojgu wykonawcom, znajdujące nb.pokrycie w tekście, z którego finałowych urywków wynika złudność całej takiej czy innej "kariery" dla zdobycia rzeczywistego spokoju i - szczęścia. A zresztą cały tekst sztuki mógłby sugerować ten ton. Bo pozwolę sobie nie zgodzić się z opinią Jaszcza, że "Otwinowska położyła nacisk na urywki listów raczej brązowiejące". Wydaje mi się, że wyeksponowane zostały właśnie te, które ukazują więcej Modrzejewskiej-"Helci" niż Modrzejewskiej-posągu.
Warszawską "Karierę" reżyserował Witold Skaruch, autorem scenografii jest Romuald Nowicki, a muzyki (w której pobrzmiewają dźwięki krakowskiego hejnału obok "westernowej" ballady) - Janusz Jędrzejczak.