Artykuły

Hanna Wendling tańczy...

Krystian Lupa ma swoich ulubionych autorów. Należą do nich niewątpliwie Thomas Bernhard, Witkacy, Rainer Maria Rilke, a także Hermann Broch i Robert Musil. Przedstawienia według ich tekstów reżyser przygotowywał już wielokrotnie. Inscenizował m.in. {#re#4708}"Człowieka bez właściwości"{/#} i {#re#23860}"Marzycieli"{/#} Musila, adaptował drugi tom {#re#2448}"Lunatyków"{/#} Brocha. Z kolei pierwszą część swojego najnowszego spektaklu opracował na podstawie kilku wątków z ostatniego tomu "Lunatyków", drugą - na motywach opowiadania Musila, "Kuszenie cichej Weroniki". Tytuł części pierwszej wziął z "Maltego" Rilkego oraz serii tkanin - alegorycznych ilustracji pięciu zmysłów - nazwanej "Dama z jednorożcem", pochodzącej z początków XVI wieku.

W "Kuszeniu cichej Weroniki" i "Damie z jednorożcem" Lupa dość swobodnie obchodzi się z materią tekstów. Przesuwa akcenty, wykreśla niektóre epizody, dopisuje inne. Z "Lunatyków" wyciąga tylko dwa fragmenty: wątek porucznika Jaretzkiego oraz historię Hanny Wendling. Jego świat okazuje się przy tym brzydszy niż świat Brocha. W książce dom Wendlingów jest skrupulatnie zaprojektowany, uporządkowany. W przedstawieniu przekształca się on w ruderę. Zamiast luksusowych bibelotów, mamy tu kilka krzeseł, stół, brzydki flakonik na kwiaty. Reżyser zmienia także motywacje działań bohaterów oraz ich zachowania, nadając im walor większej jednoznaczności. I tak - u Brocha spotkanie Hanny i Henryka Wendlingów to osobliwy pojedynek: małżonkowie po długiej rozłące unikają swoich spojrzeń. U Lupy ta sama scena przeobraża się w pogoń: Henryk nerwowo biega za Hanną po całym domu. Mężczyzn reżyser ukazuje jako brutali, niemal prostaków. Kuhlenbeck przemocą zmusza tutaj partnerki do tańca. Henryk używa siły, gdy nie potrafi zaspokoić Hanny. Lupa, inaczej niż Broch, konstruuje klarowną opozycję między przedstawicielami dwóch płci. W jego przedstawieniu niemal wszyscy mężczyźni noszą mundury, tym bardziej odróżniając się od kobiet. Jako adaptator wyostrza rysunek postaci, buduje wyraziste relacje między bohaterami.

Wojskowe stroje w Damie z jednorożcem są jednak nie tylko swoistą oznaką męskości. Powieść Brocha zanurzona jest w historii, jej kolejne części rozgrywają się na przestrzeni trzydziestu lat, między rokiem 1888 a 1918. Pomimo to przedstawienie dzieje się niejako poza historią. Lupa wykreśla sceny szturmu na miejskie więzienie, demonstracji robotników papierni. Jedynie mundury tworzą tu historyczny kontekst dla losów Hanny Wendling. Przy czym owe mundury są również pewnym skrótem, funkcjonują jako metafora. "Wojna to jest to drugie... my jesteśmy drugie i wojna jest drugie... pierwsze to jest coś niewidzialnego, co wyszło z nas..." - mówi Hanna. Żołnierskie uniformy stanowią tło wydarzeń, wywołują atmosferę zagrożenia. Każde wspomnienie o wojnie łączy się w przedstawieniu z przeczuciem końca, zapowiedzią Apokalipsy. "Ta wojna nigdy się nie skończy..." - powtarza kilkakrotnie Jaretzki. Mówiąc wprost - rzeczywistość "Damy z jednorożcem" to świat "przed końcem". Wszystkie historie miłosne rozgrywają się tu w aurze niepewności. Bohaterowie łapczywie poszukują bliskości, jakby przeczuwając zbliżające się zakończenie.

2.

Także inscenizując "Kuszenie cichej Weroniki" Roberta {#au#796}Musila{/#} Lupa ingeruje w tekst oryginału. Dopisuje bardzo istotną dla przedstawienia scenę kolacji, znacznie rozwija - w opowiadaniu ledwie zaznaczoną - rolę Ciotki. Znów zapętla konflikty. Weronika jest u niego młodą, piękną kobietą, nieco nadpobudliwą, bardzo żywotną, która biega po scenie, bez skrępowania ukazując swoje ciało. W wyrazisty sposób odcina się ona od świata codziennych czynności, buntuje się przeciw porządkowi prozaicznych zachowań. Podczas zwykłej, mieszczańskiej kolacji nie potrafi ukryć zmieszania. Sprzeciwia się kulturowym normom, ale równocześnie nie darzy zaufaniem natury. Opozycja między kulturą a naturą nie jest użyteczna dla opisu jej zachowania. Wyraźnym tego dowodem są słowa bohaterki skierowane do Johannesa: "...ta uroda życia, która przemija u nas w ogrodzie, jest czymś płaskim, poziomo nieskończonym, co człowieka otacza i odcina niby morze". Mówiąc banalnie - Weronika szuka miłości. I w swych poszukiwaniach podąża za tym, co bezosobowe. Stwierdza: "Dzieci i zmarli nie mają duszy; ta dusza zaś, jaką mają ludzie żywi, nie pozwala im kochać, nawet jeśli jeszcze tego chcą, nie pozwala kochać bez reszty". Dziewczyna opowiada o zwierzętach i zmarłych, którzy uwolnili się - jej zdaniem - od duszy, od personalnych cech własnej osobowości, od tego, co zamącą siłę uczucia. Zgodnie z taką logiką, dopiero gdy dowiaduje się o śmierci Johannesa, Weronika naprawdę odczuwa jego bliskość. I równocześnie jej indywidualność ulega rozpadowi: kobieta mówi o sobie: ona.

Co łączy dwie bohaterki wrocławskiego spektaklu? Jak się zdaje, obie zafascynowane są tym, co bezosobowe. Hanna w swych rojeniach erotycznych wyobraża sobie męski tors pozbawiony twarzy oraz wszelkich jednostkowych właściwości. W jej myślach to, co ogólne, zwycięża nad tym, co szczegółowe. Obie kobiety przechodzą także pewne graniczne doświadczenie. Reżyser wielokrotnie wykorzystuje w przedstawieniu metaforę tańca. Hanna Wendling i Weronika rozpoczynają opętańczy taniec, w wizyjnych, hipnotycznych scenach zatracają się, jakby przekraczały własną kondycję. Tutaj dopiero widać, do jakiego stopnia Lupa zauroczony jest swoimi bohaterami. To jeszcze jeden punkt, w którym sprzeniewierza się on literze "Lunatyków". O ile bowiem w przedstawieniu ekstatyczne stany Hanny ukazane są niczym wzór do naśladowania, jako wartości, których należy poszukiwać, o tyle Broch deklaruje wyraźną niechęć wobec wszelkich "niededukcyjnych" i "nieteologicznych" form duchowości. Pyta: "Czy w totalnym zmiażdżeniu wszystkiego, co treściowo-ziemskie, należy widzieć źródło zdruzgotania wartości?" I odpowiada zdecydowanie: "Tak". Dowodzi tym samym, że przebudzenie Hanny, a także Pasenowa i Escha, ich zainteresowanie religijnością "spontaniczną" lub "mistyczną" to w istocie jeden z fragmentów procesu rozpadu tradycyjnych zasad świata chrześcijańskiego.

3.

W nowym spektaklu Krystiana Lupy niewiele jest rzeczy, których miłośnicy jego teatru nie widzieli wcześniej. Na miano nowości zasługuje swoista odwaga, z jaką aktorzy traktują tu widza. We wcześniejszych przedstawieniach reżysera scenę i widownię oddzielały zazwyczaj ekran z przezorczystego płótna lub specjalna metalowa konstrukcja. W "Damie z jednorożcem" i "Kuszeniu cichej Weroniki" artyści wygłaszają zaś swe kwestie stojąc na proscenium, często przy samej rampie. Ewa Skibińska w roli Weroniki czy Wojciech Kościelniak jako Johannes grają pozostając z publicznością w bliskim, niemal fizycznym kontakcie.

Mimo to, wrocławskie przedstawienie nie rozpoczęło nowego etapu w rozwoju reżysera. Lupa wrócił tu do sprawdzonych środków inscenizacyjnych: do rwanego, "filmowego" stylu montażu poszczególnych scen, do specyficznego sposobu traktowania czasu i przestrzeni teatralnej, a także do swych ulubionych tematów. Po raz kolejny opowiedział, mówiąc grubo, historię nadwrażliwców, poszukujących "idealnej jedności". Co zaś najbardziej znamienne, po cyklu realizacji wybitnych dramatów, znów przygotował adaptację prozy. Decyzja ta nabrała szczególnego charakteru, gdyż kontekstem dla niej stały się wypowiedzi twórcy sprzed kilku lat. Twierdził on wtedy, że inscenizowanie tekstów prozatorskich to jedyny sposób na odkrycie w teatrze nieznanego wymiaru rzeczywistości, na rozregulowanie sztywnych reguł dialogu i związków między bohaterami. Paradoksalnie, "Dama z jednorożcem" i "Kuszenie cichej Weroniki" dobitnie ukazały nietrafność podobnych założeń. W swoim najnowszym spektaklu Lupa wyostrzył bowiem charakterystykę postaci oraz formę poszczególnych scen, podporządkowując się regule dramatycznego konfliktu. Jeżeli gdziekolwiek reżyserowi udało się ją przekroczyć, to chyba tylko w {#re#623}"Rodzeństwie"{/#}, przedstawieniu według - o ironio - dramatu Thomasa Bernharda. Tam artysta odsłonił przed widzem żywą materię międzyludzkich napięć. Nie jest jasne, dlaczego później zrezygnował z kontynuowania takich eksperymentów. Być może uznał, że w eksplorowaniu psychiki aktorów i bohaterów dalej posunąć się nie da, a może zniechęciło go chłodne przyjęcie "Rodzeństwa". Tak czy inaczej - w "Damie" i "Kuszeniu" powrócił do wątków niegdyś porzuconych. Spektakl ten, oglądany z różnych stron, prowadzi więc do rozmaitych wniosków. Z jednej strony, stanowi on przykład niezwykłej konsekwencji reżysera, który od wielu lat porusza się w obrębie podobnej estetyki, wierny jest wybranym autorom, niektórym wątkom literackim i kulturowym. Z drugiej strony, najnowsze działo Lupy jawi się jako dowód porażki, rezygnacji z prób urzeczywistnienia pewnego twórczego zamiaru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji