WYSPIAŃSKIEGO SPOTKANIA Z HISTORIĄ "KRONIKI KRÓLEWSKIE"
Przedstawienie jest niezapomniane. Urzeka przede wszystkim piękną wizją plastyczną. Najpierw oczom widzów ukazują się olbrzymie odrzwia, kojarzące się z Wawelem i katedrą, a po chwili przyćmione reflektory oświetlają witraż Kazimierza Wielkiego. Tak uczestniczymy w nastrojowym spotkaniu z naszą historią. Z Janem Długoszem i kardynałem Oleśnickim, z młodziutką Jadwigą, z Kazimierzem Jagiellończykiem, z Barbarą i jej mężem - Zygmuntem Augustem.
Nie jest to jednak tylko wzruszający "żywy obraz" z naszych dawnych dziejów, lecz także interesująca próba dyskusji historiozoficznej, propozycja swoistego teatru politycznego.
Spektakl w Teatrze Dramatycznym, przygotowany dla uczczenia setnej rocznicy urodzin Stanisława Wyspiańskiego, nosi tytuł: "Kroniki królewskie" i jest swoistym montażem. Składa się on z mało znanych utworów autora "Wesela" - fragmentów kronik dramatycznych: "Król Kazimierz Jagiellończyk" i "Jadwiga"; scen dramatycznych "Zygmunt August" oraz rapsodu "Kazimierz Wielki" Tak więc Ludwik René - reżyser tego oryginalnego przedstawienia - prezentuje w jednym widowisku aż cztery wierszowane legendy Wyspiańskiego, spośród których ani jedna nie została przez twórcę ukończona. "Kroniki" zaczął Wyspiański pisać w 1905 roku. kiedy to zgłosił swą kandydaturę na dyrektora teatru krakowskiego i zaczął się zastanawiać nad repertuarem dla tej sceny. Gdy jednak nie powierzono mu teatru, zaniechał dopiero co podjętej pracy i, z "Kronik" pozostały tylko fragmenty. "Zygmunt August", będący jak gdyby ich kontynuacją, powstał w ostatnim roku życia Wyspiańskiego, lecz i on nie został ukończony, gdyż pracę nad tym dramatem przerwała śmierć artysty. Nic więc dziwnego, że losy sceniczne tych utworów są ubogie i daleko im do "kariery" takich dramatów, jak "Bolesław Śmiały" czy "Warszawianka", nie mówiąc już o "Nocy listopadowej", "Wyzwoleniu" czy "Weselu". Tym bardziej więc pionierska inicjatywa Teatru Dramatycznego zasługuje na uznanie, zwłaszcza że została uwieńczona sukcesem. Wspólnym tematem "Kronik" są dzieje narodu polskiego. Elementem wiążącym - wybrane fragmenty niedokończonych dramatów - uczynił Ludwik René poemat rapsodyczny "Kazimierz Wielki". Właśnie narrator rapsodu zaczyna i kończy przedstawienie, komentuje poszczególne sceny i odsłony. A zatem ten, który zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną, ostatni z dynastii Piastów - oprowadza nas po Polsce Jagiellonów. Najpierw spotkanie z Kazimierzem Jagiellończykiem. A więc scena, w której król - lękając się ponownego rozbicia państwa - wydziedzicza swojego kuzyna, księcia Michała oraz znakomity dialog pomiędzy Długoszem a przeciwnikiem króla - kardynałem Oleśnickim.
Gdy dwie koncepcje się ze sobą ścierają - cóż z tego może wyniknąć? - pyta kronikarza Oleśnicki. Wojna domowa - odpowiada Długosz. Nie, polityka - poprawia kardynał.
W słowach tych mieści się jedna z głównych myśli "Kronik". I jakkolwiek idea ich nie jest zbyt przejrzysta i zamazuje ją często nadmierny patos, jakkolwiek piękno poetyckiego obrazu góruje tu najwyraźniej nad logicznym biegiem myśli, to przecież przedstawienie w Teatrze Dramatycznym stanowi niewątpliwie interesującą próbę dyskusji historiozoficznej. Ukazuje ono między innymi, że troska o umocnienie i stabilizację władzy królewskiej, której przeciwstawiało się często warcholstwo możnych, stanowiła zawsze gwarancję naszego bytu narodowego. Widać to również w najlepszej scenie spektaklu ukazującej Sejm Piotrkowski, kiedy to wybucha wielki konflikt pomiędzy królem Augustem a Senatem, nie zgadzającym się na koronację Barbary. Argumentom wojewody Kmity, hetmana Tarnowskiego i innych senatorów - król przeciwstawia racje moralne. I mimo że racje te nie przekonują chyba w pełni współczesnego widza, to przecież zmuszają go do refleksji nad naszym "złotym wiekiem" i słynnym romansem przystojnego króla z córką wileńskiego kasztelana. Przedstawienie w Teatrze Dramatycznym kończy wielka scena z "Wyzwolenia" ("Geniusz i chór" z aktu III): spory i dysputy o przeszłości nie mogą nam jednak przesłaniać teraźniejszości - pointuje wymownie swoje widowisko reżyser.
Jakkolwiek spektakl zawiera sporo cennych myśli politycznych, to jednak jego największym walorem jest - wspomniana już na wstępie - urzekająca wizja plastyczna, nawiązująca najwyraźniej do epoki Wyspiańskiego i do prób jego rozwiązań malarskich. Widać to w młodopolskiej gamie barw, w mocnych kolorach witraży, w pięknej krakowskiej stylizacji historycznych kostiumów, w nawiązywaniu do secesji. Tak więc twórcami tego przedstawienia są także w równej mierze autorzy dekoracji i kostiumów - Jan Kosiński i Ali Bunsch.
Również i aktorstwo stanowi mocną stronę tego przedstawienia. Wiele ról zyskało znakomitych odtwórców. A więc przede wszystkim Ignacy Gogolewski, grający Zygmunta Augusta, który dysponując najbogatszym materiałem, zarysował pełną i bardzo przekonywającą sylwetkę nieszczęśliwego króla - prawdziwego zarówno w scenach miłosnych, jak i w dramatycznych dysputach z Senatem. A więc Zbigniew Zapasiewicz. recytujący z precyzją i jakąś spokojną mocą - strofy rapsodu, a więc Ryszard Pietruski jako energiczny i zarazem uległy król Kazimierz Jagiellończyk, a więc Tadeusz Bartosik ukazujący wyrazistą postać kardynała Oleśnickiego.
Z całym więc przekonaniem polecam to piękne i stylowe przedstawienie zarówno nauczycielom, jak i młodzieży, bowiem tak jedni, jak i drudzy wyniosą z tego spotkania z naszą historią cenne, niezapomniane wrażenia.