Warszawa. Zaproszenie na diabelską imprezę w Dramatycznym
Dziś w Teatrze Dramatycznym odbędzie się premiera "Cabaretu" autorstwa Johna Kandera, Joego Masteroffa i Freda Ebba w przekładzie Kazimierza Piotrowskiego. Reżyseruje Ewelina Pietrowiak.
"Cabaret" w Teatrze Dramatycznym porywa do szalonego świata kabaretu przedwojennego Berlina - ale choć orkiestra gra w najlepsze - do drzwi puka coraz bardziej realne zagrożenie.
- To specyficzny musical. Sceny mówione nie są tylko przerywnikami pomiędzy piosenkami. Warstwa fabularna, w której dużo się dzieje, ma równe prawa z muzyczną - zaznacza Ewelina Pietrowiak. Reżyserka po udane przygodzie z operą zdecydowała się, jak sama mówi, na "skok w bok". Sięga po musical ma podstawie sztuki Johna Van Drutena i opowiadania Christophera Isherwooda, którego bohaterowie znani są dzięki filmowej wersji. Słynna ekranizacja z Lizą Minnelli i Michaelem Yorkiem wykreowała wpadające w ucho przeboje (np. "Money, Money", "Mein Herr"), które usłyszymy w polskiej wersji z bandem grającym na żywo.
Romans zawsze na czasie
"Cabaret" ukazuje dość krótkie dzieje dwóch romansów: piosenkarki kabaretowej Sally Bowles (w tej roli zdająca się czuć kabaretowy klimat Anna Gorajska) i amerykańskiego pisarza (Mateusz Weber), oraz właścicielki pokoi na wynajem Fräulein Schneider ze sprzedawcą owoców Rudolfem Schultzem, czyli Niemki z Żydem - którym reżyser Bob Fosse poświecił w filmie niewiele miejsca. - W ten świat wkracza wielka historia i polityka. Jeżeli Christopher Isherwood umieszcza akcję swojego opowiadania w Berlinie lat 30., nie ma siły, by nie dotknął tej ciemności, tego, jak niewyobrażalnie szybko nazizm rozprzestrzeniał się wśród ludzi i zarażał ich umysły - przypomina Pietrowiak. - Spod musicalowej konwencji wyziera coś gorzkiego i wciąż aktualnego, zgadza się z tym, co dzieje się na świecie - także u nas - dodaje Agnieszka Wosińska.
Kto miał trudniej?
Aktorka przyznaje, że wątku granej przez nią Fräulein Schneider w filmie właściwie nie ma, dlatego nie wisiały nad nią żadne kadry ani stworzone na ekranie kreacje. - Ja miałem trudniej, to prawda - przyznaje Krzysztof Szczepaniak. - Postać konferansjera, w którą wciela się Joel Grey, jest kultowa. Zmierzenie z nią wydaje się zgubne, dlatego przekładam ją na swoje wyobrażenie. Na pewno kilka rzeczy podkradłem i przemycam, żeby puścić oko do widzów, którzy znają film - zdradza aktor. - Konferansjer jest duchem przestawienia, gospodarzem tej diabelnej imprezy - dodaje Szczepaniak.
Bo "Cabaret" to przecież właśnie muzyczne szaleństwo. Przejścia pomiędzy kolejnymi scenami są bardzo dynamiczne. - Założenie było takie, żeby nie dawać oddechu, ewentualnie w scenach dramatycznych chcieliśmy wprowadzić moment refleksji - przyznaje Ewelina Pietrowiak. W konstrukcji przedstawienia, przypominającej filmowy montaż, istotna jest scenografia autorstwa Katarzyny Nesteruk pozwalająca w prosty sposób przenosić się pomiędzy przenikającymi się światami. - Tempo piosenek wymagało od nas opracowania patentu, w innym wypadku byłby to spektakl o zmianach scenografii - opowiada reżyserka. - Scenografia powstała ze świetlówek. W zależności od tego, w jakim miejscu toczy się akcja, inną część tych świetlówek świecimy i na inny kolor: raz jesteśmy u Fräulein Schneider, raz na scenie kabaretu - wyjaśnia Pietrowiak.
Premiera 8 stycznia. Kolejne spektakle 9 stycznia o godz. 19 i 10 stycznia o 17.