Artykuły

W Poniedziałkowym Teatrze TV "Kroniki królewskie"

Zobaczyliśmy wczoraj w telewizji szczególny utwór Wyspiańskiego - szczególny, bo nie rekonstruował go sam Wyspiański, ale z jego nieukończonych tekstów scenicznych stworzył Ludwik René, inscenizator prawykonania "Kronik" w warszawskim Teatrze Dramatycznym przed kliku laty.

Powstała z tych połączonych tekstów całość powiązana nie tyle jednolitością akcji i fabuły, co wspólnotą myśli przewodniej - myśli obecnej we wszystkich dziełach autora "Wesela", myśli o Polsce. O tym jaka była i jaka być powinna. W "Wyzwoleniu", we fragmentach "Króla Kazimierza Jagiellończyka", w "Zygmuncie Auguście" i "Jadwidze" zapisał Wyspiański myśl, że historia może być nie tylko pokrzepieniem serc, okazją do dumy lub rozdrapywania ran, ale także pomocą i nauką w budowaniu. Wykazał, że właśnie historia uczy, jak często w naszych dziejach prywata, jałowa gadanina i sobiepaństwo stawały przeciwko trosce o polską rację stanu, o interes zbiorowy. Wykazał również, że owa polska racja stanu, zwyciężała wówczas, gdy oddawano indywidualne marzenia w służbę zbiorowości. I wzywał do wyzwolenia się spod magicznej siły poezji, jeśli poezja oddala od czynu, albo jeśli czyny zastępuje. To właśnie ukazywało zakończenie "Kronik" - starcie pomiędzy Geniuszem z "Wyzwolenia", a królem Kazimierzem wielkim budowniczym, za którego czasów "rosły, potężniały wieże grodu, miasta olbrzymy i ludów wielość, wszystkie zgodne". Nie będzie chyba przesadą, jeśli powiemy, że "Kroniki królewskie", rzecz dużej piękności artystycznej, są także publicystyką użyteczną na dziś. Pokazane nam wczoraj przez telewizją przedstawienie Teatru Śląskiego w Katowicach przygotował Ignacy Gogolewski wedle scenariusza i założeń inscenizacyjnych Ludwika René. I, o paradoksie,jako reżyser stał się chyba Gogolewski wierniejszym realizatorem myśli scalającej montaż niż sam René. ,Wyraziście i precyzyjnie prowadził ową, myśl Wyspiańskiego poprzez zawiłe nieraz meandry jego wierszą, przejrzyście zarysowując poszczególne sytuacje, w czym dopomogła mu sumienna pracą aktorska całego zespołu. Na miano znakomitej zasługuje tu nie wątpliwie rola samego Gogolewskiego jako Zygmunta Augusta. Wrażliwą partnerkę znajdując w Ewie Decównie (Barbara Radziwiłłówna) zademonstrował Gogolewski aktorstwo, w którym świadomość sensu roli i sensu całego spektaklu, wsparta jest świetnym opanowaniem warsztatu. Wydobył wszystkie barwy uczuć,jakie władają królem Zyg­muntem - gdy trzeba wyniosły, gdy trzeba - po chłopięcemu rozkochany - w chwili śmierci Barbary - tragiczny, w chwili namysłu nad przyszłością narodu - skupiony i patetyczny. Gogolewski potrafił narzucić swój, ton całemu przedstawieniu. I potrafił, gdy tego wymagał tekst, usunąć się w cień ustępując planu Decównie czy Zofii Truszkowskiej, która z taktem zagrała Bonę-truciclelkę, (a, więc Bonę taką, jak tę mądrą kró­lową wyobrażano sobie w czasach Wyspiańskiego). Z żalem natomiast stwierdzić trzeba, że telewizja nie, była w stanie przekazać tego, co w znacznej mierze stanowiło o dosto­jeństwie (i sukcesie) przedstawienia teatralnego - wspaniałości monu­mentalnych dekoracji Jana Kosiń­skiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji