Artykuły

Opera o dylematach władzy

- Ta opera to jest wspaniała refleksja na temat ciężaru decyzji, który noszą władcy, jest w tym też wiara w łaskawość władcy - o premierze "Łaskawości Tytusa" Wolfganga Amadeusza Mozarta w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej mówi reżyser Ivo van Hove, w rozmowie z Anną S. Dębowską w Gazecie Wyborczej - Co Jest Grane.

Światowej sławy belgijski reżyser Ivo van Hove przygotowuje w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej premierę "Łaskawości Tytusa" Wolfganga Amadeusza Mozarta.

Opera "Łaskawość Tytusa" to jedno z ostatnich dzieł Mozarta, a jej prapremiera odbyła się we wrześniu 1791 r. w Pradze, kilka miesięcy przed śmiercią kompozytora.

Ivo van Hove w spektaklu stawia pytanie, czy siła władcy zawsze musi oznaczać brutalność i krwawe rządy. Czy miłosierdzie wobec wrogów nie świadczy o mądrości przywódcy? - Europa i świat wymagają dziś rządzących z wizją przyszłości, którzy nie zagubią się w problemach czasu teraźniejszego - mówi belgijski reżyser uważany za jednego z najważniejszych twórców teatralnych naszych czasów. W nowoczesny sposób realizuje on teksty klasyków teatru, fascynuje go zwłaszcza Szekspir, jako autor polityczny, znawca problemów władzy i mechanizmów historii.

Na ubiegłorocznym festiwalu "Dialog" we Wrocławiu pokazano jego spektakl na kanwie scenariuszy Ingmara Bergmana ("Szepty i krzyki", "Persona"). Do najgłośniejszych inscenizacji operowych van Hovego należy tetralogia Ryszarda Wagnera "Pierścień Nibelunga" wystawiona w Antwerpii.

"Łaskawość", którą zadyryguje Wojciech Rajski, to koprodukcja Teatru Wielkiego - Opery Narodowej i Opery Królewskiej La Monnaie w Brukseli, gdzie premiera tej inscenizacji odbyła się dwa lata temu. - W Warszawie usłyszymy dwoje śpiewaków z brukselskiej obsady: Charlesa Workmana (tenor) jako cesarza Tytusa i Annę Bonitatibus (mezzosopran) w roli Sekstusa.

Anna S. Dębowska: Dlaczego fascynuje pana opera?

Ivo van Hove: Wyreżyserowałem 15 oper, ale zabrałem się za to dość późno, 16 lat temu. Pierwszym tytułem była "Lulu" Albana Berga, świetne wyzwanie reżyserskie na początek, ale utwór bardzo skomplikowany muzycznie. Mimo to właśnie ten tytuł skłonił mnie do przyjęcia pierwszej oferty pracy w operze, wcześniej odmawiałem, nie czułem się gotowy, uważałem, że to gatunek zbyt staroświecki. Przekonał mnie Gerard Mortier, który w latach 80. pokierował La Monnaie w Brukseli i zrobił tam nowoczesny teatr, zaczął zapraszać takich reżyserów, jak Peter Stein.

I dzięki muzyce?

- W mojej domowej płytotece znalazłaby pani, obok jazzu i rocka, mnóstwo nagrań muzyki klasycznej. Słuchałem jej od najmłodszych lat. Poza tym w moim teatrze muzyka odgrywa bardzo istotną rolę, muzyka prawie w nim nie milknie, dlatego niektórzy mówią nawet, że robię teatr muzyczny.

Opera to jednak coś innego - ona narzuca reżyserowi spore ograniczenia. Nie mogę zmieniać woli kompozytora - jeśli w partyturze w pewnym momencie pojawia się nakaz grania bardzo głośno (fortissimo), nie mogę tego zastąpić dynamiką piano, czyli cicho. W teatrze dramatycznym mógłbym, tu - nie. Muszę się zgodzić z tym, że w operze przede mną pojawił się już reżyser, który wszystko wcześniej zaplanował - to kompozytor. Mimo to odnalazłem w tym gatunku dużo twórczej wolności i możliwości wyboru.

Akcja "Łaskawości Tytusa" w pana przedstawieniu rozgrywa się współcześnie...

- Tak, w naszych czasach, dziś. Nie jest to sprzeniewierzenie się Mozartowi. Przecież on sam skomponował tę operę, opartą na historii z czasów rzymskich, we współczesnym mu stylu. Chciał też przekazać poprzez nią coś, co było ważne w jego czasach: o władzy królewskiej, cesarskiej. Podobnie my mamy do tego prawo współcześnie. "Łaskawość Tytusa" nie jest opowieścią o starożytnym Rzymie, lecz o władcy, który staje wobec wielkiego wyzwania, ma podjąć ważną decyzję w imieniu swoim i narodu. Tak samo jak dzisiaj robią to prezydenci, premierzy, przywódcy państw. Jeśli opera chce przetrwać, musi brać na poważnie historie, które przedstawia, widzieć je w szerszym kontekście.

Reżyserował pan Wagnera, Verdiego, Janaezka, Czajkowskiego.

- I zawsze przedstawiałem ich dzieła jako operę nam współczesną. Opera to nie tylko piękna muzyka. Przygotowuję teraz "Borysa Godunowa" Musorgskiego, gdzie jest wiele fragmentów szorstkich, ostrych, brutalnych.

Czy "Łaskawość Tytusa" to operowa kontynuacja pana "Tragedii rzymskich" na podstawie Szekspira?

- Nie. Tamtą trylogię wyreżyserowałem w 2007 roku, natomiast w 2014 zrealizowałem nową - "Królów wojny", również w oparciu o Szekspira, ale o jego kroniki królewskie. Rok wcześniej zrobiłem "Łaskawość" w Brukseli i właśnie ona rozpoczęła mój cykl przedstawień o problemie przywództwa, w którym znajduje się także "Maria Stuart", o kobietach władczyniach. W operze już wcześniej zająłem się dramatem politycznym, to był "Idomeneo, król Krety" Mozarta.

"Łaskawość" to także opera o trudnym wyborze między miłością i przyjaźnią.

- Tak i między sprawiedliwością a miłosierdziem. Tytus konfrontuje się z dwoma prywatnymi kłopotami. Pierwszy to jego miłość do Berenice - ponieważ jest ona palestyńską księżniczką, Tytus musi się wyrzec tej miłości dla dobra państwa. To wielka ofiara, którą składa dla swojego kraju. Drugi problem jest jeszcze poważniejszy: odkrywa, że jego najlepszy przyjaciel Sekstus, któremu ufał bez granic, próbował go zamordować. Następuje wspaniała scena w II akcie, w której jesteśmy świadkami, jak otoczony doradcami Tytus przez całą noc zastanawia się, jak postąpić: czy zlikwidować Sekstusa za zdradę, za to, że zamachnął się na władcę i przyjaciela, czy darować mu winę, wybaczyć.

Ta opera to jest wspaniała refleksja na temat ciężaru decyzji, który noszą władcy, jest w tym też wiara w łaskawość władcy. To nie jest żadna bajeczka, bo w naszych czasach był taki mąż stanu, który zrezygnował z zemsty: Nelson Mandela. Został przez wrogów uwięziony na 25 lat, gdy wyszedł i został prezydentem RPA, postanowił, że nie będzie prześladowań, zemsty, tortur. Postanowił okazać miłosierdzie, nie odpowiadać następnym rozlewem krwi.

W "Łaskawości Tytusa" jest bardzo dużo tzw. recytatywów secco, pomiędzy deklamacją a śpiewem. Czy wprowadził pan jakieś skróty?

- Zachowałem wszystkie recytatywy, co jest podobno niespotykane. Tak powiedzieli mi: Anna Bonitatibus i Charles Workman, którzy śpiewają tę operę od dawna - oni nigdy nie mieli okazji wykonać tego w całości, bo większość reżyserów i dyrygentów skraca te recytatywy. Dla mnie są one solą tej opery, w nich rozgrywa się akcja, wiele emocji, bez nich ta opera to aria za arią. A tu tekst jest niezwykle ważny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji