Artykuły

Wyspiański w Warszawie

Myślałem: recenzja z wiel­kiego dramatu w wielkim tea­trze, a cóż to osobliwego? Sięg­nę po ołówek i "raz dwa" napi­szę. Ale to nie takie proste: trudności piętrzą się jedne nad drugimi, ołówek zawisa w po­wietrzu. O ileż łatwiej było przed czterema laty, gdy Dej­mek w Łodzi wznawiał po raz pierwszy po wojnie ów fresk teatralny Wyspiańskiego o nocy powstańczej Warszawy, i - oto­czony nieufnością - udowad­niał, że teatr Wyspiańskiego, także ten spoza "Wesela", nie zestarzał się do cna, nie zmłodopolszczył do własnej parodii, że może przybrać nowe oblicze, byle noc rozjaśnić odpowiednim reflektorem. Wiele się około Wyspiańskiego zmieniło - gdy niedawno Dejmek porwał się na całe w chmurach, "Akropolis", nikt nie protestował, nie zży­mał się, a niejeden przyznawał, że Dejmek zrobił co mógł, by i te majaki ocalić dla współczes­nego teatru, współczesnego wi­dza. Ale właśnie dlatego, że sprawa jest jasna, zagadnienie się uprościło - właśnie dlate­go trudniej dziś wystawiać i grać Wyspiańskiego. Widzowi nie wystarczy sam zastrzyk na­rodowej dramy czy - jak mó­wią sceptycy - młodopolskiego bełkotu.

No cóż, Wyspiański jest Wy­spiańskim, sporo w nim dzi­wactw i czczej gadaniny, doskonale rozumiem tych, którzy urą­gają intelektualnym płyciznom, obruszają się na mętną filozofię, ubolewają nad społeczeństwem, które tak długo karmione było kozietulską papką i tak chętnie pieści się obrazem kamieni rzu­canych na stracony szaniec. A że teatr zrobił wiele, by po­gmatwane myśli rozmotać, by ideę utworu oczyścić z secesyj­nych sztukatur i gipsowych ozdób, by jak najmniej zostawić młodopolszczyzny w stylu i fra­zeologii - tym wyraźniej, tym jaskrawiej bije z utworu stara polska niemoc, pieśń zgonów i widm na charonowej łodzi, "niech będzie na je­dną kartę". W Warsza­wie współczesnej taka filozofia wstrząsa, taka historiozofia od­pycha. Ale czy także nie po­ucza? Z ulgą myślimy o wiel­kim trudzie tych, którzy hasło "idź i giń" przetworzyli na "idź i twórz" i nauczyli naród nie tylko jak naprawdę odzyskać, ale i jak utrzymać wolność.

S. W. Balicki jako gimnazjalista po maturze grał w Krakowie Wyso­ckiego na przedstawieniu między­uczelnianym "Nocy Listopadowej" w 20 rocznicę śmierci poety. I od tego czasu nie wyzwolił się z krę­gu czarów poety; któż zresztą w Krakowie wyzwolił się od Wyspiań­skiego? Teraz Balicki w "swoim" teatrze pokazuje "Noc Listopadową" w posągowym kształcie majestatycznego widowiska i słuchowiska. Miałem parokrotnie powód wypo­minać, wytykać Balickiemu skłon­ności do marmurowienia i ugwiazdowienia Teatru Polskiego. Aktorstwo obecnego przedstawienia jest żywe, klasycyzujące, ale nie aka­demickie, świetny warsztat służy wspólnemu dziełu. Sprowadzony z Łodzi na reżysera spektaklu KAZI­MIERZ DEJMEK jest dziś najwybitniejszym u nas reżyserem tego typu teatru, którego całe życie zaprzy­siężonym wyznawcą był Leon Schil­ler. Teatru Ogromnego, jak go na­zywał Schiller, zapożyczając to określenie właśnie od Wyspiańskiego - teatru przestrzeni i mas, posą­gowego koturnu i emfatycznego sło­wa, uczuć spiętrzonych we wrzącą wieżę ciśnień. Taki teatr niełatwo znajduje przystęp do widza, prze­nikniętego nowszym teatrem ironii i aluzji, słów wieloznacznych i pa­tosu poskramianego w szept. Wiel­ki temat wolimy dziś słyszeć i wi­dzieć w formach teatru intelektual­nego, precyzyjnej dyskusji a nie romantycznego grzmigrzmotu. Więc chociaż to polskie - arcypolskie co pisał Wyspiański i z namaszcze­niem podawał do wierzenia naro­dowi w trop nocy "Dziadów" i po­wstań "Kordianów" - widz odwra­ca się od Czwartego Wieszcza i oczekuje mniej mocnych, mniej martyrologicznych spotkań.

Ale jako inscenizator i reżyser spektaklu w Teatrze Polskim Dej­mek dał przedstawienie znakomite, jednolite w koncepcji i artystycz­nym wyrazie. Gdy zrywa podcho­rążych do powstania i gdy ukazuje ich zgon w ulicach wyzwalanej Warszawy, stwarza sceniczne obra­zy, które przejdą - już przeszły - do dziejów teatru polskiego. Świet­ny sukces odniósł również ANDRZEJ STOPKA. Jego wizja malarska nie jest zgodna z wyobraźnią Wyspiań­skiego. Ale cóż: Wyspiański nie ze­starzał się jako plastyk, jego po­mysły dekoracyjne są wszakże zbyt przeniknięte czasem, w którym żył, by mogły się ostać, gdy secesja ustąpiła miejsca prostocie. Wielkie projekcje karabinów i ulicy, hel­leńskiego pałacu i drzew odartych z liści, łuki świetliste i półkola ciemności są formalnie niezgodne ze scenoplastyką, projektowaną przez Wyspiańskiego; ale zgodne z tea­trem, który wywołuje Dejmek, a więc w jakiś istotny sposób zgod­ne i z teatrem Wyspiańskiego, je­śli mamy go wprowadzać do współ­czesnego Teatru Ogromnego. Scenografia Stopki przejmująco współ­gra w widowisku, i dekoracje i ko­stiumy (sugestywne ubiory Nik) i światła.

Dejmek nie powtórzył w Tea­trze Polskim swej inscenizacji łódzkiej z 1956 r. Uparł się był wprawdzie (i słusznie) przy po­ważnych określeniach tekstu (znikł z widowiska Ares), ale po­kazał sporo, więcej niż w Tea­trze Nowym i przeważnie ina­czej, czasem był nawet zbyt li­beralny w stosunku do tekstu (przydługie dialogi Konstantego z Żanetą). Bardzo dobrze nato­miast wypadł finał oraz epizod z Czartoryskim, który wśród poległych marzy tylko o koro­nie. Wspaniała to scena, zwięz­ła a syntetyczna, rehabilitująca wiele mielizn myślowych "Nocy Listopadowej". I wspaniała to scena. W "Teatrze Rozmaitości", jeden ze szczytów polskiego tea­tru, jak "Salon warszawski" i "Bal u senatora" w "Dziadach" lub jak scena watykańska w "Kordianie". W ten teatr w teatrze w "Nocy" po raz pierwszy włączono - jak się o to upomi­nałem przed czterema laty - krótki dialog Satyra ze Słowa­ckim. Poeta go był usunął z tekstu, ale niesłusznie, bo pró­ba sceniczna udowadnia, iż rzutuje on w jakiś sposób na dalsze losy listopadowej nocy, na ów "ton Bajrona", którym zabrzmi patriotyczna literatura - problem samotniczego boha­tera w obliczu zdrady arysto­kracji, lojalizmu i małości burżuazji i kandydatów na wodzów, a także w konfrontacji z ludem, odczuwalnym tylko jako groź­ny, amorficzny żywioł.

Zaskakuje, jak bardzo są tu ograniczone horyzonty Wyspiań­skiego, jak wiele z rzeczywisto­ści historycznej umknęło z je­go pola widzenia. Dawność Wy­spiańskiego wynika nie tylko z warstwy formalnej jego dzieł - z owego nieznośnego prze­ważnie języka czy secesyjnego sztafażu wyobraźni, które mu tak często szyderczo wypominano; jego dawność wynika nie mniej, a raczej: przede wszystkim, z krakowsko zaściankowych uproszczeń haseł i programów, do których wypełnienia poeta wzywał społeczeństwo: ta charakterystyczna nikłość jest już w "Weselu" wyraźnie do od­czytania; cóż dopiero mówić o utworach późniejszych. W "No­cy listopadowej" Wyspiański nie tylko nie korzysta z do­świadczeń trzech pokoleń popo­wstaniowych, ale cofa się na­wet w stosunku do tego, co o nocy listopadowej pisali współ­cześni listopadowemu powstaniu. Nie różnicuje ani polskiego ani rosyjskiego społeczeństwa, nie dostrzega ani wśród Polaków ani wśród Rosjan antagonistycznych sił społecznych, nie jest ani rewolucjonistą, ani za­chowawcą: jest tylko powstańcem. Ta prostota myśli i czynu jest chwytliwa, zwłaszcza, że podbudowana znakomitym wi­dzeniem teatru. Ale powtarzam, rozumiem tych, którym ta wierzchnia dekoracja nie wy­starcza. I którzy po tej kąpieli w mitologii dosłownej i metafo­rycznej chcieliby w polskim teatrze monumentalnym zoba­czyć tragedie bliższe naszemu pojmowaniu przeszłości i teraź­niejszości. To są słuszne postu­laty, i ufam, że Dejmek - umówiony na stałego, choć do­rywczego reżysera Teatru Pol­skiego - znajdzie dostateczne pole dla swego talentu w insce­nizowaniu sztuk nie tylko ta­kich, jak "Noc Listopadowa", ale też ideowo bliskich naszym czasom.

Aktorską triumfatorką przedsta­wienia jest MARIA HOMERSKA, która ludzi, boginie wiedzie jako Pallada, Zeusowa córa. Może to pierwsza od czasu Wysockiej aktor­ka, która wytrzymała głosowo za­danie i stworzyła postać pełną we­wnętrznego żaru, tragicznego geniu­sza powstańców. Jest zresztą w tym przedstawieniu - w którym bierze udział kilkudziesięciu aktorów nie licząc statystów - sporo ról, za­sługujących na szczególną uwagę, odkrywczych w odczytaniu podtek­stów, nowych w interpretacji psy­chologicznej. Nie mogąc wymienić wszystkich, pragnę przynajmniej podkreślić szlachetną plastykę sce­niczną WOJCIECHA BRYDZIŃSKIEGO (Ojciec Lelewela), SEWERYNY BKONlSZÓWNY (Demeter) i GUSTAWA BUSZYŃSKIEGO (Czar­toryski) - piękny gest i dźwięczną retorykę JERZEGO PICHELSKIEGO (Łukasiński), KAZIMIERZA MERESA (Wysocki), AUGUSTA KOWALCZYKA (Goszczyński) - wewnętrzne skupienie TADEUSZA BIAŁOSZCZYŃSKIEGO (Chłopicki), LECHA MADALIŃSKIEGO (Lele­wel), KAZIMIERZA WILAMOWSKIEGO (Krasiński). Zgodnie z wolą poety Nikom przewodzi dyna­miczna Nike Napoleonidów (IRENA LASKOWSKA), zwiastuje klęskę Nike spod Cheronei (RYSZARDA HANIN). Zelektryzował widownię JAN KRECZMAR w roli "Stasia" Potockiego. Sukces odniosła HAN­NA STANKÓWNA jako Kora. Znakomicie wypadła scena z Kudliczem (MARIUSZ DMOCHOWSKI) i Saty­rami (ZYGMUNT LISTKIEWICZ, RYSZARD PIEKARSKI, ZDZISŁAW LATOSZEWSK1). Wśród ról charakterystycznych wyróżnić trzeba LEONA PIETRASZKIEWICZA, od­powiednio odrażającego jako szpieg Makrot. Zacnym generałem rosyj­skim Gendre jest WŁADYSŁAW HAŃCZA.

Skomplikowaną grę w kompromi­tujących sytuacjach toczą ze sobą w sztuce Wielki Książę Konstanty i Księżna Łowicka. Ona - egzaltowana i młodopolska (gra Joannę powściągliwie a romantycznie ALICJA RACISZÓWNA), on - unieśmiertelniony w realistycznych obrazach "Kordiana" - rysuje się w "Nocy Listopadowej" jako histeryk i cięż­ki psychopata; jego niezaprzeczo­na, nieodwzajemniona miłość do Polski zaznacza się równie kapryś­nie, jak uczucie miłości do Joanny czy pogardy dla dość nikczemnego otoczenia. STANISŁAW JASIUKIEWICZ - aktor wybitny, któremu często dajemy brawo - bardzo sugestywny jest i w tej roli Kon­stantego; ale, przyznaję, wolałbym satrapę nieco mniej zhisteryzowanego, bardziej urealnionego. STA­NISŁAW JAŚKIEWICZ w roli Kuruty pokazał, że na nucie ukrytej wzgardy i jawnego sarkazmu można bardzo interesująco włączyć się w sceny w pałacu belwederskim, nie najmocniejsze, jak wiadomo, w utworze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji