Artykuły

Galina na scenie Teatru Wielkiego

Pod parowozem dziejów

Kiedy uniesie się kurtyna, na scenie wielka lokomotywa z lat 20, dysząc i sapiąc, wolno toczy się po szynach. Zda się, iż wprost na widownię - jak w jed­nym z pierwszych filmów dokumentalnych. Zatrzymuje się tuż przed proscenium, na stacji ko­lejowej, po której kłębi się tłum. Ta lokomotywa to jakby aluzja do "parowozu dziejów", co to miał ludzkość wieźć do komunizmu.

Wszelako stacja kolejowa wnet okaże się nie etapem drogi ku powszechnej szczęśliwości, ale jedną ze stacji męki narodów. Rampa bywa rampą teatralną, a rzeczywistość historyczna prze­mienia się raz po raz w scenę Te­atru Bolszoj, na który trafia bo­haterka opery "Galina"- Galina Wiszniewska. Na kanwie pamięt­ników tej supergwiazdy scen operowych świata, która musia­ła w roku 1974 wyemigrować z ZSRR, powstało zresztą libretto. Galina pojawia się tu także jako mała dziewczynka i nastolatka, a jej osobiste dzieje splatają się z losem całej zbiorowości. Tak jest w pierwszej części, kończącej się pogrzebem Stalina, i anarchicz­nym buntem "odmieńca", który na to wszystko wypina goły za­dek i ginie od kuli. Sceny zbiorowe, nierzadko brawurowe w swym dynamizmie, wizyjne i metaforyczne, są bez wątpienia ogromnym atutem pierwszej, niezwykle widowisko­wej części przedstawienia. Nato­miast część II, która rozgrywa się w latach 70. na daczy Galiny, ma kameralny, zgoła czechowowski charakter, i nijak nie przystaje do I części. Pokazuje prawdzie indywidualny los nie­pokornej artystki i jej męża, ale nie ma w tym już ani wielkiej te-atralnej urody I części, ani też dotychczasowej temperatury emocjonalnej.

(Błażej KUSZTELSKI)

Polityka i sztuka

Galina Wiszniewska i Mścisław Rostropowicz, śpiewaczka i wio­lonczelista - dzisiaj najwięksi wśród największych!. Ale zanim do tego doszło... Właśnie o tym opowiada nowa premiera w Te­atrze Wielkim. O tragicznych przeżyciach w sowieckiej rzeczy­wistości, o dramatycznej uciecz­ce z ojczyzny... "Galina",dzieło francuskiego kompozytora Mar­cela Landowskiego oparte na pa­miętnikach Wiszniewskiej. Autor nazwał je "operą", ale konstrukcje libretta i partytury są

bliższe określeniu "sceny dra­matyczne". Sugeruje to również pomysłowa inscenizacja spek­taklu. Właśnie takie przedsta­wienie i połączenie pozornie oderwanych od siebie obrazów-snów Galiny najbardziej współgra z muzyką Landow­skiego. A jest ona prawie w ca­łości ilustracją. Jej niesamodzielność podkreślają liczne na­wiązania do muzycznej przeszłości tworzące albo odpo­wiedni klimat, albo ewokujące sukcesy operowe Galiny. Tak potraktowana warstwa muzycz­na prezentuje rozmaite style i techniki kompozytorskie, co jednak przy zmienności obra­zów jest akceptowane. Jedy­nym wtrętem, nie przylegają­cym do całości, są wstawki ba­letowe. Muzycznym plusem premiery jest sprawne i dobre brzmienie orkiestry (pod batutą Marcina Sompolińskiego) i chó­ru. A liczni soliści więcej mieli możliwości prezentowania umiejętności aktorskich, niż walorów wokalnych. Minusem była fatalna dykcja, ale sytuację ratuje czytelność obrazu sce­nicznego. Zachęcam więc szczerze do obejrzenia i wysłu­chania "Galiny"- naprawdę warto!

(Tadeusz SZANTRUCZEK)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji