Artykuły

Wałęsa, czyli historia wesoła, a ogromnie przez to smutna

Gdy w kierowanym przeze mnie Teatrze Wybrzeże Michał Zadara wystawił sztukę Pawła Demirskiego zatytułowaną "Wałęsa" z podtytułem z "Wesela" Wyspiańskiego: "Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna". Prezydent emeritus wpadał na próby, a na premierze chwycił instynktownie żonę za rękę i obojgu potoczyły się po policzkach łzy - pisze Maciej Nowak w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

To była jedna z tych rzadkich chwil, gdy przepełniała mnie duma, że jestem obywatelem Rzeczypospolitej, a to jest mój prezydent!

Zabrzmi to pewnie dla niektórych niewiarygodnie, ale w mojej szafie na Opaczewskiej, pośród wielobarwnych koszul i rewiowych marynarek, wisi też klasyczny smoking. Najbardziej klasyczny z klasycznych, czarny, z szalowym kołnierzem wyłożonym jedwabiem, ze spodniami z połyskliwym lampasem. Do tego lakierki, koszula z usztywnionym gorsem, czarna wiązana muszka, srebrne spinki do mankietów i szeroki, plisowany pas. Komplet ten pojawił się w mojej garderobie ponad 20 lat temu dość niespodziewanie po tym, kiedy nieznoszący sprzeciwu kobiecy głos poinformował mnie: - Prezydent Wałęsa włączył pana do oficjalnej delegacji udającej się do królowej Małgorzaty Duńskiej. Proszę się zgłosić w najbliższy poniedziałek rano ze smokingiem na lotnisku wojskowym w Warszawie. Zasady etykiety dworskiej dostanie pan faksem! I trzasnęła słuchawka.

Na dworze Prawdziwej Królowej w smokingu

Jako dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury w Gdańsku odpowiadałem wówczas za współpracę kulturalną między Polską a krajami nadbałtyckimi, więc merytorycznie wszystko się zgadzało. Ale stylistycznie to był jeden wielki dysonans. Trochę za bardzo wyrośnięty świr od kultury, który nie dorobił się nawet porządnej marynarki, ma się pojawić na dworze Prawdziwej Królowej w smokingu i lakierkach? Po wywołaniu mego nazwiska przez Wielkiego Szambelana mam podejść najpierw do królowej, skłonić głowę i czekać na podanie ręki? Broń Boże nie wdawać się w pogawędkę, nie poklepywać po ramieniu, nie cmokać dłoni z usłużnym donóżekpadam i nie pytać, królowo piękności mojej, czy podają tu gdzieś chłodnego carlsberga? Po prostu wstrzemięźliwie się uśmiechnąć i sprawnie przejść do księcia małżonka, wielkich księżnych i książąt, markizów i tym podobnych von i zu? Uff, zrobiłem to wszystko bezbłędnie, choć na trzęsących się nogach i z suchością w gardle, na którą królewski browar rzeczywiście by się przydał. A wcześniej przeżyłem jeszcze szalone chwile, bo smoking, bez którego cała heca by się nie udała, musiał zostać uszyty w ciągu trzech dni. Krawiec, cholewkarz z zelówkarzem (bo przecież lakierków w rozmiarze 50 również nie dało się kupić gotowych w sklepie) sprawili się na medal i do prezydenckiego samolotu wsiadałem wyposażony, jak należy.

Wałęsa: A teraz sobie porozmawiamy!

Posadzono mnie w przedziale dziennikarskim. To był schyłek prezydentury Wałęsy, zły czas, pełen oskarżeń i plotek. Polscy reporterzy obsługujący duńską wyprawę dawali czadu na całego. "Wałek" i "ponton" to były najbardziej cenzuralne określenia, którymi się przerzucali ze śmiechem i ironią. Szyderstwa uciął jak nożem wykład Wałęsy w Królewskim Towarzystwie Polityki Zagranicznej. Na sali czuć było wyniosły dystans publiczności, którą tworzył komplet arystokratycznych tytułów i błękitnokrwistych nazwisk z "Almanachu Gotajskiego". Naprzeciwko staje krępy facet o szerokiej, proletariackiej twarzy i dość bezpośrednim stylu komunikowania się. Przygotowane przez dyplomatów przemówienie czyta z kartki niemal bez znaków przestankowych i pauz. Byle szybciej, byle skończyć z konwencjami i kurtuazją. Oddycha z ulgą i zwraca się do słuchaczy: - A teraz sobie porozmawiamy! I przez bitą godzinę z pomocą brawurowego tłumacza walczy z wyniosłością audytorium, które ostatecznie żegna go w euforii i owacją na stojąco. To była jedna z tych rzadkich chwil, gdy przepełniała mnie duma, że jestem obywatelem Rzeczypospolitej, a to jest mój prezydent!

Wdzięczność za ten moment towarzyszy mi od dwóch dekad. Po dziesięciu latach dałem jej wyraz, gdy w kierowanym przeze mnie Teatrze Wybrzeże Michał Zadara wystawił sztukę Pawła Demirskiego zatytułowaną "Wałęsa" [na zdjęciu] z podtytułem z "Wesela" Wyspiańskiego: "Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna". Prezydent emeritus wpadał na próby, a na premierze chwycił instynktownie żonę za rękę i obojgu potoczyły się po policzkach łzy. Było to w czasie sceny opowiadającej, jak w wyniku wielkich emocji politycznych roku 1981 Danuta Wałęsowa nie utrzymała ciąży. Pracowaliśmy nad tym spektaklem z przeczuciem, że komplikacja spraw, w których Wałęsa uczestniczył, ma wymiar szekspirowskich kronik królewskich. Odkrycia ostatnich dni tylko to potwierdzają. A moja fascynacja ich bohaterem pozostaje nieustanna i niezmienna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji