Artykuły

Czarna Maska

O tym przedstawieniu było wystarczająco głośno, bowiem jego pierwsza prezentacja podczas "Warszawskiej Jesieni" sprawiła, iż obejrzeli je i opisali wszyscy krytycy. Święto muzyki współczesnej już się jednak skończyło i dzieło to powinno zacząć swój normalny, sce­niczny żywot. Czy długi? Rzadko przecież ope­ra współczesna może liczyć na szczególne względy u publiczności.

Krzysztof Penderecki jest jednak kompozy­torem uznanym i wybitnym, ale również mo­dnym. Nikt, kto śledzi życie muzyczne, nie przyzna się, że jego twórczość go nie interesu­je. "Czarna maska" stała się już dziełem głoś­nym, jej warszawskie wystawienie jest czwartą inscenizacją po Salzburgu, Poznaniu i Santa Fe (USA) w ciągu dwóch lat i to nie tylko dla­tego, że teatry operowe narzekają na brak współczesnego repertuaru.

Spektakl ma za zadanie przede wszystkim oszołomić widza. Skromna w zamyśle teatra­lnym opowieść o zdarzeniach w domu pewne­go burmistrza w inscenizacji polskiego sceno­grafa i belgijskiego reżysera układa się od pierwszego momentu w ciąg lawinowo nara­stających zdarzeń, momentami wręcz fascynujących swymi wizualnymi efektami. To wszyst­ko zresztą, co oglądamy na scenie, wynika ze swoistej interpretacji libretta, które oparte zo­stało na jednoaktówce Gerharta Hauptmanna. To przecież Hauptmann pokazuje świat skłó­cony i chory, w który wkraczają dziwne siły, a ich wtargnięcie obnaża nie tylko tajemnice bo­haterów, ale przynosi im również zagładę. To właśnie Hauptmann, kreśli obraz świata wyniszczonego wojną, w którym bezskutecznie ludzie próbują odnaleźć wiarę i nadzieję. To dramat Hauptmanna jest w gruncie rzeczy wielkim tańcem śmierci.

To wszystko można odnaleźć w warsza­wskiej inscenizacji. Tyle tylko, że zarówno w dramacie Hauptmanna, jak i w libretcie opery tajemnica domu burmistrza odkrywana jest stopniowo, ważny jest pewien klimat, atmosfe­ra niesprecyzowana do końca. Tym samym tropem idzie również muzyka Pendereckiego, kreśląca niepokojący nastrój od znakomitego krótkiego wstępu orkiestrowego aż po monu­mentalną finałową kulminację. Pendereckiemu udało się oddać w muzyce to właśnie, co nie nazwane w dramacie, a co jest tak szalenie ważne dla jego zrozumienia.

Tymczasem twórcy warszawskiego przed­stawienia nie pozwalają nam tego odczuć. Dają bardzo konsekwentną i spójną własną wizję, tak wszakże szalenie sugestywną, że nie pozostawiającą choćby skromnego pola na prywatną interpretację. Można ją tylko przyjąć, zaakceptować lub całkowicie odrzucić.

Jedno zatem jest pewne w tej "Czarnej mas­ce". Widz nie będzie skazany na obojętność wobec tego spektaklu. Nie ma on również spe­cjalnych możliwości na analizowanie jego mu­zycznych walorów lub braków. Tym razem bo­wiem w operze całkowicie zwyciężył teatr. Mimo starań (wcale nie bezowocnych) dyry­genta, chóru i grupy solistów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji