Artykuły

Od Vivaldiego do Metalliki

Joanna Liszowska dała się poznać telewidzom dzięki rolom w serialach "Na dobre i na złe" i "M jak miłość". Miłośnikom teatru i musicali znana jest z roli Roxie w "Chicago". Z aktorką rozmawia Krzysztof Lis.

Grasz w jednym z najpopularniejszych seriali w Polsce. Nie boisz się zaszufladkowania?

Absolutnie nie. Po pierwsze, nie jestem aż tak bardzo związana z "M jak miłość". Moja rola jest właściwie epizodyczna i nie wiem, jak się dalej potoczy. Po drugie, praca w serialu nie jest jedynym moim zajęciem. Cały czas gram w teatrze, śpiewam.

W musicalu "Chicago" (Teatr Muzyczny Roma) grasz Roxie. Co Ci się podoba w tej postaci?

Na pewno determinacja w dążeniu do celu. Oczywiście, środki, jakich używa, by ten cel osiągnąć, są niedopuszczalne. Nie jestem zwolenniczką dewizy: "po trupach do celu", ale imponuje mi jej upór. Przyznam, że brakuje mi czasami determinacji w dążeniu do celu.

A jakiej muzyki słuchasz prywatnie, przy jakiej się bawisz?

Mogę powiedzieć, że słucham wszystkiego. Nie ograniczają mnie gatunki i style. Wychowywałam się w domu, w którym dużo słuchało się muzyki klasycznej - moja mama jest pianistką. Stąd wzięły się moje fascynacje tą muzyką. Lubię Beethovena, "Requiem" Mozarta czy też "Cztery pory roku" Vivaldiego w wykonaniu Nigela Kennedy'ego, który mnie zauroczył. Zawsze fascynowały mnie tanga Astora Piazzolli, które uwielbiam i śpiewam do tej pory. Słucham dużo czarnych rytmów. Oprócz tego wychowałam się też na ciężkim brzmieniu. Tą muzyką "zaraził mnie" mój starszy brat. Lubiłam starego hard rocka (Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabbath), ale słuchałam też nowszych rzeczy, takich jak Metallica czy Fate No More. Mogłabym długo wymieniać różnych wykonawców różnych gatunków muzycznych, których słucham. Muzyka jest muzyką i nie ma sensu trzymać się jakichś podziałów czy ograniczeń. Gdy kupię płytę, która mi się spodobała, słucham jej na okrągło. Tak było na przykład z ostatnim krążkiem George'a Michaela. Ostatnio słucham też dużo Seala i Lenny'go Kravitza.

Kiedyś powiedziałaś: "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni". Nie boisz się porażek?

Bardzo się boję, ale lubię wyzwania, a to pociąga za sobą ryzyko porażki. A co do

wspomnianego cytatu, ja go oczywiście nie wymyśliłam, ale wierzę w jego sens. Wypowiedziałam go w momencie, kiedy w moim życiu pogodziłam się z porażką. Zawód, który przeżyłam, faktycznie mnie wzmocnił.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji