Artykuły

Chór kobiet

"Krzywicka/Krew" Julii Holewińskiej w reż. Aliny Moś-Kerger w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy. Pisze Szymon Spichalski w portalu Teatr dla Was.

"Gorszycielka" - takie miano przylgnęło już chyba na stałe do postaci Ireny Krzywickiej. Słynna pisarka, publicystka i feministka prowadziła burzliwe życie: pozostawała w otwartym związku z Tadeuszem Boyem-Żeleńskim, stanęła murem za Gorgonową w słynnym krakowskim procesie sądowym. Była powszechnie oskarżana o niemoralność, co wiązało się z postulowaną przez nią pełną wolnością erotyczną. Ale jej sylwetka była pełna sprzeczności - Krzywicka miała wyższe wykształcenie, pracowała jako zdolna tłumaczka. Wykonała spore postępy w zakresie edukacji seksualnej. Ot, człowiek-paradoks - u końca swojego życia napisała autobiografię, którą przekornie zatytułowała właśnie "Wyznania gorszycielki".

Nie dziwi zatem zainteresowanie tą sylwetką ze strony Julii Holewińskiej. Dramatopisarka ma na swoim koncie słynne "Ciała obce", robiące kilka lat temu furorę na rozmaitych festiwalach. Tekst zrealizowany w gdańskim Wybrzeżu przez Kubę Kowalskiego traktował o innych "wyrzutkach" - polskich transseksualistach. Punkt wyjścia stanowiła osoba Ewy Hołuszko. Warto jednak pamiętać, że "Ciała" wybiły się na fali ogólnego zainteresowania mniejszościami seksualnymi. Raziły schematyczność postaci i naiwne operowanie polską symboliką narodową. Dziwi brak podobnego zainteresowania dla nieporównanie bardziej udanej "Rewolucji balonowej", ciekawej historii o przemianach społeczno-politycznych widzianych z perspektywy młodej kobiety.

"Krzywicka/Krew" dotarła w 2013 roku do finału Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Sztuka nie cieszyła się mimo tego szczególnym zainteresowaniem, nie licząc słuchowiska zrealizowanego dla Polskiego Radia przez Dobrosławę Bałazy. Sięgnęła po nią w końcu jedna z ciekawszych reżyserek młodego pokolenia - Alina Moś-Kerger, która notabene miała już kontakt z twórczością Holewińskiej. W gorzowskim Teatrze Osterwy zrealizowała w zeszłym roku wspominaną "Rewolucję". Moś-Kerger nie jest jeszcze znana szerszej publiczności, chociaż nad Wartą stworzyła nagrodzone "Ony" według tekstu Marty Guśniowskiej.

Sztuka Holewińskiej posiada strukturę podobną nieco do oratorium. Autorka potraktowała biografię Krzywickiej jako punkt wyjścia, rozpisała poszczególne kwestie na sześć postaci. Obok historii tytułowej sylwetki mamy zatem kilka innych opowieści dotyczących grupy pewnych anonimowych kobiet. Moś-Kerger umieściła akcję w przestrzeni zbudowanej z kilku prostych elementów. Dekoracje Małgorzaty Bulandy tworzą dwa duże graniastosłupy ustawione po obu stronach kameralnej sceny. Z tyłu umieszczono jeszcze fortepian, na którym przez cały spektakl akompaniuje Marta Kleszcz.

Moś-Kerger dokładnie komponuje swój spektakl, tworzy z poszczególnych scen "Krzywickiej" niejako samodzielne całości. Sztuka dzieli się nie tyle na rozdziały, co na kolejne odsłony wylewanej kobiecej "krwi" - tej traconej w trakcie porodu, defloracji, miłości, wojny, wreszcie choroby. Aktorki noszą jednakowe koszule nocne z satyny. Mają na sobie także czerwone majtki, które kojarzą się jednoznacznie z racji swojego jaskrawego koloru. Kiedy odtwórczynie ról pojawiają się na scenie, wykonują całą serię działań z bielizną. Jest to dość żartobliwe nawiązanie do przedwojennego powiedzenia dotyczącego Krzywickiej, która miała "wymachiwać majtkami jak sztandarem". Wśród postaci przewijają się: Irena, Monika (żona zmuszona do donoszenia na męża w czasach PRL-u) czy Agnieszka (młoda dziewczyna sprzedająca swoje dziewictwo).

Katarzyna Kostrzewa, odpowiedzialna za ruch sceniczny, zaaranżowała rozmaite działania choreograficzne i cheironomiczne. Także wspominane już graniastosłupy są obiektem działań - legnickie aktorki przesuwają je i stawiają na sztorc. Monologi każdej z kobiet przeplatane są sekwencjami zbiorowymi. Co ciekawe, nawet jeśli któraś aktorka wypada z rytmu, jej partnerka szybko ją wspiera i odwraca uwagę widowni. Aktorki Modrzejewskiej są po prostu zgraną ekipą i doskonale to widać. Moś-Kerger umiejętnie wyzyskała tę zaletę legnickiego zespołu. Dokładnie dopracowała spektakl pod kątem ruchu scenicznego.

Najsłabszym ogniwem spektaklu jest jednak tekst. Niektóre rozwiązania fabularne oraz stylistyczne są wręcz absurdalne - zagorzała katoliczka okazuje się oczywiście lesbijką, modlitwa Dominiki (Joanna Gonschorek) przypomina dochodzenie do orgazmu, a patologiczny dom zostaje porównany do obozu koncentracyjnego. Holewińska pozazdrościła chyba Sarah Kane jej równie "genialnej" metafory nieszczęśliwego kochanka, którego uczuciowa sytuacja upodabnia go do więźnia Dachau. Takich klisz jest niestety więcej. Opowiadane historie, nawet jeśli mają oparcie w rzeczywistości, okazują się wtedy szablonowe i napisane pod założoną z góry tezę.

Legnickie przedstawienie pokazuje kobiety, które nie potrafią wyzwolić się z narzuconych im kulturowych kodów. Ukazanie całego przekroju pokoleniowego ma na celu udowodnienie, że w gruncie rzeczy mimo procesu emancypacji płeć piękna wpada wciąż w nowe pułapki. Moś-Kerger zadaje pytanie, które już kilkadziesiąt lat temu postawiła Krzywicka: a może taka sytuacja wynika z winy samych kobiet, ich bierności oraz uległości? Ale ta kwestia napotyka w spektaklu na pewną sprzeczność. Błędy poszczególnych bohaterek - nieszczęśliwe miłości, prostytuowanie się - wynikają z ich wolnej woli. Do czego zatem Holewińskiej potrzebny był wątek polskości? Wplatane slogany narodowe, piosenki, wierszyki? Summa sumarum postacie okazują się ofiarami pewnego kulturowego systemu, który je do tych potknięć doprowadza. Po raz kolejny winne okazują się przede wszystkim pewne normy, a nie ludzie. "Ale to już było", jak głoszą słowa pewnej znanej piosenki.

Rozumiem, że Moś-Kerger chce pewnie w ślad za Holewińską poruszyć problem obecności kobiet w polskiej historii. Wątpliwości wzbudza jedynie forma, przez którą próbuje się o tym opowiedzieć. A i można by zapytać, czy żywa pamięć o postaciach takich jak Plater bądź Walentynowicz nie jest dowodem na istniejący w polskiej kulturze wzorzec silnej, samodzielnej kobiety? Tymczasem sztuka Holewińskiej pozostaje na poziomie szablonów. Większą siłę przebicia miałaby "Krzywicka" jakieś dwadzieścia lat temu, w dobie ówczesnych społecznych przemian.

Last but not least: to dość paradoksalne, że tak nieprzewidywalna postać jak Krzywicka patronuje przedsięwzięciu, które mimo całych swoich walorów estetycznych i aktorskich opiera się na pewnej schematyczności. Dlatego wątpliwe jest, by ktokolwiek poczuł się tym wszystkim zgorszony. Quod erat demonstrandum.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji