Artykuły

Dzieciaki i czarodziej

"Dziadek do orzechów" w choreogr. Sławomira Woźniaka w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Duże oklaski otrzymały na premierze dzieci. I słusznie. Dzięki nim "Dziadek do orzechów" ma wdzięk, urok i świeżość. Na brawa zasłużył też Przemysław Grządziela - specjalista od scenicznych czarów.

Podoba mi się, że młody choreograf Sławomir Woźniak oddał scenę we władanie dzieci i próbował postawić na teatralną - a nie stricte popisową - stronę swojego przedsięwzięcia. Dzięki temu spektakl jest ciekawszy, spójniejszy i zyskuje na baśniowym czarze. Szkoda, że tylko w pierwszym akcie.

Oto wigilijny wieczór w szacownym domu: feeria światełek na monstrualnej choince, stos prezentów i dzieci, które tłumnie wypełniają niemal całą przestrzeń. To one nadają ton i żywiołowość (okiełznaną!) temu, co dzieje się na scenie: i w grupie, i pojedynczo (warto zapamiętać nazwiska Moniki Kieliby - Klary i Adama Piątka - Dziadka do orzechów). Na drugim planie dostojnie poruszają się dorośli. Najważniejszą postacią świątecznego przyjęcia staje się spóźniony Drosselmeyer - ojciec chrzestny Klary. Dobrym pomysłem było obsadzenie w tej roli Przemysława Grządzieli, który zajmuje się na co dzień tworzeniem teatru dla dzieci i ma wszystkie konieczne w tej materii talenty i atuty: potrafi z wprawą i miłością poprowadzić marionetkę, potrafi wyczarować pęk kwiatów, potrafi też stanąć na szczudłach, kiedy trzeba być groźnym, oraz zainicjować tańce lalek (ciekawa Lidia Sylwesiuk). Dzięki takiej scenicznej obecności Drosselmeyera wszystkie przygody, które mają spotkać Klarę w sennych marzeniach, stają się wiarygodne i pożądane - taka persona działa na wyobraźnię i naprawdę może się przyśnić. Zaraz potem mamy więc inwazję zabawnych myszy, marsz ołowianych żołnierzyków, a wreszcie wieńczącą pierwszą część spektaklu procesję rozkosznych aniołków, które prowadzą nas do śnieżnego ogrodu.

Kłopot w tym, że już w drugim akcie spektaklu nie udało się teatralnie "poskromić" tradycyjnej materii baletowego dzieła i w efekcie to on pełni - przewrotnie - rolę "sztywnego przyjęcia", na którym trzeba grzecznie odsiedzieć swoje kryjąc ziewanie. Trafiony jest pomysł, żeby Dobra Wróżka i Książę z Bajki byli wcześniej parą służących (wyeksponowana scena z pocałunkiem tych dwojga kończy Wigilię). Sprawdza się i może podobać włączenie dzieci w duet tych baśniowych postaci. Ale zaraz potem Klara i Dziadek do orzechów zostają usadzeni w kąciku wyłącznie w charakterze widzów, a przed ich oczyma popisują się dorośli - solidni, ale nie zachwycający - tancerze Teatru Wielkiego. Mamy więc to, co baletowo jest w tym spektaklu najważniejsze, ale teatralnie bardzo go osłabia: serię tańców (hiszpański, arabski, rosyjski, chiński) zwieńczoną Grand pas de deux i Walcem kwiatów. Choć Drosselmeyer dwoi się i troi, żeby te popisy funkcjonowały na scenie jak ciąg dalszy jego czarodziejskich sztuczek (widownia entuzjastycznie przyjmuje jego spontaniczne podniesienie turbana, który spada "arabskiemu" tancerzowi) - nie do końca się to udaje. Szkoda, bo mogło to być jeszcze bardziej udane przedsięwzięcie dla tych, którzy dopiero stają się miłośnikami Terpsychory.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji