Spectator zobaczył
ŚLEPCÓW w Jeleniej Górze
Kapryśna jest Muza Teatru i trudne do przewidzenia są szlaki, które przemierza w swych peregrynacjach. Nie zawsze można odczuć jej obecność w "pałacach sterczących dumnie", ku chwale jej wznoszonych na placach wielkich metropolii; objawia się nieoczekiwanie właśnie w jakimś cichym, leżącym na uboczu zakątku... Tak właśnie stało się obecnie w mieście "nie bardzo podłym", lecz przecież niezbyt okazałym - w Jeleniej Górze. W Teatrze im. Norwida, przybytku, który zresztą już od niejakiego czasu zdaje się cieszyć szczególnymi względami owego łaskawego bóstwa - w małej salce, przeznaczonej na pokazy widowisk tzw. eksperymentalnych, rozgrywa się tu ostatnio spektakl oparty na tekście "Ślepców" Maurycego Maeterlincka, zapomnianej dziś sztuki z epoki fin-de-siecle'owego symbolizmu. Lech Terpiłowski, znany dotąd przede wszystkim ze swych prac publicystycznych i studiów teoretycznych nad teatrem muzycznym, ujawnił tu się jako realizator sceniczny, obdarzony niepospolitym wyczuciem teatru, i animator aktorów. Co ważniejsze, nie posłużył się materiałem literackim dawnego pisarza po to, by olśnić nas jeszcze jednym pokazem tak modnej dziś formuły "retro", lecz by przekazać odkrytą przez siebie autentyczną wizję egzystencji ludzkiej. Przy czym przekazał ją w sposób prawdziwie twórczy i nowatorski - w formie, którą sam określa jako "muzykalitet", czyli "współczesny moralitet muzyczny". Z poetycką i muzyczną tonacją, wytworzoną przez Terpiłowskiego, harmonizuje oprawa plastyczna Mariana Janikowskiego, urzekająca kolorytem i fakturą (utrzymana wyłącznie w gamie różnych odcieni błękitu).
Jednocześnie na dużej scenie tegoż teatru wystawiony został spektakl zupełnie innego rodzaju - komedia satyryczna Ryszarda Marka Grońskiego "Śniadanie". Ale pisanie o sztuce "Szpilkowego" autora na łamach "Szpilek" byłoby nietaktem...