Ślepcy opera niezwykła
Poznańska Wiosna Muzyczna - przyniosła w Teatrze Wielkim kolejną premierę, tym razem realizowaną na kameralnej scenie. Oto bogaty repertuar naszego Teatru powiększony został o jednoczęściową operę (!?) Jana Astriaba "Slepey" według dramatu Maurice'a Maeterlinek'a w przekładzie Zenona Przemyskiego (w scenariuszu wykorzystano fragmenty wierszy Jerzego Harasymowicza, Zdzisława Łączkowskiego, Tadeusza Śliwiaka, Jules'a Supervllle'a i przesłanie Lecha Terpiłowskiego.
Biorąc pod uwagę kameralność "Ślepców", publiczność rozmieszczono naprzemianlegle po obydwu stronach sceny, przygotowując miejsca dla około 200 osób. Scenę właściwą umieszczono na niewielkim podwyższeniu, centralnie, wkomponowując w dekorację, chór i tuż obok zespół instrumentalistów. Scenografia Mariana Jankowskiego przypominała abstrakcyjne, gipsowe, śnieżnobiałe wzgórze przecięte pasmem spływającej lawy. W tej scenerii białe kostiumy solistów współgrały z otoczeniem podkreślając jak gdyby klimat zawieszonego, ponadczasowego "dziania się". Związane jednym nazwiskiem Lecha Terpiłowskiego autora scenariusza, inscenizacji i reżyserii dawało spójność dość enigmatycznej akcji, będącej raczej prezentacją szeregu wizji, szeregu przeżyć i refleksji. Owa akcja zawarta została między "ślepą przestrzenią" pozostającą poza kurtyną a owym promykiem nadziei, tunelem pełnym światła prowadzącym do optymistycznego "nikąd", wiodącym ku przyszłości, nieznanej pełnej niepewności.
Wartość dramaturgiczna dzieła polega na stworzeniu przez Lecha Terpiłowskiego płaszczyzny głębokich przeżyć, płaszczyzny indywidualnych przemyśleń adresowanych do każdego widza i słuchacza. O trudnej do rozszyfrowania (parzy jednokrotnym przesłuchaniu) muzycznej formie "Ślepców" dowiadujemy się z programu w którym kompozytor, Jan Astriab, mówi o warstwie muzycznej związanej z tekstem, 5 chorałach i 5 tańcach pantomimicznych. Te 3 elementy przeplatające się naprzemian, dają kształt muzyczny "opery" napisanej współczesną techniką kompozytorską, jedną z wielu indywidualnych, które trudno byłoby ściśle zaszeregować pod określony styl. Wyrazowosć dzieła podkreślał rozbudowany skład perkusji w zespole oraz wspomniany wyżej podział. Atmosfera narastania, potęgowania napięć, rozwiązana apokaliptyczną, katastroficzną kulminacją pozostawia w muzyce niedosyt, którego nie jest w słanie wynagrodzić znakomity układ tekstu. Tej dramaturgicznej, logicznie podprowadzonej kulminacji brak adekwatnego odpowiednika w muzyce. Budzi także niejakie zastrzeżenia określenie samej formy dzieła - mnogość tekstu mówionego, a także sam układ nie pozwala na użycie określenia ,,opera". Muzyka - szczególnie współczesna - zna wiele określeń, po neologizmy włącznie, na które można by się zdecydować.
Samo wykonawstwo stało jak zwykle w poznańskim Teatrze Wielkim na bardzo dobrym, wysokim poziomie. Na szczególną uwagę zasługiwały bardzo pięknie rozwijający się głos Joanny Kozłowskiej (Młoda Panna Ślepa) oraz bardzo dobre aktorstwo Kszysztofa Szanieckiego (niezwykle ekspresyjne kreowanie postaci Ślepego Nawiedzonego) a także Ewy Iżykowskiej (Ślepa Wariantka) i Aleksandry Imalskiej (Najstarsza Ślepa). Ponadto udział wzięli, Ewa Bernat, Jerzy Fechner, Andrzej Ogórkiewicz, Piotr Liszkowski i Piotr Andrzejewski. Interesującą kreację samą dla siebie, stworzyła swym występem Elżbieta Nowaczyk - tancerka Teatru (niezwykłe trudne warunki sceniczne).
Całość przygotował Antoni Gref - dyrygent naszego Teatru Wielkiego. Sporo prób i konsultacji wymagało odczytanie niezbyt może trudnej ale także nie najłatwiejszej partytury... W dniu premiery Antoni Gref zachorował, stawiając jednocześnie organizatorów "Wiosny" i dyrekcję Opery przed problemem odwołania premiery. Decyzję dyrektora i kierownika artystycznego Teatru Wielkiego, Mieczysława Dondajewskiego zaliczyć można do kroków niezwykle ryzykownych - wprawdzie zespół przygotowany został bardzo precyzyjnie (co pokazał spektakl), jednakże przejęcie na kilka godzin przed premierą prowadzenia współczesnego dzieła, wymaga przede wszystkim ogromnej rutyny, doskonałej i co nie mniej ważne, odwagi. "Ślepcy" Astriaba nie są bowiem "samograjem" typu Verdiowskiej ,,Traviaty" i wymagają niezwykłej precyzji przynajmniej takiej, z jaką Mieczysław Dondajewski poprowadził tę światową prapremierę.