Artykuły

Austriacki obrazoburca

Współczesnej dramaturgii niemieckoję­zycznej nieomal nie spotyka się na polskich scenach. Skąd ta obcość? Z całą pewnością polski teatr nigdy nie lubił płaskiej dosłowności, skatologii, kubłów fekaliów wylewanych na scenę, babrania się w bebechach, predylekcji do sprowadzania wielkich mitów w ramy muszli klozetowej. Ale ta odpychająca estetyka potrafi jednak niekiedy czemuś służyć. Werner Schwab, przedwcześnie zmarły (miał 36 lat) austriacki pisarz, był niewątpliwie jednym z pierwszych obrazoburców w swojej kulturze. Groteska "Moja wątroba jest bez sensu" zawiera w morderczym koncentracie wszystkie koszmary, jakie łączą sąsiadów jednej klatki schodowej: chamstwo, hiperegocentryzm, durnotę, lizusostwo, kompleksy, przesądy, agresję, natręctwo etc. Niedobrze się robi - ale jakby dzieła Gabrieli Zapolskiej puścić w tempie naszego życia, efekt byłby, wolno podejrzewać, identyczny. Sztukę, w której groteskowemu stężeniu koszmarów odpowiada specjalnie wymyślony język, będący konglomera­tem prostactwa, rzekomej ozdobności i hamowanej agresji - kongenialnie przełożył Jacek St. Buras. Dopiero jednak po trzech latach od publikacji na polską prapremierę odważyła się nieoceniona Anna Augustynowicz w Szczecinie, tworząc przedstawienie umiejętnie nie przedawkowujące obrzydlistw, zjadliwe cudnie. Wystarczy posłuchać choćby zaaranżowanego przez Jacka Ostaszewskiego hymnu mszalno-urodzinowego. W dość wyrównanym zespole obłędną melodię Schwabowo-Burasowego języka najcelniej chwycili Ewa Sobiech i Grzegorz Młudzik. Brawo za odwagę; szczeciński Współczesny sporo ryzykuje, ale dzięki temu coraz lepiej wie, co mają na wątrobie jego cowieczorni goście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji