Rzeczywisty bohater
Sztuka nosi tytuł "Człowiek znikąd", choć powinno się nazwać jej bohatera raczej człowiekiem skądinąd, a już na pewno człowiekiem nie "naszym", lecz takim co to ledwo się zjawia - a już ingeruje w nasze otoczenie, już krytykuje wypróbowane od lat układy, już odrzuca uprzywilejowane przez nas dotąd zasady postępowania. Drażni, irytuje. Sztuka kończy się pytaniem: czy taki może się utrzymać? Mamy do czynienia z literaturą w sposób oczywisty produkcyjną, aczkolwiek nie mającą wiele wspólnego z tą różową, bezkonfliktową dramaturgią, jaką pamiętamy z wczesnych lat pięćdziesiątych. Jest oto inżynier Czeszkow - człowiek, którego pociągają trudności. W dawnym swym zakładzie wypełnił zadania, szuka teraz nowych. I tak trafia do wielkiej fabryki, która leży - mimo iż jest doskonale, nowocześnie wyposażona i właściwie mogłaby świetnie funkcjonować. Niestety; hamulcem są dobrze zakorzenione w kierownictwie zakładu i poszczególnych oddziałach swoiste, patriarchalne układy, w myśl których nawet humanizm socjalistyczny można interpretować jako nakaz wybaczania nieuctwa i tolerowania błędów, i w których sławne tradycje i dawne więzi koleżeńskie ceni się wyżej niż kompetencję, pryncypialność, zdrowy rozsądek, a nawet uczciwość. Czeszkow nie pasuje do tych układów, całym sobą broni się przed przyjęciem ich. I taka jest rama konstrukcji, którą wypełnia sztuka Ignatija Dworieckiego. Autor (a z nim autor opracowania polskiego) nie uniknął pewnych przejaskrawień w ukazaniu biegunów owej konstrukcji, ale wiadomo skądinąd, że założona przesada jest regułą sztuki publicystycznej - bo jaśniej ukazuje się problem, wyraźniej rysują postawy. Największą jednak i dramaturgicznie najcenniejszą cechą "Człowieka znikąd" jest obecność autentycznego konfliktu i autentycznego bohatera. Autentycznego - znaczy w tym wypadku samotnego i bezkompromisowego. Nasza rzeczywistość rodzi takich bohaterów, ponieważ - zdaje się mówić autor - czas nie tkwi w miejscu, a i socjalizm nie jest i nie może być stojącą wodą, w której każdemu ciepło. Czeszkow pragnie więc dogonić czas. Mówi ostre, bardzo ostre słowa. "Człowiek znikąd" w ujęciu Teatru Dramatycznego jest cennym, ważnym także dla nas przejawem uczestnictwa sztuki w przekształcaniu i doskonaleniu naszej rzeczywistości. Co wyżej napisane - jest właściwie recenzją ze spektaklu, który prezentuje się jako ciąg rozdziałów dobrze pointowanego i oczyszczonego ze zbędnych ozdobników reportażu o konkretnym człowieku w dość typowej jeszcze sytuacji; tworzy ten reportaż na scenie reżyser Ludwik René. Gustaw Holoubek kwestionuje etykietę, nałożoną na jego aktorstwo przez krytykę; Czeszkow w ujęciu Holoubka - to ten współczesny inteligent, inżynier uparty, bezkompromisowy, nie wijący się bez przerwy pod ciężarem tysięcy sprzeczności, który nie zamierza szafować wielkimi słowami, bo dla niego bardziej liczą się efekty, i który nie uniknie przez to i tarapatów. Czy jest prawdziwy? Niewątpliwie raczej wystylizowany dla potrzeb publicystyki scenicznej, typ w pewnym sensie idealny, modelowy - i tak też ukazany został przez aktora.
Rola ta, jej konflikty, jej jaskrawości budują materiał i argumenty dla jedynej sceny w sztuce, która odbywa się bez Czeszkowa: jest to scena w komitecie miejskim, gdzie zapada wstępne rozstrzygnięcie polityczne. W fabryce zmieni się pierwszy sekretarz KZ, zmieni się egzekutywa. Jest to scena w kategoriach sztuki publicystycznej wielka, z sugestywną, rozpiętą pomiędzy ironią a żarliwym patosem tyradą Andrzeja Szczepkowskiego w roli inżyniera Riabinina oraz wyborną sylwetką sekretarza KM, Kriukowa, w ujęciu Stanisława Wyszyńskiego.
Obsada "Człowieka znikąd" jest ogromna, wszyscy aktorzy traktują swe zadania poważnie. Niebanalny i w jakiś sposób pełny portret kobiecej alternatywy Riabinina - Szczegoliewej, która także stanie po stronie "człowieka znikąd", tworzy środkami sympatycznej naturalności i prostoty Katarzyna Łaniewska, A chciałoby się jeszcze wymienić role Mileckiego, Kęstowicza, Nowaka, Sródki, Płotnickiego... Funkcjonalną, ale nie natrętną ramę scenograficzną dla akcji tego reportażu scenicznego stworzył Ali Bunsch, zaś ważne dla dramaturgii spektaklu opracowanie dźwiękowe - Bohdan Mazurek.