Podglądanie robaków
"Pasożyty". Teatr Polski wraz z Teatrem Współczesnym ze Szczecina pokazał sztukę o właśnie takim tytule autorstwa Mariusa von Mayenburga w reżyserii Anny Augustynowicz.
Friderike i Petrik (Beata Zygarlicka i Roland Nowak) żyją razem. Ich życie to wzajemne katowanie psychiczne. Ona ma jeszcze siostrę - Betsi (Beata Bandurska), która mieszka z młodym inwalidą Ringo (Wojciech Brzeziński). Jest też Multscher - człowiek, który sprawił, że chłopak jest kaleką (Lech Łotocki). Pięć osób to niewiele, ale wystarczająco dużo, by Mayenburg pokazał jak bardzo zależni jesteśmy od ludzi. Każdy z bohaterów walczy o kontakt z drugim człowiekiem, ale tylko po to, aby przez chwilę być górą.
Na czym polega piękno "Pasożytów"? "To celne studium - nie jednostki tylko grupy.
Scena przedzielona szybą sprawiała wrażenie terrarium na robaki, które można było oglądać z otaczającej widowni. Dopisali też aktorzy. Szczególnie zapamiętam chłopaka na wózku. To on był najsilniejszym katem i zaraz potem najsłabszą ofiarą. To, co najpiękniejsze, działo się zawsze po drugiej stronie szyby. Nie tam, gdzie rozgrywała się właśnie kolejna scena, ale w półmroku, gdzie stała reszta aktorów w bezruchu obserwując konfrontację. Wtedy zaczynali być zwykłymi ludźmi. Ludźmi, którzy chcą, jak mówiła Friderike, ciągle zagłębiać się w drugiego człowieka. Ale prawdziwa bliskość, o czym wiedzą, boli tak samo mocno, jak jest słodka.
Nie wyobrażam sobie, aby "Pasożyty" mogli' zagrać inni aktorzy. Ta piątka stworzyła tak wyraźne osobowości, tak naturalnie grata, że czasami rodziło się poczucie podglądania prywatności. Jak przez szybę... Wprost do cudzego życia, domu, których są tysiące. Tak, jak i pasożytów.
Spektakl urywa się nagle... i trwa. Bo to, co widzieliśmy, to rzeczywistość cicho przeniesiona na deski sceny.