Artykuły

Janda i geje

"Matki i synowie" Terrance'a McNally'ego w reż. Krystyny Jandy w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Mike Urbaniak na stronie Pan od Kultury.

Nie tak dawno temu pewien aktor stołecznego teatru zapytał na pierwszej próbie reżyserkę, jak ma zagrać geja. Odpowiedziała mu, że nie rozumie pytania. "No, jak mam zagrać geja?" - powtórzył zirytowany. Reżyserka nie mogąc wyjść z osłupienia zapytała go: "A jakbyś zagrał heteryka?". Na twarzy aktora zarysowało się niezrozumienie.

Durne pytanie o to, jak zagrać geja, można jednak uznać w polskim teatrze niejako za uzasadnione, bowiem, jeśli prześledzić spektakle, w których występują postaci homo, niemal zawsze są w nich rysowane po pierwsze, grubą kreską i po drugie, w bardzo ograniczonej ilości wariantów. Wariant pierwszy to postać charakterystyczna (śmieszny gej), a wariant drugi po postać w apaszce i ręką na biodrze (przegięty gej). Jest też wariant trzeci, będący połączeniem dwóch wyżej wymienionych wariantów (śmieszny przegięty gej). I żeby była jasność, nic przeciw poprzeginanym, zabawnym postaciom nie mam. Sam jestem przegięty w chińskie osiem i macham rękami jakbym miał zaraz odlecieć. Irytuje mnie tylko automatyzm polegający na kreowaniu w teatrze gejowskich postaci przy użyciu zestawu kilku stereotypowych wyobrażeń o tym, jak gej wygląda i jak się zachowuje. Wyobrażeń, które prowadzą do fundamentalnego pytania: "Jak mam zagrać geja?".

Piszę to wszystko, bo oglądając "Matki i synów" Terrence'a McNally'ego, wyreżyserowanych w Teatrze Polonia przez Krystynę Jandę, zobaczyłem po raz pierwszy od dawna spektakl, w którym dwóch gejów - Mike i Will - to zwykli faceci. Żaden nie ma ani tiszerta do pępka, ani amarantowej apaszki (szok!). Mają za to ślicznego i mądrego synka Nicka (Antoni Zakowicz/Adam Tomaszewski), którego wspólnie wychowują w pełnym miłości nowojorskim domu. Mike (Paweł Ciołkosz) zajmuje się finansami, Will (Antoni Pawlicki) jest początkującym pisarzem. Ich spokojne, rodzinne życie zakłóca zupełnie bez zapowiedzi Katharine (Krystyna Janda) - matka Andre, zmarłego na AIDS wieloletniego partnera Mike'a. Przyjeżdża z Dallas w Teksasie, bo nie może się pogodzić ani ze śmiercią syna, ani z tym, że był gejem, ani właściwie sama ze sobą. Nosi - jak Masza z "Mewy" Czechowa - żałobę po swoim życiu. Życiu, którego największą tragedią stał się jedyny syn homoseksualista.

Katharine jest homofobką (jak wiele matek), choć od zawsze wiedziała, że syn jest gejem (jak wiele matek). Po prostu to czuła, ale nie mogła się z tym pogodzić. Nie akceptuje tożsamości syna, uważa ją za wybór - mówi, że kiedy Andre wyjeżdżał z Dallas to nie był gejem, stał się nim dopiero w Nowym Jorku. "Nie rozumiem!" - powtarza często. Nie rozumie "tego stylu życia", nie rozumie, jak dwóch mężczyzn może się kochać, nie rozumie, że mogą być małżeństwem, nie rozumie, że mają dziecko. Nic nie rozumie albo rozumieć nie chce, bo wygodniej jest potępić to, czego się nie akceptuje. Ma pretensję do syna, że ją zostawił, do Mike'a, że ułożył sobie szczęśliwie życie na nowo, do Willa, że zajął miejsce Andre, ale chyba tak naprawdę ma pretensję do siebie, że nie kochała swojego dziecka takim, jakim było.

"Matki i synowie" to spektakl o dużej sile i to mimo znaczących niedostatków, jak szwankująca dramaturgia, tandetna scenografia, niewyreżyserowane światło czy kiczowaty finał. To wszystko, jakkolwiek dziwnie może to zabrzmieć, staje się jednak drugorzędne wobec tematu przedstawienia, dobrego tekstu (oprócz mocnych, wzruszających partii, jest w nim też mnóstwo humoru) i jego aktorskiego podania. Oprócz Katharine kreowanej przez Krystynę Jandę, naprawdę świetny jest wyemancypowany, ironiczny i wyszczekany Will w wykonaniu Antoniego Pawlickiego.

Jeśli teatr jest jeszcze w stanie zmieniać ludzi, "Matki i synowie" na pewno to robią, co jest zresztą częścią misji Teatru Polonia i jego szefowej, która nie po raz pierwszy wprowadza na afisz homotematy. "Muszę edukować społeczeństwo" - mówiła wielokrotnie Janda. I robi to konsekwentnie. A rezultat jest taki, że pękająca w szwach i - powiedzmy sobie szczerze - mieszczańska widownia Polonii, sztukę o tym, że geje mają jednak prawo do normalnego życia nagradza długą owacją na stojąco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji