Artykuły

Szewska rewolucja

Otwarcie XI Kaliskich Spotkań Teatralnych od razu nadało wysoki ton tym scenicznym konfrontacjom. I to dzięki ar­tystycznym wartościom pierwszego przedstawienia, a nie, galowej oprawie oficjalnej inauguracji. Rzecz zaś znamienna, że autorami sukcesu są gospodarze imprezy, świadcząc tym samym, jaką rangę chcą nadać nadprośniańskim zmaganiom sił aktor­skim.

Wybór "Szewców" Witkacego na otwarcie festiwalu nie był za­skakujący dla tych, którzy śledzą poczynania nowej dyrekcji Tea­tru im. W. Bogusławskiego. Nazwisko Stanisława Ignacego Wit­kiewicza, który swoje szokujące sztuki pisał, gdy czołowi autorzy zachodniej awangardy teatralnej biegali jeszcze w krótkich spo­denkach, musiało trafić prędzej, czy później na afisze kaliskiej sceny. Zapowiedzią była nie tyle groteskowa stylizacja "Trędo­watej", ile interpretacja "Wyzwolenia", "Moralności pani Dulskiej", czy też tekstów Różewicza...

Wreszcie poza groteskową formą dojrzano w Kaliszu to, co naj­ważniejsze w twórczości dramatycznej Witkacego: jej treści filo­zoficzne i społeczne. Nie jest to jedynie zabawa w absurdalne sy­tuacje. I chociaż sam autor wołał o ocenę czysto artystyczną swo­ich sztuk, a nie "z życiowego punktu widzenia" - przecież nie z racji formy tych widowisk gdańska prapremiera "Szewców" w 1957 roku nie doszła do skutku. Dopiero teraz mogła się odbyć na zawodowej scenie, z udziałem publiczności...

Witkacy z okrutną dociekliwością szuka celu działań społecz­nych i sensu życia pojedynczego człowieka. Dąży do poznania drogą zaprzeczeń - bada wynaturzenia dwóch naczelnych in­stynktów: władzy i erotycznych dążeń. Obydwie sfery dociekań - z różnych powodów - należały zawsze do drażliwych tematów. Kiedyś Kryłow jako główny cenzor carski otrzymał polecenie, aby konfiskować baśnie La Fontaine, ośmieszające Iwy: chociaż zwie­rzęta, ale też przecież królowie! Paradoks polegał na tym, że pan cenzor w tajemnicy przed zwierzchnikiem sam pisał podobne ba­śni, które przeszły do historii literatury.

Reżyser kaliskiej inscenizacji "Szewców" Maciej Prus znów udo­wodnił, że posiada rzadki talent tworzenia wielkich wizji ze spraw­dzalnych przez każdego obserwacji. Wraz ze scenografem, Łuka­szem Burnatem piętrzy różne szczegóły do tego stopnia, że osią­ga granicę absurdu. Jak owe góry starych, wojskowych butów! Wspaniałe wyniki daje współpraca tych dwóch twórców - tylko brak miejsca nie pozwala na obszerniejsze omówienie oprawy plastycznej spektaklu...

Witkacy, o ile wiem, nie pozostawił wzorem Majakowskiego w "Misterium Buffo" wyraźnego polecenia, aby aktualizować przy każdej kolejnej realizacji nazwiska bohaterów i sytuacje swoich sztuk. Jednak autoironiczne kwestie "Szewców" i samo zakończe­nie, przypominające kpiarskie słowa ,,Ferdydurke": koniec i bom­ba, kto czytał ten trąba - upoważniają do podobnych zabiegów. Maciej Prus z dużym taktem skorzystał z tego prawa. Do parodiowanych przez Witkacego manier literackich i ówczesnych haseł społecznych dorzucił parodie różnych wielbionych obecnie przez krytykę mód teatralnych. A i erotyzm samego Witkacego dopro­wadził do skrajności, pokazując dokąd wiedzie freudowskie rozu­mienie władzy, jako namiastki popędu seksualnego u tych, którzy nie są go już w stanie zaspokoić w sposób naturalny. Wszystko więc, cokolwiek się dzieje na scenie ma charakter swoistej orgii - przemyślnych zabiegów, aby spełnić prag­nienia wyuzdanej Księżnej Iriny Wsiewołodowny: gra ja świetnie Ewa Milde! Podobnie jak Janusz Michałowski demonicz­nego mistrza szewskiego Sajetana Tempe. Trzecią dużą rolą, nie tylko tekstowo, jest postać prokuratora Roberta Scurvy w interpre­tacji Zbigniewa Bebaka. Z dwóch czeladników bardziej do na­stroju przedstawienia pasuje Henryk Talar, który błyskawicznie zmienia tempo gry, gest i intonację, co nie zawsze udaje się Mar­kowi Kostrzewskiemu. W pamięci pozostaje jeszcze z tego szew­skiego burzenia ładu Zbigniew Lesień w roli Gnębona-Puczymordy.

Jedyne zastrzeżenie w tym bardzo ciekawym spektaklu budzi konstrukcja trzeciego aktu, który jak gdyby się rozsypywał, traci napięcie. Można przyjąć, że było to świadome burzenie formy tea­tralnej przez autora, ale wtedy reżyser musi znaleźć odpowied­nie środki: dysonanse gra się mocno, aby nie powstawało wra­żenie, że miał tu zabrzmieć akord, tylko jeden z palców nie tra­fił we właściwy klawisz i pianista fałszuje...

Z kronikarskiej sumienności muszę dodać, że informacja o sce­nicznych dziejach "Szewców" w programie kaliskiej premiery nie jest ścisła. Pominięto poznański spektakl, reżyserowany przez Zdzi­sława Wardejna, w interesującej oprawie plastycznej Ryszarda Skupina, gdzie rolę Księżnej Iriny grała Irena Grzonka. Pominięcie tym dziwniejsze, że poznańskie przedstawienie pokazywano również we Wrocławiu i Gliwicach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji