Artykuły

Dla tych, co nie chcą dostrzec współobywateli na dnie egzystencji, tekst Bizia może być rodzajem wstrząsu.

"Śmieci" w reż. Piotra Łazarkiewicza w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Recenzuje Maciej Deuar.

Od początku transformacji ustrojowej w Polsce mówi się o braku w naszym kinie, filmie czy literaturze tematów charakterystycznych dla polskiej rzeczywistości w jej najbardziej dramatycznych przejawach. W dramaturgii te lukę w jakiejś mierze wypełnia Krzysztof Bizio, którego kolejne teksty są właśnie odbierane jako ".wyostrzony słuch na rzeczywistość". Sam Bizio zresztą deklaruje w wywiadach, ze interesuje go, zwłaszcza w najnowszej sztuce ".Śmieci", pokazanie ludzi, którzy nie poradzili sobie z transformacją i nie-rzadko żyją na dnie egzystencji.

W "Śmieciach" najbardziej poruszająca jest postać Brązowej (Maria Peszek) - mitomanki, która pracując kiedyś w szatni filharmonii, teraz przekonuje innych, Śmieciace jest byłą wiolonczelistką. W zdezelowanej szafie trzyma kilka zakurzonych płyt analogowych, które odwiedzający ją bezdomni odbierają jako istną kolekcję świadczącą o ".znawstwie".

Brązowa to dla bezdomnych wyższa półka: ma rentę i dach nad głową, stać ją na wynajęcie mieszkańca kartonów i porzuconych wagonów, aby robił dla niej zakupy. Miedzy nią a Białym (Arkadiusz Buszko) wytwarza się intensywna ambiwalencja - od przywiązania, może nawet jakiegoś żałosnego flirtu po niechęć i wstręt.. Biały wraz ze swym kolegą ".śmietnikowcem" (Wojciech Brzeziński w roli Szarego) namawiają kobietę na wspólny rajd po śmietnikach i podzielenie się łupem. Eskapada kończy się zepchnięciem Brązowej przez jej towarzyszy z wieży filharmonii i próbą rabunku.

Jakaż to odwrotna strona tych polskich realiów, które publiczność poznaje z powieści Katarzyny Grocholi i gromadzącego milionową widownię filmu ".Nigdy w życiu!". Dla tych, którzy nie mają czasu, czy nie chcą dostrzec współobywateli na dnie egzystencji, tekst Bizia (w stanie czystym, bez formalnoestetycznych błyskotek) może być - i zapewne powinien - rodzajem wstrząsu.

Jednakże me wszyscy realizatorzy dowierzają sugestywności szaroburych obrazów Krzysztofa Bizia Krystyna Janda szukała kontrapunktów dla "Porozmawiajmy o życiu i śmierci" aż w Biblii (Teatr Telewizji), zaś autor szczecińskiej prapremiery, Piotr Łazarkiewicz raz po raz próbuje poderwać bohaterów i ".świat przedstawiony" tuż nad ziemię. Brązowa gra pośmiertnie na widmowej wiolonczeli, co jest ładnym nawet obrazem o jakimś potencjale interpretacyjnym - tyle że nazbyt nachalnie wprowadzającym do tego ".zwykłego" dramatu elementy z - że tak powiem - wysokiego stylu teatralnego. Jakby obok tekstu Bizia reżyser koniecznie chciał wykreować żyjącą własnym życiem formę teatralną. Jakby ta forma miała dźwignąć tekst Bizia na wyższe piętro wieloznaczności.. To wrażenie drobnej szczeliny między tekstem a kształtem teatralnym pozostaje do końca.

Wbrew temu, że Bizio pisze o starych ludziach i dla równych im wiekiem aktorów, Łazartóewicz postanowił obsadzić wszystkie role młodymi aktorami. Zabieg ten ma swoje zalety: bezdomność i tęsknota za lepszym życiem może dotknąć każdego i w każdej chwili. Znakomicie -wywiązuje się ze swego zadania Maria Peszek Tworzy postać o świetnie i czysto wygranych tonach, dużej skali środków wyrazu. Jej gra jest niezwykle zmysłowa - pełna intensywnej obecności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji