Artykuły

Momenty były

Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk w reż. Eweliny Marciniak w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w „Dzienniku Gazecie Prawnej”.

Trudno było nie zgodzić się z reżyserką spektaklu w Powszechnym, Eweliną Marciniak, gdy przed premierą mówiła, że w przedsięwzięcia tej skali nieuchronnie wpisana jest klęska. Gigantyczna powieść Tokarczuk miesza postaci, wątki i motywy, żongluje czasem, za to jest prawie pozbawiona dialogów. Onieśmiela też bezkompromisowością zamierzenia, bo przecież jest alternatywną wobec powszechnie afirmowanych opowieścią o I Rzeczypospolitej, z jej niepowtarzalnym kolorytem i wynaturzeniami. Jak przenieść to bogactwo na scenę? Rzecz niemożliwa.

Tyle że Ewelina Marciniak się nie boi. Czasem wychodzi na tym doskonale, jak wtedy, gdy w gdańskim Teatrze Wybrzeże zamachnęła się na Portret damy Henry'ego Jamesa, realizując swe najlepsze dotąd przedstawienie. Czasem jednak — i to przypadek Ksiąg Jakubowych — daje się zwieść poczuciu własnej sprawności, przeświadczeniu, że arsenał sprawdzonych wcześniej sposobów wystarczy i tym razem. Marciniak awansowała do reżyserskiej ekstraklasy. Każdy jej spektakl ma rozgłos, budzi szerokie dyskusje. To z jednej strony dobrze, bo umie już bardzo wiele, panuje nad teatralną materią, nie zapomina, że teatr to przede wszystkim widowisko. A z drugiej źle, bo być może sukces przyszedł tak nagle, że zburzył instynkt samozachowawczy. Marciniak pędzi od miasta do miasta, od teatru do teatru, wszędzie mierząc się z wielkimi tematami. Tymczasem warto zwolnić, przeprowadzić prywatny bilans zysków i strat.

W Księgach Jakubowych udały się sceny z pierwszego aktu, gdzie postaci zyskały swe odbicia w postaci zrośniętych z nimi lalek. Daje to inną perspektywę, pozwala spojrzeć na historię z oddalenia. Mocna jest scenografia Katarzyny Borkowskiej, choć zbudowana na tych samych pomysłach co w Portrecie damy. Zapadają w pamięć poszczególne sceniczne obrazy, chociażby ekstatyczna orgia nagości z początku drugiej części. Trudno mieć też pretensje do aktorów, bo robią, ile mogą. Tyle że Marciniak powtarza chwyty z dawnych inscenizacji, chociażby owa nagość staje się w jej teatrze startą kliszą. I gubi gdzieś istotę powieści Tokarczuk, sprowadzając ją do dziejów sekty, której jedynym spoiwem jest erotyka. Mało, szczególnie wobec ambicji przedsięwzięcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji