Metro przyjechało
Bilety, mimo wysokiej ceny, zniknęły na długo przed pierwszym spektaklem. Musical "Metro" - przygotowany przez Janusza Józefowicza, z muzyką Janusza Stokłosy oraz librettem Agaty i Maryny Miklaszewskich - wyruszyło w Polskę. Jak dotąd widowisko z równą siłą jest chwalone i krytykowane.
Od prawie dwu lat zespół - specjalnie przygotowany do potrzeb musicalu - występuje od 25 do 30 razy w miesiącu. Są to wykonawcy wybrani spośród 3 tys. chętnych, nie tylko w Polsce, ale w Bratysławie i Moskwie. W zespole są również aktorzy zawodowi.
Olaf Lubaszenko zapewnia, że "Metro" to dla niego wspaniała przygoda. - Rekordem ojca, w jego długiej aktorskiej karierze, jest zagranie tego samego przedstawienia 183 razy. Ja wystąpiłem w tym musicalu już prawie 500 razy.
- Wierzę, że "Metro" stanie się początkiem polskiej tradycji musicalowej - mówi Janusz Józefowicz. Zawsze mówiło się tylko, że nie ma wykonawców i nie ma czego grać. Producent Wiktor Kubiak zainwestował w spektakl, ale przede wszystkim w ludzi i to jest niewymierne. Dlatego nie wiem, czy np. koszty już się zwróciły. Dokąd publiczność będzie nas chciała oglądać, będziemy grać "Metro".
Jesienią spektakl ma szanse być prezentowany w Londynie. Amerykańska klapa nie zniechęciła więc młodych artystów do ekspansji na równie trudny rynek jak Brodway.
A kiedy znów w Łodzi, skoro dla tylu chętnych zabrakło biletów? Prawdopodobnie "Metro" przyjedzie jeszcze raz w styczniu.
Ponoć łódzki Teatr Wielki jest jedynym po Warszawie miejscem w Polsce spełniającym wymagania techniczne spektaklu, w którym swoją szczególną rolę grają efekty laserowe.