Metro w parzystych metrach
W ostatnim czasie emocje nie tylko warszawiaków podgrzewały dwa metra: budowane - podziemne oraz ukończone - teatralne, musicalowe. Do tego drugiego łodzianie mieli okazję "wsiąść" w ubiegłym tygodniu nie opuszczając własnego miasta. Tymczasowy przystanek wyznaczono bowiem na placu Dąbrowskiego.
Janusz Józefowicz, współtwórca spektaklu, w wywiadzie udzielonym przed miesiącem "Życiu Warszawy" określił "Metro" jako doskonałe w każdym, najdrobniejszym szczególe. To oczywiście ogromna przesada. Kto wie, może właśnie brakowi krytycyzmu reżysera, choreografa i autora adaptacji przypisać należy niektóre mankamenty widowiska?
Czyżby musical był zły? Nie, przynajmniej częściowo - nie. Nie udała się, przede wszystkim, literacka realizacja nie najgorszego przecież pomysłu dotyczącego przeciwstawienia młodzieżowej, spontanicznej działalności artystycznej rozrywce skomercjalizowanej, zinstytucjonalizowanej, "dorosłej". Librecistki Agata i Maryna Miklaszewskie w swej opowieści o młodych kontestatorach nie ustrzegły się naiwności, sprzeczności i banału. Nie stać ich też było na humor. Jedyny, powtarzany kilka razy "dowcip" to wyliczanka pedagoga tańca (cytuję fonetycznie): łan, tu, fru, sru...
Z grą aktorską również było trochę na bakier, co pokazało, że śpiewanie piosenek nie zawsze idzie w parze z umiejętnością w pełni przekonującego podania tekstu mówionego. Ale śpiew rzeczywiście wypadł nieźle. Specjalnie wyróżniłbym piosenkarzy obsadzonych w głównych rolach: Edytę Górniak i Roberta Janowskiego (lepszego, od swego zmiennika w niektórych przedstawieniach - Dariusza Kordka). Dwa występy dziennie tylko niektórym dały się we znaki. W czwartek, w tercecie żeńskim w I akcie jedna ze śpiewających w ogóle nie była w stanie wydobyć wyższych dźwięków. Czy jednak tak licznej młodzieżowej widowni to przeszkodziło?
Muzyka Janusza Stokłosy, wyłącznie w metrach parzystych choć nie stanowi jakiegoś awangardowego "underground", zrobiona jest fachowo, a np. piosenki "Życie" i "Litania" uważam za znakomite. Tańca, będącego głównie tłem pewnych piosenek, nieco w musicalu brakuje, szczególnie że profesjonalizm tancerzy wydaje się bezsporny. Jest m.in. widoczny w elementach akrobatycznych, jawiących się jako sugestywny atrybut młodości.
"Metro" jedzie po scenie w dobrym tempie, bez przestojów i dłużyzn, zaś atrakcyjności tej musicalowej "podróży" przydają przestrzenne, laserowe efekty świetlne. Na tę "przejażdżkę" warto się więc było, mimo wszystko, skusić, choć bilety drogie...