Metro w obiektywie Marka Biczyka
Czy jesteście cierpliwi? - zapytał publiczność Janusz Józefowicz. Odpowiedzią mu zgodny chór krzyczący; Nie!
- Ile można czekać? Miało się zacząć o 20.30, a tu już dziewiąta i nic - skarżyła się pani w futerkowym sweterku. Widzowie raz po raz wyklaskiwali artystów. Oczekiwanie na kompletną ciemność, potrzebną laserowym efektom, urozmaicał wznoszący się i opadający balon - element przedwyborczej akcji. Czekanie w oparach grilla, pośród zapachu pop-cornu, pieczonych kurczaków i piwa nareszcie się skończyło. Widzowie stopniowo milkli, wpatrując się w scenę z rosnącą uwagą. Skupieni śledzili feerię barw, radości i energii, bijącą ze sceny.
Młodzi wykonawcy z zespołu Janusza Józefowicza nie mają sobie równych w Polsce. Ich spontaniczność, szczerość aktorskiej tanecznej i śpiewaczej roboty, nikogo nie pozostawiły obojętnym. Skomplikowane układy choreograficzne, ekspresyjne piosenki - manifesty, nagradzano burzliwym oklaskami. Jeden z widzów - aktor Robert Moskwa miał powód do szczególnej dumy i zadowolenia. Gorąco oklaskiwał pewną tancerkę - swoją siostrę Monikę, jedyną szczeciniankę, grającą w "Metrze".
W finale publiczność wstała z miejsc, niebo rozświetliły kolorowe fajerwerki. Owacje i bisy trwały ponad pół godziny.
- Pojadę raz jeszcze do Warszawy i po raz trzeci zobaczę "Metro" - mówił młody chłopak, opuszczając widownię Teatru Letniego. - Wtedy kupię jednak przyzwoity bilet, w czwartym rzędzie. Żadnego oszczędzania. To trzeba widzieć w komfortowych warunkach.