Artykuły

Słowacki "Mistrz i Małgorzata" zachwyca

IV Przegląd Nowego Teatru dla Dzieci we Wrocławiu podsumowuje Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Zakończyła się 4. edycja Przeglądu Nowego Teatru dla Dzieci. Zamknął ją - wyjątkowo - pokaz spektaklu dla dorosłych widzów. Słowacki Teatro Tatro, który przywiózł do Wrocławia swojego "Mistrza i Małgorzatę [na zdjęciu] to absolutny fenomen, który powinien tu zagościć na dłużej.

Teatr, którego pełna nazwa brzmi: Wolne Stowarzyszenie Aktorów, Reżyserów, Artystów, Ich Małżonek, Kochanek, Dzieci, Psów i Kotów, czyli Wędrowny Teatr-Cyrk Teatro Tatro, to zjawisko wyjątkowe, dla którego trudno byłoby znaleźć polski odpowiednik - w zespole, prowadzonym przez Ondreja Spišáka, są absolutne gwiazdy, łącznie z aktorami związanymi na co dzień ze słowackim Teatrem Narodowym. Od lat, kiedy mają wolne, spotykają się w Popradzie, żeby wspólnie pracować nad spektaklami, które potem wystawiają po całej Europie - od Włoch aż po Ukrainę i Rumunię. W repertuarze są propozycje kameralne, z którymi można ruszyć w trasę wozem i tzw. maringotką zaprzężoną w konia, i widowiska wielkoobsadowe, do których transportu wykorzystuje się już konie mechaniczne.

Tak jest w przypadku "Mistrza i Małgorzaty", z którym zespół trafił do Wrocławia.

Adaptacja powieści Bułhakowa to jeden z najlepszych spektakli, jakie widziałam w życiu.

Woland na jarmarku

Efekt jest taki, jakby za adaptację na potrzeby teatru słynnej powieści zabrał się Federico Fellini. Atmosfera jarmarcznego widowiska, jaka panowała w namiocie Teatro Tatro, wydawała się idealną sceną dla magicznych sztuczek Wolanda (w tej roli polski reżyser Łukasz Kos), a ostentacyjna wręcz prostota scenografii i kostiumów sprawiała, że szwy, jakimi fastryguje swoją intrygę szatan odwiedzający Moskwę, są widoczne na pierwszy rzut oka. Nie przestając zachwycać, jeszcze dobitniej obnażają hipokryzję, zakłamanie, cynizm tych, którzy dają się w nią wplątać. Szalona klaunada, humor przekraczający granicę dobrego smaku, ostrość satyry - to wszystko ani nie ujmowało tej opowieści głębi, ani nie oznaczało rezygnacji ze wzruszeń. Tu wszystko się broniło - i humor, i krytyka społeczna, i element melodramatu, i polityczny traktat. Nie zabrakło też wycieczek we współczesność - Spišák wyraźnie sugeruje, że tu i teraz wizyta Wolanda byłaby jak najbardziej pożądana.

Efekt, jaki wywołał swoją prezentacją Teatro Tatro, boleśnie uświadomił widzom lukę w polskim pejzażu teatralnym - brak nam sceny, która nie traktowałaby określenia "sztuka dla szerokiej publiczności" jako zachęty do rezygnacji z artystycznych ambicji.

Kto spektaklu nie widział, powinien w te pędy zarezerwować bilet i ruszyć do Słowacji, gdzie tego lata Teatro Tatro będzie "Mistrza" pokazywać czterokrotnie.

Samotność i tęsknota

W ciągu minionego tygodnia na przeglądzie zachwycili i wzruszyli Hiszpanie z teatru El Patio swoim małym-wielkim spektaklem "A mano", w którym do opowieści o samotności, tęsknocie, miłości, niespełnieniu wystarczyły im palce obu rąk i odrobina gliny. Po raz kolejny uwiódł publiczność Marek Zakostelecky, tym razem przygotowanym we współpracy z Elżbietą Chowaniec przedstawieniem "Dziatki, dziadki" - o sile tradycji i poszukiwaniu wielopokoleniowych więzi (Teatr Lalki i Aktora "Kubuś" w Kielcach). Poruszała i bawiła opowieść o gęsi zmagającej się z depresją ("A niech kto gęś kopnie" Marty Guśniowskiej poznańskiego Teatru Animacji). Zachwycił i wzruszył "Dobrze, że jesteś" (Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu) - spektakl o starym psie Burku, wyrzuconym z domu przez właściciela, pasterza owiec. Joanna Gerigk pokazała nam teatr, który powstaje z niczego: powieszone na płocie trzy wełniane sweterki stają się stadem owieczek, walizka zamienia się w psa, a postawione na sztorc szczotki do zamiatania świetnie udają las. Siła sugestii jest ogromna - kiedy walizkowy pies wystarczająco długo błąka się po szczotkowym lesie, żeby zgłodnieć, na widok porzuconej na scenie kromeczki z niemal 300 dziecięcych gardeł wyrywa się okrzyk: "Chleb! Chleb!!!".

Problem ze starszymi

Widać jednocześnie, że o ile współczesny teatr z łatwością nawiązuje dialog z widzem dziecięcym, o tyle większy problem ma z jego starszymi, nastoletnimi kolegami. Dowodem jest "Bestia" - musical przywieziony z Zielonej Góry, z tekstem Maliny Prześlugi i w reżyserii Przemysława Jaszczaka. Mimo formalnych zabiegów jest sporo fałszu w tej przebierance dorosłych aktorów w gimnazjalistów, a w finale nie udaje się uciec od taniej dydaktyki. Tu wciąż - mimo wszystko - dużo lepiej sprawdza się baśń, zwłaszcza kiedy trafi w ręce reżysera, który użyje środków "dorosłego" teatru, jak Remigiusz Brzyk, który "Remusem" (Miejski Teatr "Miniatura" z Gdańska) przypomina kaszubską epopeję Aleksandra Majkowskiego. Z aktorami siedzącymi za długim stołem, elementami lalkowego teatru i piosenkami wykonywanymi na żywo ta opowieść wciąga nas bez reszty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji