Artykuły

Zmarł Marcin Jarnuszkiewicz (1947 - 2016)

Scenograf, reżyser i lalkarz; także pedagog. Jego śmierć była nieoczekiwana, choć od kilku lat miał kłopoty z sercem. Wydawało się, że jest podleczony, pełen entuzjazmu i sił - Marcina Jarnuszkiewicza wspomina Monika Małkowska w Rzeczpospolitej.

W poniedziałek 5 września był umówiony z dyplomantką Wydziału Sztuki Mediów na rozmowę. Nie przyszedł, ale przecież zdarzało mu się spóźniać... Po południu przyczyna absencji już była znana.

Od małego wychowywał się w atmosferze sztuki. Jego ojciec, Jerzy Jarnuszkiewicz, wybitny rzeźbiarz, uczył na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych przez 35 lat. Jednak Marcin nie chciał korzystać z pozycji ojca. Zdecydował się na samodzielną drogę: najpierw zrobił dyplom na Wydziale Architektury Wnętrz (w 1973), potem studiował na Wydziale Reżyserii PWST w Warszawie (dyplom w 1981). Ale największą pasją była dlań scenografia.

Jeszcze na studiach rozpoczął współpracę z największymi mistrzami sceny, m.in. oprawiał plastycznie "Ulissesa" Zygmunta Hübnera. Zabłysnął kontrowersyjną inscenizacją "Balladyny" Adama Hanuszkiewicza (Teatr Narodowy, 1974), gdzie bohaterowie jeździli na hondach, zaś Balladyna paradowała w kostiumie Barbarelli.

Potem Andrzej Wajda powierzył mu scenografię do "Sprawy Dantona", ale naprawdę kreatywna okazała się współpraca z Bohdanem Cybulskim w gorzowskim Teatrze im. Osterwy, ze słynnym "Aktem przerywanym" Różewicza na czele.

Jarnuszkiewicz sam też zajął się reżyserią (m.in. "Głosy" Ireneusza Iredyńskiego, "Białe małżeństwo" Tadeusza Różewicza czy "Do Damaszku" Augusta Strindberdga). Jednocześnie dał się poznać jako pełen inwencji scenograf telewizyjny, doskonale czujący specyfikę małego ekranu. Pod koniec lat 80. zainteresował się teatrem lalkowym, w spektaklach włączając do akcji lalki i kukły - np. w "Scenach pasyjnych", plastycznej impresji na kanwie Pasji wg św. Mateusza Bacha wykorzystał wielką marionetę symbolizującą Chrystusa, czy "Urodziny infantki" Oscara Wilde'a w warszawskim Teatrze Lalki.

Był minimalistą, najchętniej ograniczał się do prawie abstrakcyjnych przestrzeni, emocje wygrywając mrokiem i światłem. - Szukam skupienia, zastygnięcia, przerażenia, które nie pozwala człowiekowi zareagować. Czyli implozji, a nie ekspresji uczuć - wyjaśniał Jarnuszkiewicz.

W latach 80. zaczął nauczać na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, najpierw w Katedrze Scenografii, potem na Wydziale Sztuki Mediów i Scenografii.

O sobie samym, własnym i uniwersalnym losie opowiedział w niemej suicie "Homework" (2009), w której zagrał główną rolę w towarzystwie lalki-sobowtóra.

- Z natury prowokator, nie należał do łatwych - przyznaje Dorota Kołodyńska, scenografka, była uczennica Jarnuszkiewicza. - Mimo to studenci do niego lgnęli. Młodzi potrafią wyczuć indywidualność i talent, a nade wszystko - prawdziwą, niefałszowaną pasję.

On sam deklarował: - Interesuje mnie rozpoznawanie tego, czy człowiek jako gatunek został obarczony przez Boga czy przez los. Taki podstawowy ludzki status.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji