Letnisko w listopadzie
W Teatrze Powszechnym odbyła się premiera przedstawienia dyplomowego absolwentów Wydziału Aktorskiego PWSFTViT. Wystawienia "Letników" Maksyma Gorkiego mogą sobie pogratulować reżyser Jacek Orłowski i jego aktorzy.
Zobaczyliśmy interesujące przedstawienie. Udało nam się wejść w świat sztuki Gorkiego, poczuć jego charakterystyczną atmosferę stanowiącą połączenie tego, co niesie sam tekst z wykreowaną przez reżysera aurą jego scenicznej interpretacji. W tym szkolnym (tylko z przynależności) spektaklu od pierwszych chwil czuje się rękę mistrza. Widzowie prowadzeni zakamarkami, bocznymi korytarzami i kulisami zasiadają na scenie przodem do widowni, zostawiając proscenium dla aktorów. Ciekawość, do tego momentu wciąż jeszcze uśpiona (bo to przecież pomysł nie raz już wykorzystany), nagle budzi się, gdy kurtyna idzie w górę. Otwiera się przestrzeń - kolejne plany rzeczywistości, o której opowiada sztuka. To zadziwiające jak prostymi środkami (stół, krzesła, huśtawka, kilka rekwizytów - wszystko oszczędne i na miejscu) Orłowski potrafił wyczarować świat "Letników". Gdy w trakcie spektaklu ożywa pomost po drugiej stronie widowni-wody i akcja toczy się równocześnie w dwóch odległych miejscach, wśród widzów rozlega się szmer zachwytu. Nie ma tu scenograficznych imitacji. Jednak postacie - wyłącznie dzięki magii inscenizacji (ruchowi zaprojektowanemu przez Barbarę Lauks i wykorzystaniu przestrzeni) - poruszają się w konkretnej rzeczywistości, choć istnieje ona tylko w wyobraźni widzów.
Sztuka Gorkiego w adaptacji Orłowskiego pokazała się jako sugestywny obrazek obyczajowo-psychologiczny. Oglądamy galerię postaci o wyraziście zarysowanych charakterach. Adwokat Basow i jego żona Warwara goszczą swoich przyjaciół j sąsiadów. Ludzie ci powiązani namiętnościami, nadziejami, przyjaźniami czy wreszcie więzami rodzinnymi gdzieś na prowincji przeżywają rozczarowania, odnajdują sens, zakochują się i rozstają - ot, życie. Młodzi aktorzy pod kierunkiem świetnego reżysera potrafili te sytuacje przystroić w emocje, często posługując się humorem. Zobaczyliśmy kilka w pełni dojrzałych kreacji, koncertowo zagranych ról. Chyba najlepiej zaprezentowała się Agnieszka Dygant. Jej trochę postrzelona, robiąca wokół siebie dużo hałasu, frywolna Julia jest jednocześnie osobą wrażliwą, a przy tym głęboko nieszczęśliwą i tragiczną. Świetnie wypadł jej duet z mężem, którego zagrał Bartłomiej Głowacki. To najciekawsza scena spektaklu - pełna siły i napięcia - jedna z wielu w "Letnikach" scen małżeńskich rozrachunków. Ciepło, świeżość, ale i nerw wniósł do przedstawienia Marcin Władyniak jako Włas - brat Warwary. Dobrze wywiązali się ze swych zadań także Sybilla Rostek w roli egzaltowanej poetki Kalerii, Mariusz Słupiński jako Basow, Arkadiusz Głowacki - doktor z problemami i liczną rodziną na głowie oraz Krzysztof Artur Janczar - nawiedzony fajtłapa Riumin. Aktorską perełkę stworzyła z humorem Joanna Król (studentka II roku) grająca ostatnią z ról służącej Saszy.
Oczywiście nie wszystkim się udało, nie wszyscy znaleźli prawdę w swoich postaciach, nie wszyscy wreszcie popisali się talentem. Jednak "Letnicy" to przedstawienie udane i z pewnością można się nim chwalić.