Artykuły

Kraków. Andrzejowi Wajdzie na urodziny

Andrzej Wajda kończy dziś 80 lat. Jak nikt z polskich filmowców od czasów powojennych do dziś tak wyraziście kształtuje nasze myślenie o kinie, o Polsce, a i naszą estetyczną wrażliwość.

Wśród wielu nagród reżyser ma Oscara za całokształt filmowej twórczości. Ostatnio za całość dokonań otrzymał podczas 56. Międzynarodowego Festiwalu Filmów w Berlinie honorowego Złotego Niedźwiedzia. W Krakowie mogliśmy niejednokrotnie podziwiać wybitne spektakle, jakie twórca ten zrealizował na scenie Starego Teatru.

Z okazji urodzin życzymy Wielkiemu Reżyserowi zrealizowania kolejnych planów, w tym filmu, o jakim Andrzej Wajda od dawna myślał - o tragedii polskich oficerów w Katyniu, gdzie zginął jego ojciec.

Grono artystów, którzy pracowali z Andrzejem Wajdą, poprosiliśmy o refleksje na temat Jubilata.

ANNA POLONY, aktorka: - Muszę przyznać, że do dziś czuję ogromną wdzięczność wobec tego wspaniałego artysty. A datuje się ona od czasu tragicznej śmierci Konrada Swinarskiego. Byliśmy wówczas w Starym Teatrze załamani, nie mogliśmy się pozbierać. I wtedy właśnie Andrzej Wajda postanowił zrealizować wielkie przedsięwzięcie, jakim był spektakl "Z biegiem lat, z biegiem dni". Tą decyzją podtrzymał nasz zespół na duchu, zintegrował nas, dając nadzieję na nowy czas w teatrze. A mnie osobiście podał pomocną dłoń, dając współreżyserię spektaklu i obsadzając w roli Dulskiej - pierwszej tak charakterystycznej postaci w moim ówczesnym dorobku. Dzięki Wajdzie zagrałam potwornego babotona, choć przecież Konrad kreował mnie na heroinę. Jednym z najciekawszych spotkań z Wajdą była nasza praca nad spektaklem "Mishima". Oboje byliśmy wówczas chorzy, a więc i bardziej napięci, zdenerwowani. Ale te nasze bolesne poszukiwania znalazły odbicie w bardzo interesującym spektaklu. Podczas prób, kiedy chwilami nie miałam już sił, błagałam go o dublurę. A Wajda mówił: "Próbuj aż do skutku. Jeśli padniesz, no to trudno". Były też chwile spięć, szczególnie, gdy próbowałam ingerować w reżyserowanie, czego Wajda nienawidzi. Wtedy słyszałam: "Haniu, myśl o swojej roli, a nie wtrącaj się w moją pracę". I tym samym przywoływał mnie do porządku. Mimo to pracowało nam się wspaniale. Ale żeby nie było tak słodko, muszę do tej beczki miodu dołożyć maleńką łyżeczkę dziegciu. Otóż mam żal, a nawet pretensje do naszego Jubilata o to, że nie dał mi w filmie roli na miarę moich ambicji. Co nie zmienia postaci rzeczy, że uważam go za wspaniałego artystę i składam mu najlepsze życzenia. (JOC)

ANDRZEJ ŁAPICKI, aktor: - Andrzej Wajda jest bez wątpienia wspaniałym i wielkim artystą. Praca z nim była dla mnie prawdziwym zaszczytem i przyjemnością. I nie mówię tego kurtuazyjnie, z powodu jego urodzin, ale ze szczerego serca. Spotkaliśmy się w pracy wielokrotnie, m.in. przy takich filmach, jak: "Wszystko na sprzedaż", "Ziemia obiecana", "Panny z Wilka", "Wesele" czy ostatnio "Pan Tadeusz". Pracowaliśmy też razem w filmie "Piłat i inni" - to znakomite dzieło, które niestety jest niemal w Polsce nieznane, nad czym mocno ubolewam. Czas najwyższy, by ten świetny film pokazać szerszej publiczności. Spotkaliśmy się też wielokrotnie w pracy w teatrze, m.in. przy "Play Strindberg" w jego reżyserii, gdzie graliśmy wraz z Tadziem Łomnickim. Wajda jest bardzo wymagającym reżyserem, ale kochającym aktorów i słuchającym ich bardzo uważnie. On wręcz wsłuchuje się w aktora, zbiera z niego wszystko, co najlepsze. Zawsze jest znakomicie przygotowany, wie, czego chce od współtwórców spektaklu czy filmu i dzięki temu nikogo nie zanudza. A w pracy na planie czy na scenie nie ma nic gorszego dla aktorów jak zanudzający reżyser. Życzę Jubilatowi wszystkiego najlepszego i czekam na jego kolejne wspaniałe filmy i przedstawienia. (JOC)

ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ, aktor: - Mówiąc o Andrzeju Wajdzie, że jest wybitnym artystą, nie będę oryginalny, bo o tym wszyscy wiedzą. W pracy spotkaliśmy się zaledwie dwa razy, przy "Pannach z Wilka" i "Ziemi obiecanej", ale znamy się bardzo dobrze. Jest reżyserem wychodzącym naprzeciw wszystkim współtwórcom, nie tylko aktorom. Bardzo uważnie słucha i precyzyjnie selekcjonuje propozycje. Nie jest zamknięty na uwagi. Ma poczucie humoru, dystans wobec siebie, a jednocześnie jest pewien swej siły. I słusznie. Ma też cechy przywódcze, dość charakterystyczne dla wybitnych twórców. Znany jest z wielu powiedzonek, które jednak trzeba słyszeć w jego wykonaniu, z jego intonacją, mimiką - wtedy są najzabawniejsze. "Pięknie gracie, ale grajcie szybciej, bo przyjdą ludzie i będą się nudzić. A Edzio nam to pięknie sfotografuje" - zwykł nieraz mawiać. Edzio to oczywiście Edward Kłosiński. Ale te powiedzonka nigdy nie są rzucane bez powodu, one mają swoje głębokie uzasadnienie. Dołączam się do wszystkich najlepszych życzeń dla Jubilata. (JOC)

ZYGMUNT KONIECZNY, kompozytor: - Najbardziej pamiętam naszą współpracę przy inscenizacji "Biesów" w Starym Teatrze. Napisałem muzykę, która, jak sądziłem, wymaga ostrego, dynamicznego grania. Bo przecież Dostojewski to potężne emocje. W tym celu zaprosiłem do współpracy zespół bigbitowy, jak to się wtedy określało, używający nowoczesnej aparatury nagłaśniającej. Wówczas, w 1971 roku, było to rodzajem wyzwania, niejako skandalu, ale w dobrym znaczeniu. W scenie, w której Stawrogin się wieszał, po długiej ciszy rozlegał się ogłuszający pisk i krzyk. Totalne furioso fortissimo. Reżyser i aktorzy wręcz bali się, że się zawali teatr. Tuż przed premierą usłyszałem, że to za ostre, że ludzie się wystraszą, że nagłośnienie ma być wyraźnie słabsze. Wiedziałem, że to zniweczy mój zamysł. Postanowiłem postawić na swoim. Butelka wódki wręczona przed spektaklem akustykowi dała efekt - wzmacniacze poszły na full. Ludzie niemal z krzeseł pospadali, ale muzyka zrobiła wrażenie. Potem już nikt nie kazał jej ściszać.

Nigdy już później nie miałem z muzyką w teatrze takich kłopotów, ani pracując z Andrzejem Wajdą, ani z innymi reżyserami. Zresztą Andrzej Wajda, np. w przeciwieństwie do Konrada Swinarskiego, który wtrącał się do szczegółów, głównie oczekiwał na propozycje. Oczywiście wcześniej rozmawialiśmy, ale w sumie sprowadzało się to do wskazówki: Napisz mi ładną muzykę. I taką też starałem się pisać i do "Nocy listopadowej", i do "Klątwy", i do "Dybuka". (WAK)

WOJCIECH KILAR, kompozytor: - Pamiętam, przyleciałem z Rzymu do Warszawy i Krzysztof Zanussi, bardzo poruszony, powiedział mi, że poszukuje mnie Andrzej Wajda. Mówił to trochę z dumą, bo już wtedy byłem twórcą muzyki do wszystkich filmów Zanussiego - jego kompozytorem. A tu Wajda poprosił mnie o napisanie muzyki do "Ziemi obiecanej". I tak zaczęła się nasza współpraca.

I - nie obrażając nikogo z innych reżyserów - powiem wręcz, że dla mało kogo pisało mi się tak dobrze jak dla Andrzeja Wajdy. On daje mi zawsze ogromną swobodę w komponowaniu, co jest bardziej zobowiązujące niż szczegółowe planowanie. Oczywiście omawialiśmy muzykę, ale tylko ogólnie - w jakiej scenie powinna się pojawić. Wajda mówił mi jedynie: "Napisz mi dwie-trzy minuty ładnej muzyki". I mnie się to ogromnie podobało. Mogłem komponować, co chciałem, a nie zastanawiać się nad drobiazgami. Czułem się wolny. Przy następnych filmach doszło już do tego, że prawie w ogóle nie rozmawialiśmy.

Filmy Andrzeja Wajdy działają obrazem; są plastyczne, ogromną rolę odgrywa w nich ruch, rytm, barwa. A mnie najlepiej pisze się muzykę właśnie do takich filmów. Dlatego, jak dostaję taśmy Wajdy, od razu budzą się we mnie pomysły. Bo jego filmy są freskami malowanymi szerokim pędzlem i w nich drobiazgi dotyczące muzyki nie grają roli. Dlatego zawsze swobodnie pisałem krótkie utwory, zamknięte pod względem formy. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że reżyser będzie to potem ciął, skracał, powtarzał, wyciszał, pogłaśniał. Pozostawiałem Andrzejowi Wajdzie pełną swobodę - mógł robić z moją muzyką, co chce, bo film jest jego dziełem. Pod tym względem panuje między nami zgoda; ja mam swobodę twórczą, a potem nie mam do reżysera żadnych pretensji. I nigdy nie było między nami spięć. Nawet wtedy, gdy wyrzucił z "Korczaka" wokalizę, która miała towarzyszyć obrazowi smutnych podwórek, czy gdy w "Zemście", jak się okazało, napisałem muzyki trochę za mało. Pracując z Andrzejem Wajdą, nie czuje się presji. Atmosfera w zespole jest bardzo dobra i wszyscy mają poczucie, że robią coś ważnego, dobrego i pięknego.

Moja muzyka do filmów Andrzeja Wajdy należy do tych, które zaczynają żyć własnym życiem i są grywane jako utwory koncertowe. Właśnie wróciłem z koncertu w Chicago, gdzie został wykonany polonez z "Pana Tadeusza", fragmenty miłosne z "Kroniki wypadków miłosnych", a także walc z "Ziemi obiecanej". Dziś już wiem, że wśród moich najlepszych kompozycji filmowych jest przede wszystkim muzyka do filmów Wajdy - tych wymienionych, jak i "Smugi cienia", która była m.in. sygnałem czwartego kanału telewizji brytyjskiej, co odkryłem ze zdziwieniem. (AMS)

JAN NOWICKI, aktor: - Mój artystyczny romans z panem Andrzejem wspominam nadzwyczaj czule; parę razy nam się udało - to były spektakle "Noc listopadowa", "Biesy", "Nastasja Filipowna", bardzo miło spotkaliśmy się także w filmie z "Biegiem lat, z biegiem dni...". Był to okres, kiedy nam się świetnie pracowało, a potem się rozstaliśmy, pan Andrzej miał innych aktorów. Ale ja wciąż pamiętam, że najlepsze moje role - poza "Procesem" czy "Tangiem" - powstały u Andrzeja Wajdy. Ogromnie dużo mu zawdzięczam. Pan Andrzej był mistrzem fantastycznych sformułowań, np. "Niech pan nie gra jak brunet, niech pan gra jak blondyn". Albo uwag, jak ta pod adresem Jurka Bińczyckiego, że Lebiadkin w "Biesach" to jest małpa w salonie. Były to uwagi krótkie i bezcenne. Acz Andrzej Wajda w teatrze nie był twórcą swoich aktorów, on - do czego się zresztą przyznawał - brał aktora już ukształtowanego przez Jerzego Jarockiego, bo to Jarocki tworzył aktora, uczył go warsztatu, rzemiosła...

To fantastyczne, że Andrzej Wajda ciągle jest w znakomitej formie - życzę mu dalszych wspaniałych, artystycznych rezultatów. (WAK)

Prof. TADEUSZ LUBELSKI, Instytut Sztuk Audiowizualnych UJ: - Każdy, kto zetknął się z Andrzejem Wajdą, z jego sposobem myślenia i odczuwania, a zarazem ma w pamięci jego osiągnięcia, kojarzy jego osobę z pojęciem artysty. Bo Wajda to przede wszystkim artysta, rozumiejący swoją działalność w kategoriach zobowiązań wobec odbiorców, a zarazem wobec reguł sztuki. Równocześnie jednak, szczególnie - z oczywistych względów - po 1989 roku, jego aktywność łączy się coraz częściej z rozmaitymi sprawami publicznymi, których ważność mierzy się raczej za pomocą kryteriów społecznych niż artystycznych.

Dla przypomnienia: praca w pierwszym powojennym Senacie, stworzenie Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha czy Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej, a także udział w wielu innych inicjatywach. Otóż rzecz polega na tym, że te dwie strony działalności nie są z sobą sprzeczne, ale odwrotnie: wzajemnie się dopełniają. Andrzej Wajda odnowił dawne wyobrażenie artysty, który poczuwa się do zobowiązań wobec swojej społeczności i stara się z tych zobowiązań wywiązać. W naszej tradycji mamy mnóstwo pięknych przykładów w tej dziedzinie; Wajda dołącza do tej listy. (RS)

PAWEŁ EDELMAN, operator, współpracownik Andrzeja Wajdy m.in. przy "Panu Tadeuszu" i "Zemście": - Dla Andrzeja Wajdy obraz był zawsze najważniejszy, w końcu z wykształcenia jest malarzem. Jako operator często miałem okazję się o tym przekonać. Andrzej Wajda, realizując film, wychodzi zwykle od jakichś konkretnych obrazów czy nurtów w sztuce, traktując je na równi z materiałem literackim, który jest podstawą większości jego filmów. Zwykle reżyserzy czynią odwrotnie; to rozwiązania dramaturgiczne narzucają ustawienie kamery. Natomiast Andrzej Wajda wiele scen wyprowadził wprost z wizji plastycznej.

Jest kreatorem, ale umiejącym słuchać. Jest bardzo otwarty na opinie innych, potrafi skłonić swych współpracowników do dania z siebie tego, co mają najlepsze. Film jest dziełem zbiorowym, więc jeśli reżyser umie inspirować, jest to niezwykle cenna umiejętność.

Każda praca z Andrzejem Wajdą to intelektualna przygoda, nie tylko podczas realizacji, ale od samego początku przygotowań. Od rozmów na temat scenariusza, które nie ograniczają się tylko do omawiania technicznej strony, ale są dyskusją na temat meritum dzieła. Andrzej Wajda kręci zwykle z grupą przyjaciół, doskonale się znamy, co nie tylko ułatwia pracę, ale także sprawia mi ogromną przyjemność.

Andrzej Wajda zaskakuje mnie, ilekroć się z nim spotykam, chce tworzyć ciągle coś innego, nie powielać się. Jest otwarty na nowe prądy w sztuce, przeżywa to, co dzieje się we współczesnym kinie. Nie jest akademikiem, ale chłonie sztukę. Nie stąpa wytyczonymi ścieżkami, poszukuje nowych wyzwań, tropów. To, choć twórca kończy przecież 80 lat, sprawia, że jest wciąż młody duchem. Za to go ogromnie podziwiam. (RS)

ANDRZEJ SEWERYN, aktor: - Nasze pierwsze spotkanie ponad 30 lat temu przy "Ziemi obiecanej" ujawniło mi wyjątkową intensywność pracy z tym twórcą. Wszyscy mieliśmy poczucie, że pracujemy nad czymś niezwykle ważnym. A jakiż tam się zebrał znakomity zespół - od twórczyń kostiumów Basi Ptak i Krysi Zachwatowicz poczynając, poprzez choreografa Tadeusza Kosarewicza, po autorów zdjęć Edwarda Kłosińskiego, Witolda Sobocińskiego, Wacława Dybowskiego. I do tego aktorzy, którzy byli w szczytowym dla siebie okresie życia, bo ten film Andrzej obsadził wręcz idealnie, w najmniejszych nawet rolach. I tak nas wszystkich z naszą trójką - z Pszoniakiem, Olbrychskim i mną - poprowadził do zwycięstwa.

Wiem, że o Andrzeju mówi się, że ma znakomitą intuicję w doborze aktorów. Tak wielka intuicja to wartość dana nielicznym. Andrzej przy tym dobrze wie, czego chce od aktorów i ma do nich zaufanie. Jest w nim wielka wolność, to niezwykle otwarty artysta, który wie również, że film jest pracą zespołową.

Ta intuicja Andrzeja ma i wymiar szerszy; on wielokrotnie udowodnił, że potrafi mówić o historii naszego kraju w sposób, który nas zawsze zaskakiwał. Tak w sytuacji PRL-owskiego ograniczenia wolności, jak i dzisiaj, idzie w swoich filmach tak daleko, jak tylko można. Nie zapominajmy o "Kanale" i "Popiele i diamencie", filmach pokazujących naszą historię inaczej, niż podręczniki szkolne z tamtych lat. W "Ziemi obiecanej" pokazał nam, że myśmy w Polsce mieli kapitalizm - wbrew ówczesnej wizji przeszłości naszego kraju. W "Człowieku z marmuru" nie mógł podważać systemu ekonomiczno-politycznego, jaki wówczas panował, ale dał nam jedyny, niezwykły obraz okresu stalinizmu, a potem, w "Człowieku z żelaza" szedł jeszcze dalej, ścigał się z rzeczywistością. Kilka lat temu zaś, już w wolnej Polsce, uniknął triumfującej wizji naszej przeszłości tworząc gorzki obraz przegranego pokolenia emigracyjnego w "Panu Tadeuszu". A wybór "Zemsty" też przecie nie był tylko wyborem czysto artystowskim.

Może to i naiwne pytanie, ale stawiam je: jakby wyglądała polska kinematografia, gdyby nie było Andrzeja? Odpowiedź wypada wstrząsająca - bylibyśmy pozbawieni czegoś niezwykłego. Bylibyśmy UBOŻSI!

Pragnę też wspomnieć o znaczeniu Andrzeja Wajdy za granicą, o czym mogę mówić żyjąc we Francji. Dam jeden przykład. Goszcząc w Paryżu z okazji nominacji na członka Akademii Sztuki, w Akademii Francuskiej, odbył Andrzej dwugodzinną rozmowę z ówczesnym premierem Lionelem Jospinem. I ten przyznał, że pod wpływem filmów Wajdy przeszedł osobistą ewolucję poglądów porzucając naiwną przeszłość trockistowską. Tak więc Andrzej Wajda kształtował swymi dziełami nie tylko myślenie Polaków, ale i np. francuskiej lewicy!

I oczywiście formował Andrzej i mnie; przy nim uczyłem się kina, przy nim rozwijałem się jako aktor, a teraz, pracując jako reżyser filmowy czy telewizyjny, korzystam na pewno z tego, czego nauczyłem się od Andrzeja. I wreszcie muszę powiedzieć, że jestem człowiekiem, którego życie zmienił właśnie Andrzej Wajda. To Andrzej obsadzając mnie w "Onych" Witkacego w Nanterre w 1980 roku, sprawił, że zostałem we Francji, że zaistniałem w tym świecie. Dzięki Andrzejowi też nie byłem tam całkiem anonimowy, to on rok wcześniej powierzył mi główną rolę w filmie "Dyrygent", rolę, która została nagrodzona Srebrnym Niedźwiedziem na festiwalu w Berlinie. Tak więc pod każdym względem odczuwam wobec Andrzeja ogromną wdzięczność - jako Polak, kształtowany przez jego filmy, jako aktor, który w kilku z nich miał szczęście grać i jako człowiek, którego los odmieniła właśnie praca z tym wielkim reżyserem. Andrzeju - z okazji Twych urodzin życzę Ci zdrowia i sił, abyś mógł nakręcić Twój kolejny film, film, o którym wiemy, że jest dla Ciebie szczególnie ważny. (WAK)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji