O Dumnej legendzie. Rzecz o Janie z Kolna
Na odsłonięcie kurtyny czeka się z pewnym niepokojem. Czy Teatr Lalek, w którym umowność jest o tyle większa, niż w zwykłym teatrze, potrafi wzruszyć i przekonać dorosłego widza? Czy potrafi przekazać mu wszystkie wartości sztuki? Pytanie to nasuwa się w związku z zamierzeniami autora - Franciszka Fenikowskiego, który sztukę lalkową "Dumna legenda" stworzył właśnie z myślą o starszej młodzieży i dorosłych.
Pierwsze sceny trochę, trzeba przyznać, zaskakują. Poważne kwestie "w ustach" drewnianych kukiełek wydają się nieporozumieniem. Ale to tylko na początku. W miarę rozwijania się akcji, uelastycznia się nasza wyobraźnia, nabieramy zaufania do lalek przedstawiających bohaterów sztuki, zaczynamy im wierzyć.
Do głosu dochodzi autor: poetyckim słowem, umiejętnością budowania fabuły zmusza widza do uważnego śledzenia interesujących wątków sztuki, do śledzenia przygód jej postaci.
Zaczynamy przeżywać całą historię, a jest ona naprawdę piękna i wzruszająca. Dzieje legendarnego żeglarza Jana, który z pańszczyźnianego chłopa przeobraża się w nieustraszonego odkrywcę nowego lądu, odnajdującego, jak chce legenda, przed Kolumbem Amerykę Północną, są przedstawione przez autora w sposób bliski i ludzki, a przy tym w sposób wysoce artystyczny.
Żywa, ciekawa treść, doskonałe zarysowanie postaci, prosty, piękny język stwarzają widowisko godne roku jubileuszowego (Państwowy Teatr Lalek wystawił tę sztukę z okazji 10-lecia Polski Ludowej i 500-lecia przyłączenia Gdańska do Macierzy). Legenda, wywodząca się z morskich tradycji ludu kaszubskiego, legenda przepojona duchem humanizmu ma poza wartością rozrywkową duże walory wychowawcze. Zwłaszcza młodzi widzowie z pasją, z entuzjazmem śledzą losy bohaterskiego żeglarza, ciesząc się jego triumfami, ciesząc się ostatecznym zwycięstwem sprawiedliwej, postępowej idei.
Trzeba było widzieć z jaką emocją oklaskiwała młoda publiczność triumf Jana Kolneńczyka, kiedy udało mu się przekonać duńskiego Chrystiana o tym, że ziemia jest okrągła. Jaką radość i ulgę sprawił fakt ostatecznego odkrycia lądu. Żywą reakcję wywoływały sceny dekonspirujące obóz ciemnoty i zacofania. Podczas rozmowy patra Gundolfa z rajcą Kunonem Rothem, siedząca przede mną uczennica piątej klasy co chwila wybuchała głośnym oburzeniem:
- Nie bujaj, jaki bujacz... widzicie go... - wygrażała pięścią kukle, wyobrażającej przewrotnego mnicha.
Chyba taka reakcja ze strony widza jest najlepszą oceną wartości sztuki.
Duże powodzenie miały także wesołe sceny marynarskie. Szczególnie sylwetka rubasznego Piotra przypadła publiczności do gustu. Słyszałam jak w antrakcie, niczym najlepszy kawał powtarzali sobie młodzi powiedzonko o "bosej" głowie kucharza.
Wiele radości wywołała scena przedstawiająca sen dwóch tchórzy: Gundolfa i rajcy Kunona. Pojawienie się ognistego smoka wywołało na widowni szmer podziwu, a sądząc po okrągłych oczach młodych widzów, i niezgorszy dreszczyk emocji. Scena ta, obok kapitalnego, na pół jasełkowego intermedium, należy zresztą do najbardziej udanych, w sposób dowcipny, groteskowy wykpiwa wiarę w strachy i zabobon.
W ogóle należy stwierdzić, że zarówno sytuacje, jak postacie charakterystyczne są mocniejszą stroną sztuki. Postać pozytywnego bohatera, dzielnego Jana z Kolna jest odrobinę za sztywna. Trochę za mało emocjonalnie też przedstawił autor historię nieszczęśliwej miłości Jana do Biety i z kolei Helgi do Jana. Zwłaszcza pewne zastrzeżenie budzi rozwiązanie konfliktu miłosnego Helga - Jan. Po pogróżkach królowej pod adresem dzielnego żeglarza (królowa zresztą też jest dość papierową postacią) można by się spodziewać, że będzie ona konsekwentnie szkodziła Janowi, mszcząc się za despekt, który spotkał jej wysoko urodzoną dworkę. Tymczasem w trakcie decydującego sądu nad Janem tkwi w fotelu, niczym "mumfa" jak określiła to jedna z siedzących przede mną dziewczynek, nie odgrywając właściwie w tej historii żadnej roli.
To są drobne zastrzeżenia, które w niczym nie mogą osłabić ostatecznego wrażenia, jakie pozostanie po obejrzeniu spektaklu. A wrażenie to da się krótko streścić: "Dumna legenda" to piękna, głęboko humanistyczna sztuka. Tak właśnie rozumiana jest ona przez widza, który opuszczając teatr cieszy się triumfem legendarnego polskiego żeglarza, cieszy się zwycięstwem prawdy nad zacofaniem i ciemnotą.
"Dumna legenda" to nie tylko duży sukces autora, to poważne osiągnięcie reżysera i inscenizatora: Natalii Gołębskiej i Ali Bunscha. Szczególnie udaną sceną jest rozmowa patra Gundolfa z klucznikiem w podziemiach więziennych. Wydobyto tu znakomicie nastrój, ca jest zresztą również zasługą osoby klucznika, zrobionego zarówno od strony aktorskiej, jak lalkarskiej doskonale. Bardzo efektowna jest scena batalistyczna, pięknie wygląda wyjście okrętów w morze, pomysłowa jest morska burza (kapitalny ruch fal), dużo lirycznego piękna wydobyła reżyseria ze scen, w których występuje Helga.
Epizodyczna postać stróża nocnego, sylwetki marynarzy, nawet mały, czarny kotek, dzięki umiejętnej reżyserii osiągają zamierzony efekt. Można by mieć pewne zastrzeżenie tylko co do trochę przydługiej sceny bitwy, której nie widzimy, a którą na razie słyszymy. Przedłużający się hałas, budzi w pewnej chwili obawę, czy nie popsuło się coś w maszynerii, poruszającej kurtynę.
Cały zespół aktorski daje tu z siebie dużo wysiłku, a jakkolwiek gra nie jest jeszcze "doszlifowana" wysiłek ten na ogół przynosi dobre rezultaty. Szczególnie dobrze aktorsko (głos, gra, ruchy) wypadły postacie Jana z Kolna (Michał Zarzecki), Piotra kucharza (Henryk Zalesiński), Helgi (Monika Snarska), trefnisia (Józefa Unczur), patra Gundolfa (Gosk). Lalki, pomysłu Ali Bunsha są naprawdę udane. Można by jedynie wysunąć pewne zastrzeżenie co do fizjognomii mnicha Gundolfa, który chyba niepotrzebnie jest aż tak bardzo "ustraszniony".
Słyszałam także głosy, domagające się "odmłodzenia" Jana, w imię uprawdopodobniania gwałtownej miłości Helgi.
Piękne dekoracje, dzieło Ali Bunscha, oraz dobrze dopasowana w charakterze do całości sztuki - muzyka Jerzego Dobrzańskiego podnoszą walory artystyczne widowiska.
Warto, aby piękną sztukę Franciszka Fenikowskiego obejrzeli młodzi i dorośli. Dostarczy im na pewno wielu dobrych wzruszeń.