Artykuły

Wybitny aktor na scenie życia

O Ryszardzie Wojnarowskim trudno pisać w czasie przeszłym. A jeszcze trudniej, jak to bywa we wspomnieniach, pisać "na kolanach". Bo można niebezpiecznie zbliżyć się do nadęcia i bufonady. A tego nie znosił - wspomnienie o Ryszardzie Wojnarowskim (1937-2016).

Artysta "pełną gębą". Wybitny aktor. Człowiek z poczuciem humoru i dystansem do siebie. Kochał życie, teatr i swoje dziewczyny: żonę Kikę, córkę Madzię, wnuczki Zuzię i Hanię, no i zięcia Wojtka (cytat przyjaciół).

Lwowiak z urodzenia

Urodził się we Lwowie. Jego mama zmarła, kiedy miał pół roku. Wychowywała go ciocia, później ukochana "macocha" i ojciec, lekarz weterynarii, człowiek wykształcony, znający języki, trzymający swoich synów w ryzach. Kiedy Ryszard Wojnarowski oznajmił, że chce zostać aktorem, ojciec nie chciał o tym słyszeć. A kiedy wybrał się na premierę spektaklu w Tarnowie, gdzie adept Wojnarowski, zaciągając po lwowsku, wygłaszał swoją jedyną kwestię w sztuce: "Goście przyjechali" - z widowni rozległ się głos ojca: "O, znalazł się Hiszpan ze Lwowa". Ale dużo później, już do Jeleniej Góry, przyjeżdżał na wszystkie premiery syna. W tajemnicy przed synem zbierał wycinki z gazet z recenzjami. Album przekazał synowi dopiero pod koniec życia.

Aktor

- Jeden z najwybitniejszych aktorów, z którymi pracowałam - powie o Ryszardzie Wojnarowskim Irmina Babińska. Pracowała w dziesięciu teatrach w Polsce, zna środowisko. Z Ryszardem Wojnarowskim spotkała się na scenie jeleniogórskiego Teatru Norwida. Znała go jako rekwizytora, który grał w spektaklach epizody. I aktora - już po zdanym egzaminie państwowym - który stworzył wybitne kreacje aktorskie. - Miał poczucie formy, intuicję i inteligencję aktorską. Grał nie tylko emocjami. Był wspaniały na scenie. Z nieograniczonym wachlarzem możliwości: od |omediowych po dramatyczne. A przy tym był dobrym kolegą w zespole.

O tym, że zostanie aktorem, zdecydował wcześnie. Bardzo wcześnie. Właściwie uciekł z domu, zamieszkał w Domu Aktora w Tarnowie i został adeptem na scenie. Pracował krótko w teatrze w Tarnowie, Opolu, Estradzie Wrocławskiej, by w 1957 roku dostać angaż w teatrze w Jeleniej Górze.

Dwa angaże: rekwizytora i adepta sztuki aktorskiej.

Do egzaminu państwowego eksternistycznego startował dwa razy. Pierwszy raz egzamin oblał. Jak wspomina córka Wojnarowskiego Magda: - Tato dostał wtedy radę, że jest dużo zawodów na a: amechanik, ahydraulik, niekoniecznie aktor. Kiedy zdawał egzamin po raz drugi, w teatrze jeleniogórskim był już popularnym aktorem.

Ryszard Wojnarowski w Teatrze Norwida stworzył wybitne kreacje aktorskie, choćby w "Ślubie" u Krystiana Lupy, w "Szewcach", "Ambasadorze", "Pieszo". Z wielkich ról właściwie nie zagrał tylko Hamleta. Zresztą, nie palił się do tej roli. Miał świadomość, że nie ma fizjonomii amanta. Po premierze "Zemsty" w 1985 roku, kiedy na widowni siedziała pierwsza obsada "Zemsty" z 1945 roku w jeleniogórskim teatrze, Dejmek pogratulował mu roli Papkina i... na kilka sezonów zabrał go do Teatru Polskiego w Warszawie.

Wojnarowski o warszawskim okresie opowiadał z humorem: "Nie pchałem się w kolejce, żeby zobaczyć obsadę sztuk. Ja te wszystkie role zagrałem już w Jeleniej Górze".

Na scenę Teatru Norwida już nie wrócił po powrocie z Warszawy. Zrezygnował tam z angażu z ulgą. Pracował w Teatrze Animacji, a później wraz z kolegami odszedł, zakładając Teatr Maska. Scena Profesjonalna ODK. W ostatnim okresie pracy zawodowej ważne były dla niego monodramy, choćby "Uwiedziony" czy Uniwersytet Trzeciego Wieku".

- Tato był strasznym tremiarzem. Przed premierami w domu obchodziliśmy się z nim delikatnie. Największym autorytetem w sprawach teatralnych dla taty była mama i Andrzej Kempa - wspomina córka Magdalena.

- Był niezwykle pokorny na scenie. Reżyserów słuchał, jakby był sztubakiem na scenie. Ufał reżyserom. Tego się nie da nauczyć. On to miał - zaznacza Honorata Magdeczko-Capote, z którą pracował w Teatrze Animacji i współtworzył Teatr Maska - Scena oznaczała dla Rysia życie. Nawet chory, grał ze mną bajki na wyjazdach.

Krzysztof Rogacewicz, z którym Wojnarowski pracował w Teatrze Maska, uparł się na jeszcze jeden ulubiony cytat Wojnarowskiego:

- Rysiu powtarzał za Dejmkiem, że aktor jest od grania, jak dupa od srania. Taki Rysiu był. I to niech znajdzie się w tekście. Bo Rysiu był rubaszny, nie cierpiał ponuractwa. Ale był aktorem na 100 procent. Uważał, że trzeba grać grą, grać sobą. I taka gra wychodziła mu wspaniale. Tuż przed odejściem Ryszard Wojnarowski jeszcze czytał w piechowickim Domu Kultury Sienkiewicza w ramach narodowego czytania klasyków. Już z trudem łapał oddech. Na scenie pozostał niemal do końca.

Artysta

- Był artystą pełną gębą. Nie zawsze docenianym. Bo sztuka i kolektyw nie zawsze idą w parze - powie o Ryszardzie Wojnarowskim mistrz sztuk wizualnych z Michałowic, Paweł Trybalski. Podkreśla, że Rysiek - jak o nim opowiada - przeszedł w życiu niezłą szkołę życia wśród ciotek o arystokratycznym rodowodzie. Kiedy inni aktorzy na scenie musieli próbować manier, Wojnarowski nie musiał. On je miał.

Za to w życiu, takim codziennym, przez niektórych postrzegany był jako "wolny ptak, a nawet cudak". Anegdotami, przysłowiami, cytatami sypał jak z rękawa. Zwłaszcza "po kielichu" - co nie zawsze było odbierane najlepiej przez postronnych.

Artysta życia. To podkreślają wszyscy rozmówcy. - Był autentyczny w podejściu do życia, pełnym humoru. To go cieszyło. Umiał

tym sprawiać radość innym - powie ksiądz Kubek. Kubeczek. Kubuś. Tak do niego mówił Ryszard Wojnarowski.

- Streszczał mi dzieła teatralne, niektóre sceny recytował. Opowiadał teatralne anegdoty. To było dla mnie coś fantastycznego i jedynego - Kubek odwdzięczał się za te chwile, pełniąc choćby rolę kierowcy w ostatnich latach życia:

- Często odbierałem go ze szpitala. Dbałem o to, żeby wszystko, czego potrzebował, mieć pod ręką w samochodzie.

Honorata Magdeczko-Capote zdradza jeszcze jeden rys: - Rysiu posiadał ogromną wiedzę, nie tylko z dziedziny teatralnej. Jeśli interesował się jakimś tematem, znał go do spodu. I był, bez nadęcia, wielkim patriotą.

Rodzina - azylem

- Był wybitnym aktorem. Ale podsumowując życie Rysia, nie sposób pominąć rodziny. Dla niego rodzina - dziewczyny, zięć Wojtek, zwierzęta - była świątynią. A nade wszystko żona Kika. Piękna para. Rysiu lubił czasem się zabawić, ale był prawdziwym dżentelmenem. A Krysię kochał ponad wszystko - opowiada Honorata.

- Tato spotkał mamę na ulicy 1 maja. Podszedł i powiedział: "Dzień dobry, Pani zostanie moją żoną". W noc świętojańską 2017 roku obchodziliby 50. rocznicę ślubu - córka Magda o swoim dzieciństwie, spędzonym pomiędzy rekwizytornią w teatrze a domem, który był dla aktora prywatnym azylem, opowiada w kategorii "wspaniałe-dzieciństwo":

- Tato swoich kolegów i bankiety zostawiał w teatrze. Dom był dla niego oazą spokoju. Miałam poukładany dom. I taki bez cezury wiekowej. Do dziś moi przyjaciele byli i są przyjaciółmi taty i mamy. I odwrotnie.

Raptus w obronie siebie i innych

- Na krzywdę i podłości reagował natychmiast - powie Paweł Trybalski.

Córka Magda wspomina, jak w siermiężnych i szarych czasach PRL-u kochała i nie znosiła chodzić z tatą na zakupy. Kochała: bo ekspedientki dla popularnego aktora wyciągały książki spod lady. Nie znosiła: bo Rysiu Wojnarowski głośno mówił "dzień dobry" i okrutnie się denerwował, jak w sklepie nikt mu nie odpowiadał na pozdrowienie. Zwykł wtedy mawiać: "A dzień dobry, nie łaska odpowiedzieć?"

- Nie znosił bylejakości i chamstwa na ulicy, w sklepach. Reagował na to impulsywnie. Bezkompromisowy - przypomina Magda.

- Wrażliwy raptus. Potrafił wygarnąć komu trzeba, a za chwilę o tym nie pamiętać i dziwić się, że ktoś się obraził - Honorata cytuje anegdoty, jak całe życie "ustawiał" urzędników, a ostatnio pielęgniarki i lekarzy. Kiedyś w sklepie mięsnym rzucił kiełbasę - metkę o ścianę, bo zauważył, że sprzedano mu z nieważnym terminem przydatności.

Zawadiaka i dżentelmen. W autobusie, już w późnym wieku, został pobity przez grupę młodziaków, kiedy stanął w obronie krzywdzonej osoby. I nawet chory, nie znosił, kiedy widział, jak kobieta wykonuje męskie prace.

- Miał klasę - powie Honorata Magdeczko-Capote.

Przyjaciel

- To wielki żal stracić przyjaciela, z którym się pracowało 30 lat na scenie, jak ze swoim mężem. Bo Rysiu do mnie mówił "Krysiu", a do żony "Honorata" -opowiada Honorata Magdeczko-Capote. Potrafiła mu powiedzieć ostre słowa,

a "Rysiu, choć był to obrażalski pan, potrafił to przyjąć".

- Był przyjacielem, który nigdy mnie nie zawiódł - powie wprost Mistrz Trybalski. Często siadali razem na podwórku u Trybalskich, skąd widać panoramę Karkonoszy:

- Nasze góry mieliśmy w zasięgu ręki. Mogliśmy je podziwiać bez wędrówek, co obydwoje ceniliśmy - malarz z Michałowic wybaczał aktorowi z Michałowic spóźnienia na umówione sąsiedzkie spotkania. Doceniał fakt, że domek Wojnarowskich położony jest głęboko w lesie. Nawet na przystanek autobusowy trudno stamtąd dotrzeć.

- Zasapany, zjawiał się Rysiek u mnie -opowiada Trybalski - Jako że był starszy ode mnie o trzy miesiące, wysyłał mnie po papierosy. I to mu też wybaczałem.

Po sąsiedzku, w Michałowicach, Wojnarowski mieszkał ze Zbyszkiem Szumskim, reżyserem i twórcą Teatru Cinema. Spotkali się razem, reżyser i aktor, na próbach do spektaklu Cinemy "Brudne piękno".

- Byłem sąsiadem, ale jednak Wojnarowskiego czytało się jako aktora, nestora wśród aktorów. Nie wiedziałem, jak podejść do niego w pracy na scenie. Ale ten od razu zaznaczył: "Ze mną, jak z dzieckiem" - Zbyszek Szumski podkreśla, że Wojnarowski "pohumorzyć" to szedł jednak do Mistrza Trybalskiego, tego ich dwuosobowego małego kółka wyższego wtajemniczenia humoru. Bo życie, zataczając meandry, kpi z nas. I tę łagodną kpinę Wojnarowski umiał wskazać w anegdotach.

Będzie gadał w sercach

Przez ostatnie lata Ryszard Wojnarowski mierzył się z chorobą, cierpieniem, swoim zniecierpliwieniem chorobą, bezsilnością.

- Nie grał roli chorego człowieka. Przeżywał to autentycznie. Z początku wadził się ze swoją niemocą. Z tym, że kres się zbliża. Podziwiałem w nim to, jak się pogodził: że trzeba odejść godnie - powie Kubek.

- Był tak oburzony brakiem kultury w dzisiejszych czasach, brakiem mądrości, zwłaszcza w polityce, że powiedział: "Pora umierać" - powie Honorata Magdeczko-Capote - Nie chciał mieć smutnego pogrzebu. Zastanawiałam się nawet, jaką "złotą rybkę" mu wpuścić do grobu. W końcu graliśmy ten tytuł ponad 20 lat. I wierzę, że Jędrek - Andrzej Kempa, z którym się przyjaźnił - przywitał go gdzieś tam, gdzie teraz jest i Rysiu.

- Jak się myśli o Rysiu, nie pojawia się smutek, a ciepło. I wiem, że to będzie trwało. Na pewno nie zapadł w milczenie. Wyrazisty Rysiu i jego opowieści będą gadały w nas. W naszych głowach i naszych sercach - Zbyszek Szumski.

- Przekazał rodzinne wartości. Szacunek, miłość, poszanowanie w rodzinie. Był prawym człowiekiem - córka Magda.

- Śmierć nie istnieje. Są tylko przenosiny. Rysiu wypełnił swoje życie. Nie tylko jako aktor. Myślę, że gdzieś tam będzie też mieszkał w tak pięknym domu, jaki miał w Michałowicach - Irmina Babińska.

Ryszard Wojnarowski za wybitne osiągnięcia sceniczne został odznaczony Medalem Zasłużony Kulturze - Gloria Artis. Medal ten miał odebrać podczas inauguracji zbliżających się Jeleniogórskich Spotkań Teatralnych. Nie zdążył. Rodzina i przyjaciele pożegnali go w minioną sobotę, 17 września, na cmentarzu w Piechowicach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji