Manekiny w Alabama Halle
Na Monachium najazd polskich artystów. Wojciech Rajski z Polską Orkiestrą Kameralną i ze słynnym pianistą Justusem Frantzem prezentuje wieczory Beethovenowskie. Filharmonia monachijska zapowiada przyjazd Krzysztofa Pendereckiego, a w Alabama Halle zespół kameralny Teatru Wielkiego z Warszawy występuje z operą Zbigniewa Rudzińskiego "Manekiny" według prozy Brunona Schulza.
Towarzyszyłem zespołowi Teatru Wielkiego. Wjeżdżając na teren okalający Alabama Halle byliśmy - delikatnie mówiąc - zdziwieni. Jest to teren zakładów samochodowych BMW, stosy materiałów budowlanych, śmieci, pogruchotanych karoserii samochodowych okalają drewnianą budę, być może starą halę produkcyjną, o ścianach zabazgranych napisami. Wewnątrz sala obwieszona dźwigami, dziesiątkami reflektorów, ściany oblepione starymi afiszami... Ale w tej sali od dziesięciu lat występują najsłynniejsze zespoły awangardowe - muzyczne, teatralne, baletowe - z całego świata!
Centrum awangardy! Wymarzone miejsce do prezentacji "Manekinów" Zbigniewa Rudzińskiego, tego "panoptikum z muzyką", którego akcja rozgrywa się w zaniedbanej, zagraconej pracowni starego żydowskiego krawca-marzyciela, umieszczonej przez scenografa w pudełku jarmarcznej budy teatralnej. Alabama Halle, z drewnianymi ławkami na piętrzącej się pod sufit widowni, ze ścianami zasmarowanymi rysunkami i koślawymi podpisami artystów stanowiła jakby specjalnie do-komponowane otoczenie do inscenizacji Marka Grzesińskiego i Janusza Wiśniewskiego.
Występy Teatru Wielkiego zapowiadane były wielkimi barwnymi plakatami i miniaturkami tych plakatów rozmieszczonymi po kawiarniach, restauracjach, sklepach; na okładce folderu z kwartalnym planem występów w Alabama Halle fotografia Małgorzaty Wysockiej, małej szwaczki Poldy z "Manekinów"; w dziennikach duże zapowiedzi, wywiady z Robertem Satanowskim... "Das Geheimnis des Werks
ist Geheimnis!" - "Tajemnica dzieła jest tajemnicą" - sparafrazowane wyznanie krawca-stwórcy z "Manekinów" to tytuł dużego artykułu zapowiadającego sześciodniowe występy gościnne Teatru Wielkiego. Widać, że organizatorzy uważają je za wydarzenie sezonu!
Jednak obawialiśmy się o frekwencję. Przyjechaliśmy bowiem do Monachium, gdy panowała tu "zimowa wiosna", ale po kilku godzinach niespodziewanie obudziła się mroźna zima, od Alp nadciągnęły śnieżne zamiecie, na ulicach gołoledź i zaspy.... Na szczęście obawy były płonne. Na premierze nadkomplet. W pierwszych rzędach, na niewygodnych żelaznych krzesłach śmietanka artystyczna i władze miasta, recenzenci ze wszystkich pism bawarskich. Wielka gala! Ale wszyscy siedzą w płaszczach, okutani szalikami, bo Alabama Halle nie jest dostatecznie ogrzewana na niespodziewane mrozy. W amfiteatralnej widowni na drewnianych ławach tłum młodych widzów. Ktoś z organizatorów przed rozpoczęciem spektaklu zachęca publiczność, aby przeczytała uważnie libretto, które w tłumaczeniuTadeusza Kachlaka rozdawano wraz z programami - "aby lepiej zrozumieć niełatwy filozoficznie sens przedstawienia..." (Jakby się przydały takie tłumaczenia librett w naszych teatrach operowych, wystawiających uparcie opery w obcych językach!)
Spektakl wysłuchano w niezwykłym skupieniu, dopiero po zapadnięciu kurtyny niebywały aplauz i wywoływanie wykonawców: Jerzego Artysza, kreującego rolę patriarchalnego krawca-filozofa, marzącego o stworzeniu człowieka na wzór manekinów; Izabelli Kłosińskiej, grającej podwójną rolę sceptycznej służącej Adeli, przemieniającej się w wyobraźni Jakuba w łamiącą serca mężczyzn kobietę z biczem Magdę Wang; Małgorzaty Wysockiej i Katarzyny Klejne, bliźniaczych szwaczek, pół-manekinów skrzeczących piskliwymi głosikami zasłyszane od mistrza-krawca "formułki życia", śpiewaków wcielających się w ożywione przez wyobraźnię krawca manekiny: Wandy Bargiełowskiej, demonicznej i nieszczęśliwej królowej Serbii (nb. Wanda Bargiełowska była zaangażowana przed kilku laty przez dwa sezony w Operze monachijskiej i ma tu swoją publiczność, która pamięta jej wielkie partie!) i Piotra Czajkowskiego, genialnego śpiewaka-kaleki Edzia; artystów odtwarzających przedziwne, upiorne i postacie manekinów: Juliana Kowalczyka, Aleksandra Czajkowskiego-Ładysza, Michała Stojka, Wiesława Kruka... Owacyjnie wywołują widzowie Roberta Satanowskiego, oklaskują świetnie grającą sześcioosobową orkiestrę, przybyłego na premierę kompozytora Zbigniewa Rudzińskiego i reżysera Marka Grzesińskiego.
A następnego dnia we wszystkich pismach monachijskich obszerne, niesłychanie pochlebne recenzje. Krytycy analizują libretto, muzykę, oceniają fachowo inscenizację, grę aktorów. (Recenzent "Tages Zeitung" pisze: "Zaprezentowano wyszukanej jakości zespół o międzynarodowym formacie". Recenzentka "Suddeutsche Zeitung" Barbara Zuber: "Polski kompozytor Zbigniew Rudziński wynalazł fantastyczną Opowieść o krawcu-poecie, który chciał być równy Bogu, w opowiadaniach należącego do grupy fantastycznego realizmu pisarza Bruno Schulza, który został w 1942 zamordowany przez nazistów. Rudziński opracował na tle opowiadania libretto zamykające się w zwartych, muzycznych strukturach tekstu, wyposażając je w pełną teatralnej ekspresji muzykę smyczków i perkusji, przetykaną ironicznymi cytatami i parodiami (...) Nie wolno zmarnować okazji zobaczenia, tego zachwycającego, wzruszającego, czarującego zjawiska teatralnego, jakie ofiarowuje nam zespół warszawskiej opery".
W następnych przedstawieniach w roli Jakuba wystąpił młody, obdarzony pięknym basem śpiewak Czesław Gałka, a w roli Edzia Jacek Parol i Marcin Rudziński, doskonale wkomponowując się w precyzyjną inscenizację spektaklu.
Przez wszystkich sześć wieczorów Alabama Halle była oblężona przez młodych słuchaczy, którzy nie mogli już dostać miejsca w przepełnionej po ostatnie stojące miejsca sali. Pan Wilfried Albrecht, kierownik artystyczny Alabama Halle, szczerze żałował: "Jaka szkoda, że nie możecie tu grać przez kilka tygodni... Wasz występ byłby pięknym zakończeniem działalności Alabama Halle!".
Zakończenie działalności? No cóż, kultura musi ustąpić przed przemysłem. Alabama Halle zostanie już za kilkanaście dni zburzona, a na jej miejscu stanie nowoczesna hala produkcyjna BMW. A na awangardę może hojny sponsor, któremu przecież od podatków odpisuje się dotację na kulturę, wynajdzie jakąś inną starą budę na innym przedmieściu...
Przed samym wyjazdem z Monachium jeszcze jedna nowina. W popołudniówce "Munchner Abendzeitung" wiadomość, że Robert Satanowski za prowadzenie gościnnych występów warszawskiego zespołu został ogłoszony "gwiazdą tygodnia" jako wybitna osobowość artystyczna.