Artykuły

Nasza obora

"Latająca świnia" w reż. Tatiany Malinowskiej-Tyszkiewicz w Teatrze Nie Ma w Szczecinie. Pisze Artur D. Liskowacki w Kurierze Szczecińskim.

Rzecz dzieje się w oborze. Mieszkają w niej zwierzęta: stara Klacz (Natalia Paszkowska), ciężarna, łagodna Krowa (Emilia Zajączkowska) i tłusta, wciąż głodna Świnka (Rita Heigelmann), która marzy, by latać. W świecie zwierząt jest też miejsce dla przejętego swą rolą Koguta (Artur Liwuś) i rozhasanego Psa (Dawid Przybysz), który jeszcze niedawno był szczeniakiem... Głównymi bohaterami tego świata, gospodarstwa - a i spektaklu - są jednak ludzie. Gospodarz (Wojciech Chmurak), Gospodyni (Natalia Zwolińska) ich Sąsiad, wdowiec-pijak, który roztrwonił życie (Adam Szarżanowicz), córka Gospodarzy Dasza (Karolina Grzeszczuk) i jej chłopiec, syn Sąsiada, Liosza (Marcin Pławski)...

Sielsko-bajkowe klimaty opowieści o zwierzątkach, które patrzą z miłością na swych opiekunów, nie bardzo rozumiejąc, co się wokół dzieje, przechodzą nagle w tonację mroczną, chmurną.

Sprawy dramatycznie przyspieszą, gdy Dasza wyzna, że jest w ciąży. Coś trzeba z tym zrobić. A i świnie nie po to się karmi, by latały... To "horror!" krzyczy Kogut Co było zabawne, jest groźne... Ale to rosnący dramat i splot smutnych okoliczności powodują, iż straszna bajka łagodnieje, a ludzie stają się bardziej ludzcy.

Zwierzęta pozostają sobą: dobre, wierne, cierpliwe. I to dzięki nim tragedia zmienia się w romantyczną komedię z łezką refleksji. Tyle że to nie zwierzęta przecież, ale my sami - nasze lepsze Ja, ukryte w ciele (i duszy?) braci mniejszych...

Nie bez kozery Tatiana Malinowska-Tyszkiewicz reżyserując w Teatrze Nie Ma sztukę Mariji Łado "Latająca świnia" od początku nie kryje, że to opowieść o ludziach, a nie o miłych i niewinnych zwierzątkach Rezygnuje nawet z bajkowego kostiumu, brak więc na scenie choćby małych, umownych atrybutów świata zwierząt: ogonów, uszu, wąsów... Młodzi aktorzy delikatnie tylko stylizują swe role na postaci ze "świata zwierzątek': są jednak bardziej (i to jest ładne) dziećmi, niż postaciami z kreskówek o gadających koniach czy krowach. Dziećmi, które odkrywają świat dorosłych: brutalny, bezwzględny, lecz kryjący w sobie pragnienie dobra

Trafnie wybrano dla tego spektaklu formułę zabawy w teatr - wykonawcy niebiorący udziału w scenie odchodzą tylko na bok, a tam, widziani przez widzów, obserwują kolegów i bawią się ich grą - co tworzy dla całości ciepłą, wspólnotową atmosferę.

A że wszystko dzieje się w oborze - to i trochę jak.. w pewnej słynnej stajence. Zwłaszcza że - chyba nie przypadkiem - osią wydarzeń są tu, zagrożone śmiertelnie, narodziny. W spektaklu brak wprawdzie jednoznacznych nawiązań do świętej historii z Betlejem, ale jego uniwersalna wymowa ma w sobie wiele z tej chrześcijańskiej opowieści o Dzieciątku między bydlątkami...

Sztuka Łado tylko na pozór jest jednak miła i jasna, ma też w sobie nurt ciemny, mniej optymistyczny. Pod lukrem happy endu kryje warstwę cierpką, gorzką. A spektakl w OFFicynie, zabawny, sympatyczny, ogrywający sielankowo-bajkową naturę zdarzeń - daje też szansę na odkrycie tej głębszej warstwy. Przypowieści o marzeniach, których prawdziwy kształt tworzy życie, i o życiu, w którym największym darem, dla innych też, jest życie samo...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji